sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 1. - Odegram się.

Cassey.

                     Usiadłam obok jego łóżka,a łzy nadal wylewały się z moich oczu. Można powiedzieć że płaczę przez całe dwa dni. W mojej głowie pojawia się wiele myśli, a ta niepewność doprowadza do szału, do tego  świadomość, która na każdym kroku przypomina mi, że to tylko i wyłącznie moja wina.
Nawet nie miałam chwili czasu przez te ostatnie dni, aby usiąść przy nim i złapać go za dłoń, jak robię teraz, ponieważ co chwile byłam ciągana po komisariatach. Mama nie odzywa się do mnie ani jednym słowem, ojciec próbuje mnie jakoś wspierać. To on całe dnie spędza ze mną na przesłuchaniach ale wiem, że i jego trapi myśl, że wszystko to moja wina. Sama wiem, że nie mogę nic powiedzieć, nic zrobić bo może to odegrać się jeszcze na moich rodzicach, a tego na pewno nie chce. Jednak sama też nie wiem czy będę potrafiła ukrywać winę Matta.
                    Pogłaskałam delikatnie swoimi palcami, jego zimną dłoń. Nie dawał żadnych oznak życia, leżał tak nie przytomny już przez dwie noce. Mama nie odstępowała go na krok, lecz ojcu w końcu jakoś udało się namówić ją do powrotu przynajmniej na kilka godzin. Postanowiłam przez ten czas posiedzieć trochę przy nim. Oparłam głowę powoli na jego brzuchu, nadal trzymając jego dłoń w swojej i cicho łkałam. Tak bardzo chciałam, abym to ja była na jego miejscu, a on był szczęśliwy i uśmiechał się do wszystkich jak to zawsze robił. Ostatnio bardzo zaniedbałam naszą relacje, ale jak już się obudzi obiecuje, że to się zmieni i będę poświęcać jemu najwięcej czasu jak będę mogła.
                    Pociągnęłam nosem i wzięłam głęboki oddech. Wiem, że powinnam być silna, ale nie potrafię. To wszystko już mnie przerasta, nie dość że kłótnia z Mattem, która spowodowała że mój brat znalazł się tutaj, to jeszcze sprawy sądowe i to, że złożyłam zeznania na policji, pomijając najważniejsze fakty. Ojciec Matta jest adwokatem i na pewno zrobi wszystko, aby jego syn nie znalazł się za kratami. Westchnęłam głośno i mocniej ścisnęłam dłoń Davida.
 - Proszę Cię obudź się, nie możesz zostawić mnie tu samej.. - Ręką zaczęłam ocierać niezdarnie łzy spływające po mojej twarzy, kiedy w tym samym czasie poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. 
- Jest silny i ma dla kogo walczyć. - Zachrypnięty głos mojego ojca dotarł do mojej głowy jak przez mgłę. Odwróciłam powoli głowę i spojrzałam na niego przez łzy. 
- Nie mogę sobie wybaczyć, że to moja wina.  - Westchnęłam podnosząc się. Ojciec objął mnie ramieniem, przysuwając do siebie tak blisko, że wtuliłam się w niego wylewając kolejne łzy.
- Nie mów tak. Dobrze wiemy, że to był wypadek. -Jego dłonie delikatnie głaskały moje plecy, a ja płakałam mocząc przy tym jego bluzę.
Oboje usłyszeliśmy otwieranie się drzwi, na co od razu oderwałam się od niego i otarłam całą twarz. W drzwiach ujrzałam lekarza.
 - Dobry wieczór. Dobrze, że jeszcze państwa zastałem. Mamy wyniki. - Odparł, a po jego wyrazie twarzy nie mogliśmy spodziewać się niczego dobrego. Zacisnęłam dłonie w pięść i mimo wszystko w głowie powtarzałam sobie " wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze, on się obudzi..".
- Niech pan mówi. - Odparł ojciec i znowu objął mnie ręką, jakby chciał dodać mi tym otuchy, lecz to wcale nie działało.
- Więc nie mam dobrych wieści... - Zaczął, a na jego słowa wstrzymałam oddech. - .. stan chłopaka jest ciężki. Próbujemy zrobić wszystko co w nasze mocy, lecz może tego nie.. 
- Nie! - Krzyknęłam nie pozwalając dokończyć mężczyźnie w średnim wieku. - On będzie żyć, będzie żyć rozumie pan? - Obraz przed moimi oczami rozmazywał się, a głos stawał się co raz bardziej zachrypnięty. Wyrwałam się jak najmocniej mogłam z objęć mojego ojca i wybiegłam ze szpitala jak najszybciej potrafiłam, a w głowie krążyła mi tylko jedna myśl - Odegram się.


                                                  Justin.                                                     


                      Zgasiłem silnik swojego nowego czarnego BMW, które udało mi się zdobyć  w jednym z  niedawnych wyścigów ulicznych. Wyszedłem z niego trzepiąc niezdarnie drzwiami. Rozejrzałem się po dzielnicy na której się znajdowałem i szybkim krokiem udałem się przed siebie, do budynku wskazanego wcześniej przez Ryana. Byłem nieco wkurzony, miałem plany już na dzisiejszy wieczór i zapowiadała się fajna noc, ale jak zwykle jeden telefon potrafi zepsuć wszystko. Szarpnąłem mocno za klamkę, na co drzwi starego budynku otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Kiedy tylko znalazłem się w środku, mogłem poczuć mocny zapach alkoholu jak i papierosów, oraz usłyszeć głośny śmiech dziewczyn. Udałem się na drugie piętro schodami, ponieważ jak zauważyłem nie było tu windy. Nawet bez pukania wszedłem, albo można by było powiedzieć wparowałem do środka mieszkania, którego numer dostałem SMS i stanąłem w drzwiach pomieszczenia w którym znajdował się Foutley.
- Chciałeś mnie widzieć. -Odparłem od niechcenia, wbijając wzrok w bruneta siedzącego na fotelu, obok którego siedziało kilka panienek.
- Tak. Dobrze, że jesteś. Przepraszam dziewczyny, ale zostawcie nas na chwile samych. - Spojrzał na dziewczyny, które tym razem wlepiały wzrok w moją osobę. Przewróciłem teatralnie oczami, a jedna z nich wychodząc przejechała dłonią po moim ramieniu.
- Usiądź. - Odparł Matt, odkładając niedopalonego peta do popielniczki. 
- Dzięki, ale postoje. Śpieszy mi się trochę. Co chciałeś? - Zapytałem, wkładając dłonie do kieszeni spodni. Nienawidziłem tego gościa jak tylko mogłem, lecz mimo wszystko jestem na niego skazany. To dzięki niemu, mam jeszcze szanse jakoś żyć. 
- No dobra, mam kłopoty i musisz coś dla mnie załatwić. - Oblizał swoje wargi i podniósł się z fotela. Podchodząc do mnie wyjął z kieszeni swoich spodni czarnego IPhone.
- Dokładnie? - Oparłem się ramieniem o futrynę, przymrużając powieki. 
- Musisz ją załatwić Bieber. - Odparł krótko, pokazując mi zdjęcie jakiejś dziewczyny.



. ____________________ . 

I mamy pierwszy rozdział. Tak wiem, krótki ale taki musiał być. Może i trochę mi nie wyszedł, ale mam nadzieje że dacie swoją opinię i napiszecie co jest do poprawy. Liczę na szczere komentarze i myślę, że chodź trochę zaciekawiłam was? :)
Do NN :3

piątek, 27 grudnia 2013

Prolog.

Matt stał przed dziewczyną, patrząc na nią z największą złością jaka kiedykolwiek go ogarnęła.
- Nie wiedziałem, że taka jesteś. Dziwka. - Wysyczał przez zęby prosto w twarz brązowookiej. Nie pozwolił nawet jej dojść do słowa, nic wyjaśnić, nic powiedzieć. Słuchał tylko własnych myśli i tego czego dowiedział się od znajomych - którzy przecież od początku jej nienawidzili.
- Myślałem, że jesteś inna, a tobie jak zwykle zależało tylko na kasie, tak jak każdej innej. - Zrobił krok w jej stronę, co spowodowało, że się cofnęła. Plecami dotknęła ściany, a to nie było dobre. Oddech coraz bardziej jej przyśpieszał, zawsze mu ufała, przy nim czuła się bezpiecznie lecz dzisiaj bała się go jak nigdy dotąd.
- Dlaczego mi nie wierzysz?  - Zapytała utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Próbowała sobie wmówić, że przecież nic jej nie grozi, że jej nie zrani, lecz w jego głowie kłębiło się coraz więcej myśli - zawsze był nie obliczalny, a teraz gdy myślał, że jego dziewczyna zdradziła go z największym wrogiem jakiego miał, mógł zrobić wszystko, nawet jej.
- Jak mam ci wierzyć? Wszyscy cię z nim widzieli tamtej nocy. Wyjechałem tylko na dwa dni, a ty mnie potraktowałaś jak śmiecia, a przecież tyle ci dałem! - Złapał ją mocno za nadgarstek. Jego oczy przybrały ciemniejszy kolor niż zwykle, a usta zaciskały się w prostą linię.
- Nie spałam z nim! - Chciała wyrwać rękę z jego ucisku, lecz był za silny. Całym ciałem przywarł ją do muru , a usta przystawił do jej szyi. - Przecież wiesz, że taka nie jestem. Nigdy bym ci tego nie zrobiła, a nawet nie wiem o kim mówisz.. - Z każdym kolejnym słowem jej głos załamywał się coraz bardziej, a w oczach pojawiało się coraz więcej łez. Może i go nie kochała, on też jej nie kochał ale mimo wszystko miała nadzieje. Mieli dopiero 18 lat, on myślał tylko o zabawie. Ona była dla niego przygodą, a on dla niej księciem z bajki, który mógł spełnić jej marzenie o miłości, lecz zawiodła się na tym już po pierwszym tygodniu związku. Byli ze sobą prawie rok, a on przez ten czas nie powiedział jej, ani jednego kocham. Myślała, że żywi do niego to uczucie, lecz po pewnym czasie chciała się uwolnić z jego rąk. Jednak za każdym razem przed tą decyzją powstrzymywała ją myśl - przecież może być jeszcze szansa.
 - Dałaś to jemu, to teraz dasz i mi. - Wysyczał i pocałował ją koło ucha, lecz to nie był pocałunek taki jak zawsze składał na jej ciele - namiętny i czuły lecz ostry, szybki i z całą nienawiścią jaką do niej kierował. Chciała uciec, uciec jak najdalej od niego, nie wiedziała czego może się po nim spodziewać, przecież to Matt Foutley - najbardziej nieobliczalny chłopak w miejscowości, który ma wszystko, ale także jest jednym z tych co dla kasy potrafią nawet zabić.
- Zostaw mnie, boję się. - Szepnęła, kiedy brunet zaciskał swoje dłonie jeszcze mocniej na jej nadgarstkach.
- I tak ma być. Chce dostać swoją działkę. Tyle czekałem, a jemu dałaś pierwszej nocy. -  Puścił jej jedną dłoń i przesunął na jej plecy,wsuwając pod bluzkę, lecz nie wiedział, że ten ruch był błędny. Rękę położyła na jego brzuchu i zbierając całą siłę jaką w sobie miała odepchnęła jego ciało od swojego, a już po chwili biegła w stronę wyjścia. Może i to nie pomogło całkowicie w zgubieniu Matta, lecz udało jej się uciec przed strasznym zakończeniem przynajmniej taką miała nadzieje...,lecz czy na pewno dobrą?
Odwróciła się tylko na na chwile, chciała zobaczyć czy za nią biegnie, gdy właśnie w tej samej chwili uderzyła swoim ciałem w coś,a  raczej kogoś.
- David? -Zapytała zaskoczona, widząc przed sobą twarz brata. - Co ty tu.. - Nie zdołała dokończyć, kiedy brat wtulił ją mocno w swoje ciało. Zawsze byli sobie bliscy, od dziecka. Rodzice ciągle zajęci pracą, całymi dniami po za domem, a oni sami. Nigdy nie mieli przed sobą tajemnic, no może do czasu. Do czasu w którym to Cassey zadurzyła się w Foutley'u odstawiając Davida na bok.
- Samanta powiedziała mi o waszej kłótni. - Chłopak przyłożył swoje zimne od mroźnej pogody palce do twarzy dziewczyny, po której spływały łzy. Delikatnie zaczął je ocierać i uśmiechnął się do niej. - Nie płacz, rozumiesz? On nie jest tego warty. - Chciał pocałować ją w czoło, gdy do ich uszu dobiegł męski i zachrypnięty głos.
- Oczywiście. Jestem wart o wiele więcej suko. - Wydusił z siebie odrywając brązowooką od jej starszego brata.
- Zostaw ją. - W głosie Davida można było usłyszeć wielką nienawiść jaką kierował do chłopaka swojej siostry. Nienawidził go, gardził nim na każdym kroku, chociaż przy niej zawsze się powstrzymywał, ale nie teraz gdy jego młodszą siostrzyczkę nazwał zwykłą "suką". - I nie mów tak do niej rozumiesz. - Jego zęby zacisnęły się tak mocno jak nigdy dotąd, ręce które przez wyrwanie Cassey z jego objęć zwisały wzdłuż jego ciała powoli zaczęły się podnosić, a dłonie zaciskać w pięści. - Nie pozwolę na to rozumiesz dupku? - Na jego słowa, można było usłyszeć tylko śmiech wydobyty z ust Matta, który swoje ręce zaciskał w tali swojej dziewczyny.
- Nie powinieneś się w to wtrącać. To jest sprawa moja i Cassey, prawda kochanie? - Przybliżył swoje usta do jej szyi i złożył na niej soczysty pocałunek. Z jej oczu wylewały się już łzy, każdemu może wydawać się to komiczne, lecz ona wiedziała co się święci. Jeśli raz zadrzesz z Foutley'em, on ci nigdy tego nie zapomni.
- Puść mnie Matt. Zakończmy to i zapomnijmy o sobie. Okej? - Wydusiła, próbując powstrzymać łzy. Jej oczy ciągle patrzyły tylko na Davida, wzrokiem błagała go o to aby tylko nic nie robił.
- O nie skarbie, teraz poprosisz brata aby zostawił nas samych, a ty dasz mi to czego chciałaś już od bardzo dawna. - Cassey zebrała sobie wszystkie siły i wyrwała się z jego ucisku, a w tym samym czasie zaciśnięta dłoń Davida wylądowała na twarzy chłopaka.  Dziewczyna nie mogła nic na to poradzić, krzyczała, prosiła aby przestali, lecz żaden nie chciał jej słuchać. David może i był starszy, ale to Matt uczestniczył w już nie jednych bójkach, to on znał najgorszych ludzi z Nowego Jorku i to on był tym niebezpiecznym chłopcem, a koniec tej bójki był do przewidzenia.
David upadł bezwładnie na podłogę, z jego głowy płynęła krew, a mimo to nic nie powstrzymało Matt'a przed dalszym kopaniem i biciem bezbronnego chłopaka. - Zabijesz go. - Po całym korytarzu rozległ się krzyk dziewczyny, która z bezradności opadła na kolana i próbowała odciągnąć swojego byłego chłopaka, od rannego brata. Matt spojrzał na nią z nienawiścią w oczach i odsunął się od niej i ciemnego bruneta.
 - Zapłacisz mi jeszcze za to, nie zapomnij o tym. - Wysyczał, znikając po chwili w ciemnościach korytarza.






______________________________

Prolog za nami :) Mam nadzieje, że was chodź trochę zaciekawiłam i ktoś będzie chciał czytać moje pomysły w tym opowiadaniu.
* Mam prośbę każdy kto to przeczy niech zostawi chociaż mały komentarz, niech napisze jeśli coś jest źle, a może coś dobrze - Po prostu było by mi miło gdyby ktoś zostawił tu swoją opinię :)

A jeśli by ktoś chciał być informowany zapraszam do zakładki - informowani, albo niech po prostu w komentarzu da GG, TT lub swojego bloga gdzie miałabym informować :)
Do 1 rozdziału, który pojawi się jutro :)