piątek, 16 maja 2014

Rozdział 10. Rodzina jest dla mnie na pierwszym miejscu.



      Usiadłam zmęczona na kanapie pod ścianą i przez chwile przyglądałam się chłopakowi, który odkładał broń do schowka w szafce.
- Mogłabyś do nas dołączyć już na stałe. - Zaczął Tommy, kiedy przyglądałam się swoim pomalowanym na czerwono paznokciom. - Nie chciałabyś? - Spojrzał na mnie, zamykając schowek na klucz.
- Nie wiesz nawet czy będę dobra. - Oparłam się wygodnie, kiedy chłopak usiadł koło mnie.
- Jestem tego pewny, dobrze ci idzie na treningach.
- Właśnie na treningach, a to przypadkiem nie za mało? - Przekrzywiłam głowę lekko w bok.
- Nie. Każdy od czegoś zaczynał, a ty już sobie świetnie radzisz.  Będziesz najlepsza.
- Nie wiem czy dam radę. - Wyjęłam z kieszeni telefon, który wyciszyłam na trening i od razu zauważyłam trzy nieodebrane połączenia - Mama.
- Dasz, przyda nam się dziewczyna w składzie. - Odparł kładąc dłoń na moją kolano. Delikatnie sunął nim w górę i w dół, a ułatwiało mi to że miałam na sobie tylko krótkie spodenki. Spojrzałam na niego zdezorientowana, kiedy jego twarz zaczęła przybliżać się do mojej. Szybko podniosłam się z kanapy i pomachałam telefonem.
- Mama dzwoniła, więc muszę odebrać. - Powiedziałam zamieszana, kiedy Tommy patrzył na mnie mrużąc oczy.
- Jasne, spoko. - Tommy także podniósł się z kanapy i podszedł do szafki wyjmując z niej paczkę papierosów. Westchnęłam cicho i udałam się w stronę wyjścia, wybierając numer mojej mamy.
     Po rozmowie z moja rodzicielką wróciłam do środka i ujrzałam Tommiego patrzącego coś w telefonie.
- Idziemy coś zjeść? - Zapytałam siadając koło niego.
- Jak chcesz możemy zamówić pizzę. - Odparł, chowając komórkę do kieszeni.
- Wolałabym wyjść na miasto. Jest piękna pogoda, a tak w ogóle to dawno nie byliśmy nigdzie razem, oprócz treningów.
- No masz racje, ale nie za długo bo wieczorem muszę odebrać przesyłkę. - Powiedział wstając z sofy i biorąc klucze od magazynu, które leżały na stoliku. Na podłogę rzucił niedopalonego papierosa i zadeptał go swoimi czarnymi adidasami.
- Jasne i tak muszę iść wieczorem na jakąś imprezę do koleżanki mamy, właśnie zadzwoniła mi o tym powiedzieć. - Przekręciłam oczami i wzięłam swoją torbę. - Przejdziemy się no nie?
- Chyba tak, nie opłaca się o tej porze brać samochodu. - Odparł otwierając wejściowe drzwi i przepuszczając mnie przodem.
    Przez chwilę szliśmy w ciszy. Minęliśmy jakieś stare magazyny i garaże, a po chwili znaleźliśmy się w dzielnicy zwanej BRONX. Gdyby nie to, że był ze mną Tommy to nie byłabym taka pewna, że się tu odnajdę. Moje życie ostatnio przekręciło się o 180 stopni i nie wiem czy do wszystkiego się tak szybko przyzwyczaję. Jestem pewna, że gdybym go nie miała to bym się pogubiła w tym całym burdelu, zwanym moim życiem.
- A tak ogólnie to radzisz sobie? Wiesz z tym co się stało, szkołą i rodzicami? - Zapytał, kiedy mijaliśmy zniszczony budynek pod którym stała grupka dziewczyn, patrzących w nasza stronę. Widać było, że gadają o nas bo wskazywały palcami. Nawet mogę się domyśleć o czym. 
- Jakoś muszę. A co do rodziców to z nimi jest najmniejszy problem. Od jakiegoś czasu są całkowicie nie do poznania. - Wzruszyłam ramionami i poprawiłam swoją bluzę, zakrywając dekolt od mojej bluzki. Wole nie ryzykować tutaj kręcą się różne typy.
- To znaczy? - Zapytał, przysuwając się do mnie o kilka centymetrów, co szczerze mnie zdziwiło. On nigdy się tak nie zachowuje.
- Nie są już tak poważni, mniej pracują, spędzają ze sobą czas i ze mną. - Poprawiłam torbę, kiedy podchodziliśmy do metra.
- To chyba dobrze, no nie?
- No oczywiście. - Westchnęłam i podeszliśmy do kasy, aby kupić bilety.

.Justin.

- Nie rozumiesz, że mam swoje obowiązki? Nie mogę w kółko za tobą latać. - Krzyknąłem wymachując rękami. Przy tej dziewczynie nerwy puszczały mi na całego. 
- Tak? Czyli może mi powiesz, że całe dni i noce spędzasz w pracy? - Zrobiła kilka kroków w moją stronę i popatrzyła mi prosto w oczy. 
- Muszę zarabiać, na moją rodzinę. - Syknąłem przez zaciśnięte zęby. 
- Nigdy wcześniej tyle ci to nie zajmowało. - Położyła swoją dłoń na mój policzek i nie odrywała wzroku od moich oczu. - Brakuje mi ciebie nie rozumiesz?
- A ty nie możesz zrozumieć, że mój ojciec zniknął? Nie przysyła już alimentów i nie jest tak łatwo jak wcześniej. - Chciałem się od niej odsunąć, odwrócić wzrok ale uniemożliwiła mi tego, a po tym jak skończyłem mówić zaczęła się śmiać. Na szczęście nikogo nie ma w domu i nie musi słuchać tej naszej ironicznej wymiany zdań, 
- Znam cię Bieber. - Przejechała palcem wzdłuż mojej szyi. - Wogóle plotki szybko się rozchodzą, więc mógłbyś mnie nie okłamywać. - Odparła mrużąc oczy. W takich właśnie chwilach nie rozumiem dziewczyn. 
- O co ci chodzi? - Uniosłem pytająco brwi. 
- Boże Justin! A o co może mi chodzić? Wiem, że masz jakąś dupę na boku. - Syknęła, odwracając się do mnie tyłem. Tym razem to ja wybuchnąłem śmiechem. 
- Słucham? Niby skąd wzięłaś takie informacje? - Złapałem ją za dłoń i odwróciłem w swoją stronę.
- Widocznie dawno nie spotykałeś się z kumplami. Myślałam, że się kochamy. - Krzyknęła, wyrywając swoje dłonie z moich.
- Alison my nawet nie jesteśmy razem. - Odparłem stanowczo i chwile później oberwałem prosto w policzek. 
- Pierdol się dupku! - Wykrzyknęła i omijając mnie wybiegła z mojego pokoju, a następnie mieszkania trzaskając drzwiami. Dobra może i przesadziłem, ale naprawdę czasami mam już dość tej laski.
    Podszedłem do okna i uchyliłem je lekko. Musiałem wpuścić trochę świeżego powietrza, a tak wogóle miałem ochotę zapalić, a nie chce żeby Jaxon czy Jazzy wyczuli. 
Wyjąłem paczkę fajek z szafki od biurka i wyciągnąłem jedną. Zapaliłem zapalniczką, która wcześniej leżała na parapecie i zaciągnąłem się nim powoli. 
Czasem przychodzą takie chwile w których mamy dość swojego życia i u mnie chyba takie nadeszły. Najchętniej bym się położył i zasnął budząc się dopiero jutro. Niestety raczej mi to nie wyjdzie. Mama chciała chyba gdzieś dzisiaj wyjść, więc będę musiał zostać z rodzeństwem.
    Nagle moje rozmyślenia przerwał dźwięk przychodzącego SMS. Wyjąłem komórkę i otworzyłem wiadomość od Matta - " Dzisiaj godzina 20. Manhattan Golden Globe. Będzie Cassey, wiesz co robić. "
Kiedy przeczytałem wiadomość od razu nerwy zaczęły szaleć we mnie ze zdwojoną siłą.  Na prawdę? Akurat teraz.

.Cassey.

   Usiadłam na przeciwko Tommy'ego przed jedną z nowojorskich lodziarni i wzięłam w dłonie menu.
- A ty co zamawiasz? - Zapytałam, przyglądając się karcie z góry na dół. - Ja chyba zaszaleje i wezmę deser czekoladowy. - Uśmiechnęłam się w jego stronę. 
- Mogłem się spodziewać. Ty kochasz czekoladę. - Mrugnął do mnie i także się uśmiechną. Chyba mu tego nigdy nie mówiłam, ale uwielbiam jego uśmiech. - Ja wezmę pucharek lodów, jak dawniej. 
- Okej. - Odparłam i zawołałam kelnerkę, która od razu do nas podeszła i zebrała nasze zamówienia. 
- Dawno tutaj nie byłam. - Powiedziałam kiedy młoda dziewczyna w czarnym fartuszku zaczęła oddalać się od naszego stolika. - Chyba nawet ostatni raz to z tobą i  Meg. 
- O to na prawdę dawno, więc musimy teraz znowu zacząć częściej się tu spotykać. - Odparł i w tym samym momencie, dotknął pod stolikiem swoją nogą mojej. Uśmiechnęłam się w jego stronę i przez jakiś czas siedzieliśmy w ciszy, wpatrując się w siebie. Ciszę między nami przerwała dziewczyna, która postawiła przed nami pucharki z lodami. - Smacznego. - Uśmiechnęła się w naszą stronę.
- Dziękujemy. - Odparłam, odwzajemniając uśmiech i przysunąłem swoje lody bliżej siebie.- Jestem strasznie głodna, a do tego zmęczona. - Powiedziałam tym razem do Tommy'ego i wzięłam do ręki łyżeczkę.
- Ja również, a muszę jeszcze załatwić parę spraw. - Spojrzał na zegarek i zaczął jeść. - Trudno jest ukrywać to wszystko przed rodziną, wydaje mi się że Megan coś podejrzewa.
- W sprawie twojej pracy? - Zapytałam i nabrałam lody na łyżeczkę.
- Tak od jakiegoś czasu dziwnie się zachowuje, a na mnie tylko dziwnie patrzy.  Nie dogadujemy się tak jak kiedyś. - Westchnął.
- Nie przejmuj się. - Przesunęłam swoją dłonią po stoliku i dotknęłam jego ręki delikatnie pocierając. - Ostatnio przy mnie też zachowuje się jakoś inaczej, ale wydaje mi się że jest to spowodowane jej nowym chłopakiem.
- Nie wiedziałem, że ona kogoś ma. - Spojrzałam na mnie zaskoczony, jedząc swoje lody.
- Podobno kogoś poznała, ale nic więcej nie wiem.
      Rozmawialiśmy tak jeszcze przez jakiś czas, ale kiedy zjedliśmy zamówiony przez nas deser stwierdziliśmy, że pora już iść. Ja muszę szykować się na imprezę, a on ma do załatwienia parę spraw w które nie wnikam.
     Zabrałam swoją torbę z krzesła i wyszłam na ruchliwe ulice Nowego Jorku, czekając na Tommy'ego, który poszedł zapłacić. Już po chwili był  przy mnie i ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania. Mówiłam mu, że poradzę sobie sama, lecz on jak zawsze musiał się uprzeć.
- Zadzwonisz jutro?
- Nie wiem. Jutro jest szkoła, a już za dużo lekcji opuściłam.
- Rozumiem, ale wiesz że już niedługo nasze treningi się skończą? I będziesz mogła albo zostać z nami w grupie, albo działać sama? Mam nadzieje, że wtedy o mnie nie zapomnisz.
- No oczywiście, że nie! Możemy się spotykać po za treningami, ale racze nie jutro. Dzisiaj ta impreza, jutro szkoła, a muszę się trochę pouczyć na egzaminy. Może spotkamy się w piątek?
- Okej. To przełożymy piątkowe treningi na sobotę, a w piątek o 20 pójdziemy do kina co ty na to?
- Do kina? Czy mam myśleć, że to randka? - Zapytałam, kiedy staliśmy już przed moim budynkiem.
- Możesz myśleć jak chcesz. - Uśmiechnął się do mnie, ukazując swoje białe zęby.
- No dobrze, to do zobaczenia. - Przytuliłam go lekko, ale kiedy się odwróciłam poczułam jak łapie mnie za rękę.
- Cassey? - Zapytał z lekką chrypką w głosie.
- Tak? - Odpowiedziałam pytanie i  lekko przygryzłam wewnętrzną część policzka.
    On jednak już nic nie odpowiedział, a odwrócił mnie w swoją stronę i pocałował namiętnie.


     Siedziałam obok mojej mamy w restauracji jej koleżanki. Wokół nas kręciło się wiele mężczyzn w garniturach i pięknie ubrane kobiety po trzydziestce. Nie widziałam za to nikogo w swoim wieku i dziwię się dlaczego moi rodzice mnie tu zabrali. Chociaż dobra ostatnio się zmienili, zaczęli więcej spędzać czasu ze sobą, organizują już nam wspólne wakacje, no ale chyba nie muszą ciągać mnie po jakiś nudnych przyjęciach. Nawet nie wiem z jakiej to okazji.
- Witaj Amando. - Moja mam odsunęła krzesło trochę do tyłu i podniosła się, przytulając jak się domyślam swoją przyjaciółkę. 
- Ach witaj Mirando. Jak ja cię dawno nie widziałam. - Odparła moja mama całując kobietę stojącą obok w policzek. - Dziękujemy za zaproszenie.
- Nie ma za co kochana, miło mi cię widzieć i twoją rodzinę. - Uśmiechnęła się w moją stronę i mojego taty, który jak zwykle mało zainteresowany, wstał znudzony od stołu i ucałował jej dłoń. 
- To mój mąż Richard, a to moja córka Cassey. 
- Miło mi panią poznać. - Odparłam najmilej jak potrafiłam i przytuliłam ją lekko.
- A mi ciebie również. Jesteś tak piękna jak twoja mama. - Powiedziała, uśmiechając się w moją stronę i zaczęła rozmowę z moją mamą.
    Nie chciało mi się tam siedzieć i wysłuchiwać ich rozmowy o ich wspomnieniach czy najnowszych trendach mody, więc wskazałam na drzwi balkonowe i szepnęłam bezgłośnie, że muszę się przewietrzyć. Ojciec kiwną tylko głową, więc odwróciłam się i udałam na świeże powietrze.
    Stanęłam oparta o barierkę na tarasie przed wielkim budynkiem z napisem Golden Globe i znudzona patrzyłam się przed siebie bez najmniejszego sensu. Nie miałam ochoty siedzieć na jakimś durnym przyjęciu, kiedy miałam ciekawsze rzeczy do zrobienia. Moje przemyślenia nagle przerwał znajomy głos. 
- Cassey? - Usłyszałam i od razu podniosłam głowę. Ujrzałam przed sobą Justina, który patrzył na mnie i popalał papierosa. 
- Justin? Co ty tutaj robisz? - Odparłam odsuwając się od barierki i schodząc do niego na chodnik.
- A wracam właśnie od kumpla, a ty? - Zapytał, zerkając na nazwę restauracji. 
- Nudzę się na super nudnej imprezie, koleżanki mojej mamy. - Westchnęłam, pocierając swoje ramiona. 
- Jak chcesz mogę cię stąd urwać? - Poruszył swoimi brwiami, zerkając na mnie z chytrym uśmieszkiem. 
- No nie wiem, czy powinnam. - Zagryzłam wargę. Niby staje się niegrzeczna, ale tak uciec i nic im nie powiedzieć. Chociaż przecież, oni się świetnie bawią więc może nie zauważą.
- Nie daj się prosić. - Odparł rzucając papierosa na ziemię i przydeptując go butem. 
- Niech ci będzie. 


._________________. 

No i mamy. Rozdział jest i kolejny też będzie oczywiście za tydzień w piątek :)
Mam nadzieje, że wam się podoba.
Liczę na komentarze.