niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 26. Naiwność.


Justin
                Postawiłem talerz z kanapkami na stole i usiadłem na krześle.
                - Jaxon! Kanapki gotowe – krzyknąłem do brata, biorąc do ręki szklankę z wodą.
                Miałem dzisiaj okropny dzień, ale co mogę na to poradzić. Od rana siedzę z dzieciakami, mamy jeszcze nie ma, a za pół godziny jestem umówiony z  Ali.  Postanowiłem zakończyć nasz związek. Zrozumiałem, że naprawdę kocham Cassey i nie chce dłużej bawić się w to udawanie, tylko nie wiem co jeszcze zrobić z Mattem.
                - Justin, mogę zjeść przed telewizorem? – Zapytał mój brat wchodząc do kuchni.
                - Młody, nie. Dobrze wiesz co mama myśli na ten temat. Siadaj do stołu i tutaj jedz.
                - No okej -  powiedział niby smutny, ale gdy tylko usiadł na krześle i zaczął jeść kanapki na jego twarzy pojawił się duży uśmiech. – Wiesz, że jutro idziemy do Zoo?
                - Naprawdę? – Zapytałem udając radość, chociaż wątpię że mi się udało. Tak naprawdę ciągle myślałem o tym co się wydarzy za niecałe pół godziny i trochę martwiłem się tym, że mamy jeszcze nie ma.  Dziwnie wyjdzie jak się spóźnię.
                - Tak. Mama obiecała i zobaczymy tygrysy. Będzie fajnie – Uśmiechnął się w moją stronę.
                - No na pewno. Gdzie ta mama? – Zapytałem sam siebie i wstałem od stołu. 
                Podszedłem do drzwi od pokoju siostry i uchyliłem drzwi.
                - Jazzy, mama mówiła coś, że się spóźni czy nie?
                - Mi nic nie mówiła, jak chcesz mogę popilnować Jaxon'a .
                - Tak, na pewno. Mama by mnie zabiła, gdybym zostawił was samych. Dzięki – odparłem i odwróciłem się w stronę kuchni, gdzie już nie było ani brata, ani kanapek.
                - Jaxon! Mówiłem, że przed telewizorem się nie je – miałem już iść do niego, kiedy usłyszałem otwierane drzwi. W końcu.
                - Jestem – odezwała się mama wchodząc do środka.
                - Mamo dobrze, że jesteś – powiedziałem wchodząc do korytarza.
                – Jaxon nakarmiony, Jazzy nie chciała jeść, wszystko jest okej, więc wychodzę – dałem jej buziaka w policzek i założyłem na nogi swoje nowe buty.
                - Cześć  synku, też się cieszę że cię widzę. A mogę przynajmniej wiedzieć gdzie wychodzisz? Myślałam, że spędzimy te popołudnie razem.
                - Umówiłem się z Alison, będę wieczorem. – Uśmiechnąłem się i nie czekając na jej odpowiedź wyszedłem z mieszkania.
                Kiedy byłem na ulicy spojrzałem na zegarek, zostało mi jeszcze dziesięć minut. Zdążę.

Cassey.

                Siedziałam na kanapie w salonie i przeskakiwałam z kanału na kanał. Ciągle myślałam o Tommym, nie chciałam się z nim kłócić, ale też nie mogłam zrozumieć, dlaczego on mi to robi.  Byłam zła na siebie, ale też na niego. A ta złość rozdzierała mnie od środka.
                Moje przemyślenia przerwał dźwięk telefonu.  Niechętnie podniosłam się i sięgnęłam po komórkę, która leżała na stole.
                - Słucham? – Zapytałam nawet nie patrząc kto dzwoni.
                - Cassey? Przyjedź proszę jak najszybciej.
                - Tommy? Żartujesz sobie?  - Zapytałam i teraz żałowałam, że nie spojrzałam kto dzwoni. Nie miałam najmniejszej ochoty w tej chwili z nim rozmawiać.
                - Proszę cię to ważne. Możesz być za chwilę u mnie? – Słyszałam w jego głosie nadzieje na to, abym się zgodziła.
                Nie ma co, trzeba stanąć twarzą w twarz ze swoim strachem. Musimy wszystko wyjaśnić sobie na spokojnie.
                - Okej. Zaraz będę.
                - Pośpiesz się.

                Chwilę później stałam przed drzwiami mieszkania moich przyjaciół. Gdy już miałam nacisnąć dzwonek drzwi się otworzyły.
- Jeszcze zdążyłaś – odparł Tommy i pociągnął mnie za rękę do środka.
                Przez pierwszą chwilę nie wiedziałam o co mu chodzi, ale kiedy zamknął drzwi usłyszałam głośne krzyki roznoszące się po domu.
                - Myślałam, że coś dla ciebie znaczę! A ty co bawiłeś się moimi uczuciami tak? Tylko tyle dla ciebie znaczyłam? Byłam zabawką, która miała przybliżyć cię do Cassey tak?! Byłam taka naiwna.
                - A co ty sobie myślałaś? Że ja cię kocham? Liczyło się tylko dojście do tej suki, no i może jeszcze zabawa.
                Gdy zrozumiałam kto wypowiedział te słowa, aż zrobiło mi się słabo. Myślałam, że zemdleje. To nie mogła byś prawda.
                - I co teraz mnie tak po prostu zostawisz tak?!  Tylko przez to, że jestem w ciąży?! Idiota, ale nie myśl sobie, że będę nadal trzymała te twoje sekrety i kryła Justina. Wszystko wyjdzie na jaw!
                - Nie jesteś mi już potrzebna i nie boje się ciebie. Zapomnij! – Głos Matta rozniósł się po całym mieszkaniu i usłyszałam kroki zbliżające się w naszą stronę.
                Moje serce biło niesamowicie mocno, nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Tommy miał racje, oni wszyscy knuli przeciwko mnie.  
                Kolejny raz w przeciągu kilku minut poczułam mocne szarpnięcie i zostałam wciągnięta do pokoju obok. Chłopak zamknął drzwi i stanął cicho opierając się o nie. Nic się nie odzywałam, wiedziałam, że tam za ścianą znajduje się mój największy wróg, nawet jeszcze większy niż myślałam jakieś pół godziny wcześniej. Teraz zniszczył wszystko, wszystko co miało dla mnie jakiś większy sens.
                Staliśmy tak z Tommy’m patrząc na siebie w ciszy.  Nie umiałam nic z siebie wydusić, nie mogłam uwierzyć po prostu w to co usłyszałam chwile wcześniej.  Czekałam, aż Matt opuści to mieszkanie i będę mogła uciec jak najdalej od ludzi, chciałam być sama chociaż wiedziałam, że jest to niemożliwe.
                W chwili gdy chłopak chciał coś powiedzieć usłyszeliśmy mocne trzaśnięcie drzwiami, a następnie huk spadających rzeczy gdzieś na górze. Megan musiała być załamana, ale na pewno nie tak jak ja. Moja najlepsza przyjaciółka i mój prawie chłopak  działali przeciwko mnie, a ja tak głupio im wierzyłam.
                - Tommy, ja przepraszam. Naprawdę przepraszam – szepnęłam załamana patrząc na mojego przyjaciela. Wiedziałam, że za chwile cała zaleje się łzami, bo twarz chłopaka powoli robiła się rozmazana.
                - Cassey nie przepraszaj, musisz być teraz silna rozumiesz. Musisz raz na zawsze zerwać kontakt z Justinem i musisz dać mi sobie pomóc. Cassey słyszysz mnie? – Zapytał kładąc swoje dłonie na moich ramionach, patrząc prosto w moje oczy.
                Nie potrafiłam nic odpowiedzieć, więc tylko pokiwałam głową i wtuliłam się w jego ciało.
Byłam tak cholernie na siebie zła. Jako jedyny był wobec mnie szczery i lojalny, a ja tak źle go potraktowałam i uwierzyłam tym, co tak  naprawdę działali w przeciwnej drużynie. Jestem taką idiotką.
                - Zawiozę cię do niego.
                - Co? – Odsunęłam się od niego. – Nie, Tommy ja nie mam ochoty go widzieć – powiedziałam szybko wystraszona. Jak ja mogłam teraz spojrzeć na niego, przecież ja oddałam mu się cała, pokochałam go, a on się tylko mną bawił. Teraz najchętniej zniknęłabym z tego świata.
                - No co? Powiesz mu wszystko prosto w twarz. Nie możesz pokazać im, że jesteś słaba rozumiesz?
                Może i on miał racje. Justin bawił się mną cały czas, ale nie mogę pozwolić mu na to nawet minuty dłużej.  Lepiej, żebym zakończyła to od razu.
                - Niech będzie, ale potem chce od razu do domu.
                - No jasne, a teraz chodź zanim Megan nas zobaczy. Potem sam się z nią rozprawię  – powiedział i złapał moją dłoń.

Siedziałam na miejscu pasażera i w ciszy wpatrywałam się w mijające budynki. Byliśmy coraz bliżej jego domu, a moje serce biło coraz mocniej. Teraz zrozumiałam, że naprawdę go pokochałam i to tak jak jeszcze nigdy nikogo. Stał się dla mnie jedną z najważniejszych osób, zaraz po moich rodzicach. Myślałam, uwierzyłam mu, że on mnie też pokochał,  a on. On po prostu perfidnie kłamał prosto w moje oczy.
                - Jesteśmy – powiedział Tommy, kiedy zaparkował przed domem Justina. – Chcesz abym poszedł z tobą?
                - Nie, załatwię to sama – szepnęłam i otworzyłam drzwi.
Stanęłam na chwilę na środku chodnika i patrzyłam się w stronę drzwi. Bałam się cholernie, bałam się go zobaczyć, bo wiedziałam, że mogłabym nie wytrzymać i po prostu wybuchnąć płaczem. Ale muszę być silna, nie mogę okazać skruchy.
                Wyprostowałam się, otarłam ręką oczy i pewnym krokiem ruszyłam w stronę wejścia. Stojąc już na najwyższym stopniu, nacisnęłam dzwonek i czekałam, aż drzwi się otworzą.
                Chwilę później stanęła przede mną kobieta.
                - Dzień dobry.  Jest może Justin? – Zapytałam, próbując zapanować nad swoim głosem.
                - Dzień dobry.  Oczywiście, wejdź.
                - Dziękuje – odparłam i uśmiechnęłam się delikatnie do niej. Weszłam do środka, a następnie zdjęłam buty.
                - Jest w swoim pokoju, tamte drzwi – Wskazała ręką.  
                Nie czekając dłużej ruszyłam do niego, a kobieta wróciła raczej do swoich poprzednich czynności.  Czułam się nie zręcznie wiedząc, że jego rodzina może nas usłyszeć, ale nie mogłam się teraz tym przejmować. Musiałam załatwić sprawę raz na zawsze.
                Biorąc głęboki oddech otworzyłam drzwi od jego pokoju i weszłam do środka. Chłopak w tym samym momencie odwrócił się w moją stronę i zauważyłam zaskoczenie w jego oczach.
                - Cassey? Co ty tutaj robisz? – Wstał z krzesła na którym siedział i zaczął iść w moim kierunku.
                Zamknęłam szybko drzwi, aby jego mama nas nie usłyszała i spojrzałam w jego oczy.
                - Znam całą prawdę
                - Co? – Zapytał jakby nie wiedział o czym mówię, ale wiedział i ja to dobrze wiem.
                - Proszę cię, przestań już kłamać. Wszystko wiem. Nie wiedziałam, że ty i Megan tak możecie mnie potraktować.
                - Cassey to nie tak jak myślisz…
                - Nie Justin. Ja dobrze wiem o co tutaj chodzi, szkoda tylko, że tak późno to zrozumiałam.
Przyszłam tutaj tylko na chwilę. Wiem, że to co było między nami to tylko zwykłe kłamstwa  z twojej strony i może kompletnie nie obchodzą cię moje uczucia, ale wydawało mi się że jesteś innym człowiekiem. Szkoda, że tak cholernie się na tobie zawiodłam. Proszę cię tylko, żebyś dał mi spokój i już nigdy nie pojawił się w moim życiu. Mam nadzieje, że uszanujesz moją prośbę, a teraz żegnam – nie dając mu czasu na odpowiedź szybko wyszłam z jego pokoju i udałam  się do wyjścia.
                - Cassey! Zaczekaj…- krzyknął udając się zaraz za mną, ale szybko założyłam buty i opuściłam mieszkanie.
                Próbując powstrzymać łzy, biegiem udałam się do samochodu. To tak bardzo bolało, ale wiedziałam, że to co zrobił nie miało żadnego usprawiedliwienia.
                 Otworzyłam drzwi  auta i usiadłam na wcześniej zajmowanym miejscu. Spojrzałam jeszcze raz w stronę budynku i zauważyłam wybiegającego Justina, który rozglądał się, szukając mnie wzrokiem. Nasze oczy spotkały się w pewnej chwili, ale nie mogłam pozwolić aby trwało to chociażby kilka sekund dłużej.
                - Jedź – spojrzałam na Tommy’ego, a on od razu wykonał moje polecenie.  


_______________________________

Proszę mamy rozdział 26 i tak wielkimi krokami zbliżamy się do końca.
Przed nami niecałe dziesięć rozdziałów i koniec ... no chyba, że nasi  czytelnicy w końcu zainteresują się opowiadaniem.
Jest mi bardzo przykro informuje 20 osób, a komentuje 2? Bardzo miło naprawdę. Dziękujemy.


niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 25. Piękne chwile.


                Razem z Justin’em siedzieliśmy na kanapie u mnie w salonie. Plecami delikatnie opierałam się o jego klatkę piersiową, która z każdym oddechem unosiła się powoli do góry i do dołu. Oglądaliśmy jakąś komedię, która akurat leciała w telewizji. Nie mogłam się jednak skupić na filmie, ponieważ po mojej głowie ciągle krążyły myśli dotyczące tego co powiedział mi Tommy i tego, co odpowiedział na to Justin. Im bardziej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej nie wiedziałam, dlaczego któryś z nich miałby mnie okłamać. Przecież obaj byli dla mnie bardzo ważni i zawsze wydawało mi się, że ja dla nich także.
                Postanowiłam więc wrócić do poprzedniej rozmowy z Justin’em. Odsunęłam się bez pośpiechu od niego, tak żebyśmy mogli spojrzeć sobie w oczy i usiadłam podkulając nogi do brzucha
                - Justin.. – Zaczęłam delikatnie przeciągając.
                - Hemm..? – Chłopak spojrzał na mnie i pytająco kiwnął głową.
                - Naprawdę mnie nie okłamujesz?
                - Cassey, nie żartuj.  Przecież ja bym cię nie mógł okłamać.
                - No tak.. Ale wiesz, że Tommy też nie ma do tego podstaw.
                - Przecież ci mówiłem, że Tommy już wcześniej miał coś do mnie. Ja serio nie wiem o co mu chodzi. – Widziałam jak na twarzy chłopaka pojawia się grymas złości.
                - Justin, nie denerwuj się. Ja po prostu chce to wyjaśnić. Zrozum mnie, kiedy w końcu do mojego życia wkracza trochę szczęścia, to nie może ono zostać w nim na długo, bo zaraz znowu dzieje się coś złego. – Westchnęłam cicho. - Takie błędne koło, którego nie da się pozbyć.
                - Skarbie, rozumiem cię. – Poczułam jak Justin swoją ciepłą dłonią lekko głaszcze moje ramię. – Musisz mi zaufać, wszystko będzie dobrze. Nie przejmuj się tym co mówi Tommy. On bredzi. Może po prostu ma coś do ukrycia przed tobą i chce odwrócić od tego uwagę, dlatego gada na mnie jakieś głupoty.
                - Wątpię, że on chciałby coś przede mną ukryć. Przyjaźnimy się już całkiem długo, zawsze byliśmy ze sobą szczerzy.
                - W każdym bądź razie, bardzo cie proszę, nie wierz mu w to co mówi na mój temat. Ja po prostu nie potrafiłbym ci tego zrobić. Jesteś dla mnie najważniejsza.
                Poczułam jak ręka Justin’a teraz gładzi mój policzek. Chłopak pomału zbliżył się i czule mnie pocałował. Przytuliłam się do niego. Uwielbiałam to robić, bo zawsze pachniał tak ładnie. Na moment zapomniałam o wszystkim dookoła i myślałam jedynie o tym, że nic nigdy nie mogłoby mi zastąpić zapachu jego skóry.
                Tą piękną chwilę przerwał jednak sygnał sms’a w telefonie Justin’s. Odsunęłam się od chłopaka i obdarzając go uśmiechem powiedziałam mu żeby sprawdził co to, bo to może być coś ważnego. Okazało się, że musi już wracać do domu, bo mama poprosiła go o zajęcie się młodszym rodzeństwem. Postanowiłam, więc odprowadzić go do metra. Tam pożegnałam się z Justinem, a on obiecał, że zadzwoni przed snem.


                Kiedy wracałam do domu poczułam, że mam ochotę zjeść coś słodkiego. Zaszłam więc do najbliższej cukierni. Na początku nie wiedziałam co właściwie wybrać, jednak kiedy zobaczyłam czekoladowe muffinki  z kremem od razu podjęłam decyzję. Od zawsze miałam do nich słabość.
                Gdy wyszłam z cukierni zaczęłam kierować się powoli w stronę domu. Nie śpieszyło mi się jakoś szczególnie, bo właściwie ani nie byłam z nikim umówiona, ani nie miałam nic szczególnego do zrobienia. Miałam resztę popołudnia i cały wieczór tylko dla siebie i muffinków.
                Byłam już całkiem blisko mieszkania, kiedy zobaczyłam idącą naprzeciwko mnie Megan. Uśmiechnęłam się do niej, jednak ona jakby mnie nie zauważyła. Właściwie im bliżej siebie byłyśmy  tym lepiej widziałam, że dziewczyna jest zupełnie rozkojarzona. Nigdy jej w takim stanie nie spotkałam. Wyglądała inaczej niż zwykle. Na twarzy nie miała swojego idealnego makijażu. Być może jej rzęsy były delikatnie pomalowane tuszem, ale nawet na ustach nie miała swojego ulubionego, różowego błyszczyku. Z kolei jej włosy, które najczęściej były puszyste i spływały falami wzdłuż jej ramion, teraz były związane w zwykły kucyk.
                - Cześć Megan. – Odparłam, kiedy dzieliła nas już niewielka odległość.
                Dziewczyna jednak nie zwróciła w ogóle na mnie uwagi i bez słowa szła dalej.
                - Megan. – Powtórzyłam jej imię trochę głośniej i lekko chwyciłam ją za przedramię.  
                - Oo.. Cześć Cassey. Przepraszam, nie zauważyłam cię. – Odezwała się roztrzęsionym głosem.
                - Zdarza się. – Posłałam do niej uśmiech. – Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej. Może mogę ci jakoś pomóc?
                - Wiesz Cassey, nie wiem czy ktokolwiek może mi teraz pomóc..
                - Jak to? Co jest Megan?
                - Po prostu.. Ja nie wiem. My się przecież zabezpieczaliśmy.. Cassey, ja jestem w ciąży. – Dziewczyna wyszeptała ostatnie słowa, a mnie zamurowało. Gdybyśmy były starsze na pewno bym jej gratulowało, ale teraz. Teraz nie wiedziałam co mam jej powiedzieć.
                Zobaczyłam jak z knocika jej oka wymyka się słona łza i spływa po jej policzku. Przytuliłam ją mocno do siebie. W końcu jest moją przyjaciółką, nie mogę jej zostawić w takim sanie. Tak bardzo jej współczuje. Nie wiem co na jej miejscu bym zrobiła.
                - Megan, będzie dobrze. To nie koniec świata. – Zaczęłam ją pocieszać i uspokajać. – Jack to świetny chłopak. Na pewno ci pomoże i cię wesprze. Nie możesz się załamywać. Jesteś przecież silną dziewczyną.
                - Nie dam sobie rady. Cassey, sama musisz przyznać, że dziecko w tym wieku nie jest czymś powszechnym. – Megan popatrzyła na mnie przecierając oczy.
                - No tak, ale są dziewczyny młodsze od nas, które rodzą dzieci i dają sobie z nimi radę. – Popatrzyłam na nią. – Chodźmy do mnie. Coś zjemy, porozmawiajmy na spokojnie.
                - Nie, jestem umówiona z.. Jack’iem. Muszę się z nim zobaczyć.
                - No tak. Zobaczysz, on cie nie odrzuci z powodu ciąży i na pewno ci pomoże. – Przytuliłam jeszcze raz dziewczynę. -  Dzwoń do mnie w każdej chwili, jakbyś czegoś potrzebowała.
                - Dziękuję ci. Już muszę iść, bo Jack na pewno czeka. To cześć Cassey.
                - Nie ma za co. Cześć Megan.
                Popatrzyłam przez chwilę na odchodzą dziewczynę i ruszyłam z powrotem w stronę domu, zastanawiając się nad tym jak sobie teraz poradzi. Na jej miejscu ja nie dałabym sobie rady. Nie wiedziałabym co myśleć, co zrobić, jak powiedzieć o tym komukolwiek.


                Weszłam do mieszkania i od razu zdjęłam buty, po czym odstawiłam je na miejsce. Czułam jak mój żołądek domaga się jedzenia, więc poszłam do kuchni, żeby wyjąć muffinki na talerzyk i spokojnie je zjeść.
                Byłam pewna, że w domu nikogo nie było, jednak wchodząc do pomieszczenia zobaczyłam mamę siedzącą przy blacie. Oglądała moje zdjęcia z dzieciństwa, a na jej twarzy malował się smutny uśmiech. Zrobiło mi się jej szkoda, bo coraz rzadziej poświęcam jej czas.
                Zbliżyłam się do niej powoli i pocałowałam ją w policzek, po czym ona spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.
                - Cześć córciu.
                - Cześć mamo.  Zobacz co kupiłam. – Pokazałam jej torebkę z cukierni.
                - Zgaduje, że czekoladowe muffinki. Zawsze je uwielbiałaś.
                - Oczywiście. I to z kremem, nasze ulubione. – Uśmiechnęłam się do niej i wyciągnęłam z półki talerzyk, a następnie ułożyłam na nim ciastka.
                - Pamiętasz ten dzień? – Spytała mama pokazując mi jedną z fotografii, która była wykonana w moje piąte urodziny.
                - Pewnie. Raczej już nigdy nie zapomnę jak tata usiadł w mój tort.
                Zarówno mama, jak i ja głośno się zaśmiałyśmy.  Zajęłam miejsce obok niej na krześle i razem zaczęłyśmy oglądać po kolei wszystkie zdjęcia wracając do chwil, które były na nich uchwycone. Muszę przyznać, że całkiem fajnie było tak z nią posiedzieć i porozmawiać. Dzięki temu mogłam oderwać się od wszystkiego co mnie otacza.

._____________________.
Cześć Wam! : )
Przepraszam za błędy.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.
Do następnego!

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 24. Wątpliwość.





                Siedziałam na parapecie, przy uchylonym oknie i przeglądałam ostatni numer  Vogue. Jednak gorąca temperatura dawała o sobie znać, a oglądając zdjęcia modelek na plażach w magazynie, miałam jeszcze większą ochotę wrócić chociaż na jeden dzień nad jezioro.  
            Niestety co dobre szybko się kończy. Do domów przybyliśmy koło pierwszej w nocy, a od rana siedzę sama i się nudzę. Z jednej strony w końcu mogłam odpocząć od ciągłych wypadów w las, na miasto czy wodę, ale z drugiej wszystko o czym udało mi się zapomnieć przez te ostatnie dni powróciło. Najgorsze to to, że gdzie się nie spojrzałam tam widziałam zdjęcia Davida.
                Na szczęście w chwili, kiedy w głowie zaczęły tłoczyć się wspomnienia związane z moim bratem, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Ucieszyłam się i to nie tylko dlatego, że przerwało to moje rozmyślenia, ale także dlatego, że jeszcze nie widziałam się z mamą.
                 Zeskoczyłam z parapetu, a magazyn rzuciłam na łóżku i od razu udałam się do wyjścia z pokoju, a następnie na dół. W chwili kiedy znalazłam się w przedpokoju, usłyszałam jak mama rozpakowuje rzeczy w kuchni. Nie wiedziała, że wróciłam, chciałam jej zrobić niespodziankę i chyba mi się to udało.
                Weszłam po cichu do pomieszczenia w którym mama rozpakowując zakupy podśpiewywała pod nosem i stanęłam oparta o framugę drzwi czekając, aż mnie zauważy. Nie musiałam długo czekać, a chwilę później odwróciła się w celu włożenia płatków do szafki i stanęła w bez ruchu.
                - Cassey?! – Krzyknęła, a na jej twarzy od razu pojawił się duży uśmiech. – Córciu, kiedy wróciłaś? – Podeszła do mnie i mocno przytuliła mnie do siebie, a ja wtuliłam się w nią mocno.
                Mimo, że rozmawiałyśmy prawie każdego wieczora to  i tak bardzo się za nią  stęskniłam.
                - Dzisiaj w nocy, ale nie chciałam was budzić.
                - Trzeba było się nie przejmować. Nawet nie wiesz jak się stęskniłam przez te dwa tygodnie – uśmiech nie schodził jej z twarzy i patrzyła prosto w moje oczy. Dłonie ułożyła po obu stronach mojej głowy i złożyła matczyny pocałunek na moim czole.  - Pewnie jesteś głodna. Nawet nic nie zostawiliśmy w lodówce. Gdybyś nas uprzedziła to przygotowałabym obiad, ale na szczęście kupiłam sałatkę – odparła i udała się w stronę toreb z których wyciągnęła duże opakowanie sałatki.
                - Cezar?
                - Oczywiście. Nasza ulubiona – uśmiechnęła się w moją stronę i postawiła na stole sałatkę, a następnie talerze.
                Patrzyłam tak chwilę na nią nic nie mówiąc, aż w końcu ocknęłam się i wyjęłam z szafki szklanki.
                - Dawno jej razem nie jadłyśmy.
                - Wiem. Dlatego musimy powrócić do zwyczajów z dawnych lat – powiedziała siadając do stołu i nałożyła sobie i mi na talerz trochę sałatki. – Smacznego.
                - Dziękuje i nawzajem mamo – odpowiedziałam siadając naprzeciwko niej.
                Jadłam i nic nie mówiłam, kolejny raz. W głowie chodził mi tyle myśli. To takie dziwne, że moje stosunki z matką poprawiły się dopiero po tym jak ze świata odszedł mój brat, a jej syn. Czy naprawdę musiało dojść do takiej tragedii, abym od jakiś 5 lat znowu mogła usiąść przy stole z mamą i zjeść naszą ulubioną sałatkę?
                - I jak udał się wyjazd ?- Zapytała, wyrywając mnie z zamyśleń.
                - A udał się. Dawno nie byłam na tak świetnych wakacjach – odpowiedziałam myśląc głównie o Justinie.
                - A tak póki nie ma taty, to ile was tam było? – Zapytała unosząc brwi lekko do góry, a ja już dobrze wiedziałam o co jej chodzi.
                - Dziesięć osób. Cztery dziewczyny i sześć chłopaków. Nie martw się nie byłam tam sama z chłopakiem - odparłam nakładając sałatki na widelec.
                - Nawet nie miałam tego na myśli - uśmiechnęła się i podniosła ręce do góry w celu obronnym. - Ale w takim razie pewnie ciągle imprezowaliście, co? – spojrzała na mnie, nalewając sobie do szklanki soku pomarańczowego. – Chcesz?
                - Yhym, dzięki. A co do imprezowania to powiem ci szczerze, że nie.  Byliśmy raz w wesołym miasteczku, a tak to robiliśmy ogniska, albo szliśmy nad wodę. Było spokojnie, ale bardzo przyjemnie. Udało nam się w końcu odpocząć od tego miastowego życia.
- Byłaś tam z chłopakiem, prawda? - Zapytała nagle i to tak prosto w oczy. Pierwszy raz moja mama zaczęła ze mną temat o chłopakach. Co się dzieje?
                - Można tak powiedzieć, ale skończmy temat  - odpowiedziałam wymijająco i napiłam się soku.

*
                - Tak już wróciłam.
               - To przyjedziesz, chciałem z tobą obgadać parę spraw, a akurat są u mnie chłopaki?
                -  Okej. Tylko się przebiorę i zaraz będę.
                - Czekam – powiedział i od razu się rozłączył.
                Odłożyłam komórkę na łóżko i spojrzałam na zegarek na szafce nocnej, który wskazywał kilka minut po czwartej. Umówiłam się z Justinem na ósmą, u mnie w domu, więc akurat powinnam się wyrobić.
                Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej krótkie spodenki oraz  białą bluzkę na ramiączka. Zdjęłam ciuchy w których chodziłam pół dnia i założyłam te wybrane przed chwilą. Następnie poprawiłam fryzurę i wykonałam szybki makijaż, czyli podkład oraz tusz.
                - Mamo, ja wychodzę. Będę jakoś wieczorem – krzyknęłam, kiedy byłam już na dole.
                - Dobrze, ale zadzwoń jak byś miała być później. Nie chcę się martwić. 
                - Okej, jak coś to dam znać – powiedziałam i spojrzałam na wszystkie moje buty stojące pod ścianą.
                W końcu zdecydowałam się na brązowe sandały, a gdy tylko je założyłam zabrałam do torby kluczyki błyszczyk oraz chusteczki  i opuściłam mieszkanie.
                Zjeżdżając windą na dół zastanawiałam się czy przypadkiem nie popełniłam błędu.  Teraz mam wątpliwości czy to był  dobry pomysł z przystąpieniem do działalności Darena. Mogłam załatwić to sama i mieć spokój, a teraz gdy się w to wplątałam, przecież będę z tym żyła do końca życia. Nigdy nie będę mogła odciąć się od przeszłości jeśli będę pracowała dla nich. Podjęłam pochopną decyzję i teraz mogę jej żałować do końca życia.
                Po wyjściu z windy udałam się prosto po swój samochód, a niecałe pół godziny później znajdowałam się w domu Darena.
                - Cześć – przywitałam się, kiedy chłopak otworzył mi drzwi. W tamtej chwili od razu poczułam bijący od niego smród papierosów oraz piwa. Nie lubiłam ani tego pierwszego, ani drugiego.
                - Siema, siema. Wchodź, chłopaki są w salonie. – powiedział i sam udał się we wskazanym mi kierunku.
                Po wejściu do salonu zauważyłam Tommy’ego , który siedział na fotelu, między nogami trzymał butelka piwa, a w ręce już do połowy wypalonego papierosa , naprzeciwko niego zasiadał Jev, a z boku jeszcze kilku innych chłopaków, których imion jakoś nie zapamiętałam.
                - Hej Cassey! – Jev od razu mnie przywitał tym swoim piskliwym głosikiem.
                 Pierwszy raz spotkałam chłopaka z takim głosem, przysięgam, ale i tak ostatniego wieczoru nad jeziorem jakoś się z nim polubiłam. Najpierw zaczęliśmy rozmawiać o zwykłym przygotowaniu kolacji, aż doszło do tego, że żartowaliśmy i opowiadaliśmy sobie nawzajem nasze głupie historie. Fajny z niego chłopak, nie zaprzeczę.
                - Cześć Jev i wgl cześć wam wszystkim – powiedziałam na co oni tylko odburknęli coś pod nosem.
                - Siadaj musimy o czymś pogadać – odezwał się Daren, a ja aż się wzdrygnęłam na ton jego głosu. Musiało się chyba stać coś naprawdę złego.
                Rozejrzałam się po pokoju w celu znalezienia wolnego miejsca i w tym czasie mój wzrok, napotkał na swojej drodze wzrok mojego przyjaciela. Tommy jednak szybko odwrócił głowę i spojrzał w stronę  ‘’szefa grupy’’, który również obdarzył go swoim wzrokiem. Sama nie wiedziałam czy mam się przejmować ich zachowaniem, czy nie. Oni są trudni do ogarnięcia i to bardzo.
                W końcu usiadłam na wolnym miejscu  na kanapie obok łysego chłopaka i ułożyłam swoje ręce na kolanach. Chłopak koło mnie zlustrował mnie wzrokiem i oblizał swoje usta językiem, posyłając w moją stronę oczko. Chyba dopiero teraz zaczęłam racjonalnie myśleć i widzieć w co ja się wplątałam.  Ja tutaj kompletnie nie pasuje.
                - Może piwa? – Zapytał jeden z chłopaków, który podniósł się z podłogi i podszedł do skrzynki z butelkami.
                - Nie dziękuje, prowadzę – odparłam i spojrzałam na Darena. – To o czym chcieliście pogadać.
                - Dowiedzieliśmy się, a w zasadzie to Tommy się dowiedział czegoś ważnego.
                - W sprawie Matt’a?
                - Tak, powiesz jej? – Hills spojrzał w stronę mojego przyjaciela, a ten tylko kiwną głową.
                - Cassey… - zaczął, ale nic nie mówił i tylko obdarowywałam mnie swoim wzrokiem, a mnie już nerwy rozsadzały, bo nie rozumiałam o co takiego im chodzi.
                - No co? Mów bo już się boję Tommy – rozkazałam i popatrzyłam na każdego po kolei, ale żaden z chłopaków nie patrzył na mnie.
                - Coś wydawało mi się podejrzanego i postanowiłem to sprawdzić, a jak się okazało nie myliłem się, a miałem racje.
                - Może trochę jaśniej? – Wróciłam wzrokiem do niego już lekko zła, a moje serce z kolejną sekundą biło coraz szybciej. Nie mogłam jednak pokazać swojego strachu i próbowałam utrzymać swoje uczucia w środku, bez pozwolenia wyjścia im na zewnątrz.. Nie mogą wiedzieć o moich wątpliwościach, nie mogą.
                - Naprawdę wierzysz w uczucia Justina do ciebie? – Zapytał, patrząc prosto w moje oczy, a mnie totalnie zatkało.
                - Słucham? – Zapytałam i odruchowo podniosłam się z miejsca. Nerwy już brały nade mną górę.  – Znowu masz jakiś problem co do Justina? Mógłbyś już sobie darować. To, że raz się pocałowaliśmy to nie znaczy, że coś do ciebie czuje!  - Krzyknęłam.
                W tej samej chwili oczy wszystkich zebranych skupiły się na mnie i na Tommym. Chłopak rozejrzał się zmieszany po pomieszczeniu.
                - Możecie zostawić nas na razie samych? – Zapytał.
                Chłopaki bez słowa opuścili pokój i zamknęli za sobą drzwi, pozwalając nam na wyjaśnienie całej sytuacji, ale chyba nie myśleli, że po takich zarzutach z ust Tommy'ego może to się skończyć inaczej niż kłótnią.
                - To nie chodzi o to. On cię okłamuje, zrozum dziewczyno – odparł odstawiając na stolik piwo. Następnie zgasił papierosa i podniósł się z fotela. Zrobił kilka kroków w moim kierunku i spróbował mnie dotknąć, ale się nie dałam.
                - Nie zbliżaj się do mnie. Myślałam, że jesteś moim przyjacielem, a na razie robisz wszystko aby popsuć mi szczęście, które w końcu spotkało mnie po tak wielkiej tragedii w moim życiu. Dlaczego to robisz? Nie możesz cieszyć się moim szczęściem? Podobno jesteś moim przyjacielem...
                - Nie rozumiesz, że nie chce ci nic niszczyć. Chce cię chronić przed tym zakłamanym idiotą – złapał moje dłonie i mówiąc to popatrzył prosto w moje oczy.
                - Puść mnie – powiedziałam spokojnie, ale on nawet nie zareagował. – Puść mnie! – Krzyknęłam tym razem i zaczęłam się z nim szarpać. Nie miałam najmniejszej ochoty, aby mnie dotykał.
                - Spokojnie – puścił moje dłonie, ale mimo to nie odsunął się ode mnie. – Porozmawiajmy spokojnie.
                Chłopak patrzył prosto w moje oczy, a ja w jego.  Postanowiłam się uspokoić, ponieważ chciałam dowiedzieć się o co mu tak naprawdę chodzi i dlaczego oskarża Justina o tak okropne kłamstwo.
                - Niech ci będzie – wydusiłam już trochę spokojniej. – Ale powiedz mi dlaczego twierdzisz, że Justin mnie okłamuje? Bo jakoś nie rozumiem.
                - On pracuje dla Matta. Zrozum on jest przeciwko tobie, a ty tego w ogóle nie widzisz!
                Jego słowa dźwięczały w mojej głowie przez dłuższą chwilę, ale jakoś nie potrafiłam w to uwierzyć. Jak niby Justin mógł pracować dla Matta? Przecież powiedział, że mnie kocha. KOCHA, a to chyba coś znaczy, nieprawdaż?
                - Słucham?! – Krzyknęłam, wkurzona jak chyba nigdy dotąd. – Oszalałeś, że oskarżasz go o coś takiego? Tommy ty chyba nie wiesz co ty wygadujesz!  On mnie kocha.
                - Dziewczyno, kurwa.  I ty mu w to wierzysz? Proszę cię, pojawił się w twoim życiu tak nagle i niby jest jakimś przyjacielem Megan, ale jakoś nigdy wcześniej nie widziałem go na oczy. Ona też kłamie to jest ich jakaś idiotyczna gra. Spójrz na oczy – krzyczał również wkurzony, ale mimo wszystko nie wierzyłam mu.
                 Nie wiem czym było to spowodowane, czy tym jaką miłością darzyłam Justina, ale po prostu nie umiałam uwierzyć Tommy’emu w żadne jego słowo.
                - Jesteś po prostu zazdrosny – powiedziałam już ciszej i odwróciłam się w stronę drzwi.             Nie udało mi się jednak dotrzeć do wyjścia, ponieważ chłopak chwycił moją dłoń.
                - Cassey, on ma dziewczynę.
                W chwili kiedy wypowiedział te słowa moje serce stanęło. Jednak nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogła by być to prawda. Nie mogłam mu w to uwierzyć. Justin mówił, że mnie kocha, mówił tyle komplementów, całował mnie, trzymał za dłoń. On ze mną się kochał, to nie mogło być prawdą.
                - Nie wierzę ci – szepnęłam.
                - Ale to prawda. On i Megan są po przeciwnej stronie, wiem to.
                - Nie Tommy! Ty nic nie wiesz, jesteś po prostu zazdrosny rozumiesz? Jesteś zazdrosny i pleciesz jakieś głupoty. Opamiętaj się, a teraz daj mi spokój! – wrzasnęłam i w tej samej chwili wyrwałam rękę z jego uścisku.  
                Szarpnęłam za klamkę, a następnie opuściłam pokój i skierowałam się w stronę Darena, który stał w kuchni i popijał kolejne piwo.
                - Odchodzę i nie chce mieć z wami nic do czynienia! – Po wypowiedzeniu tych słów jak najszybciej wyszłam z mieszkania i udałam się w stronę mojego samochodu.
                Zamknęłam za sobą drzwi auta i oparłam głowę o kierownice.  W tej chwili nie wytrzymałam, nie miałam pojęcia czy to co mówił Tommy to była prawda, czy nie? W końcu niby czemu miałby kłamać, ale nie mogę uwierzyć, że Justin mógłby mnie tak okropnie potraktować. W oczach  powoli zaczęły zbierać mi się łzy, a już po chwili spływały kolejno po moich policzkach.

Justin.
 
                Siedziałem na kanapie w salonie i przeglądałem moje i Cassey zdjęcia, które zrobiliśmy nad jeziorem. Moja matka była w pracy, a dzieci siedziały u babci więc przynajmniej przesz chwile miałem czas odetchnąć od tego ciągłego chaosu. Mogłem na spokojnie przemyśleć wszystko co się stało na wyjeździe i przed nim. 
                 Powoli docierała do mnie jedna myśl – zakochiwałem się w Cassey. Przynajmniej takie miałem wrażenie. Przy niej zapominam o całym świecie, a w głowie mam tylko i wyłącznie myśli związane z nią. Nie skupiam się już na swojej pracy, ale na jej oczach, ustach, uśmiechu, albo słodkim śmiechu. Uwielbiam to jak do mnie mówi, jak mnie dotyka, czy nawet to jak się porusza. Uwielbiam w niej wszystko, a z dnia na dzień uczucie staje się coraz większe, co jest przecież niemożliwe, bo nie czułem czegoś takiego jeszcze do żadnej dziewczyny. Mimo, że przecież teraz jestem w związku z Alison.
                Moje rozmyślenia nagle przerwał dźwięk dzwonka. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy, to właśnie ta, że moja dziewczyna dowiedziała się o moim powrocie i postanowiła mnie odwiedzić. Ale myliłem się. Jak otworzyłem drzwi ujrzałem przed sobą Megan.
                - Siema, a co ty tutaj robisz? – Zapytałem, wpuszczając ją do środka.
                -  Przyniosłam wypłatę. – Pomachała mi gotówką przed twarzą. – W końcu podobno byłeś ‘’ w pracy’’ przez ostatnie dni, więc  musiałeś coś zarobić – zaśmiała  się i pocałowała mnie w policzek.
                - Od Matta?
                - No jasne, przecież nie ode mnie – uśmiechnęła się i zdjęła ze swoich nóg buty. – Nie przeszkadzam prawda?
                - Nie no jasne, rozgość się – mruknąłem biorąc od niej kasę, a następnie chowając  ją do kieszeni.  
                - Chcesz coś do picia?
                - Nie dzięki, ale musimy pogadać – spojrzała na mnie siadając na łóżku w moim pokoju.
                - W zasadzie też ci chciałem coś powiedzieć i to ważnego.
                - No dobra to słucham – założyła nogę na nogę i popatrzyła na mnie uważnie.
                - Tommy wie – odparłem krótko, ale ona jakoś specjalnie się nie zdziwiła.
                - Tak myślałam, właśnie o tym chciałam pogadać.
                Spojrzałem na nią za przeproszeniem jak na jakąś idiotkę. Dowiaduje się, że jej brat wie o tym w co się wplątaliśmy, a nawet nie wyraża żadnych emocji. Z tą dziewczyną jednak musi być coś nie tak.
                - Chodzi o to, że nie możemy nic powiedzieć Matt’owi. Rozumiesz, musimy siedzieć cicho.


Cassey.

                Chodziłam po pokoju w tą i z powrotem, cała zdenerwowana.  Było już po ósmej dziesięć, a Justina jeszcze nie było, co doprowadzało mnie do szału. Musiałam poznać prawdę, musiałam poznać jego wersję, ponieważ nie mogłam uwierzyć w to, że on okłamywał mnie z każdym słowem, z każdym gestem i co najważniejsze z miłością do mnie. Nie mogę, nie potrafię tego zrozumieć.
                W końcu usłyszałam dzwonek do drzwi i od razu wybiegłam z pokoju kierując się na dół.
                - To do mnie – krzyknęłam do taty, który właśnie podnosił się z krzesła, aby podejść i otworzyć drzwi.
                Na szczęście byłam pierwsza. Kiedy tylko ujrzałam Justina miałam ochotę wtulić się w niego i trwać w tym uścisku przez resztę życia, ale wiedziałam, że najpierw muszę poznać prawdę.
                - Cześć śliczna – chłopak uśmiechnął się do mnie i chciał pocałować w usta, ale w porę się odsunęłam.
                - Musimy pogadać – szepnęłam i złapałam go za rękę.
                Przechodząc koło salonu zauważyłam, że rodzice zerkają w moją stronę, ale w tej chwili nie zamierzałam przedstawiać im Justina. To nie byłby odpowiedni moment.
                Na górze zamknęłam drzwi od pokoju i spojrzałam na blondyna, który stał na środku pokoju zdezorientowany.
                - Co się stało?
                - Rozmawiałam z Tommym  - odparłam podchodząc powoli do niego.
                - I co w związku z tym? – Zapytał.
                - Nie domyślasz się?
                - Nie? – odparł wzruszając ramionami. – Ten chłopak przez cały wyjazd miał coś do mnie, więc nie wiem o co znowu może mu chodzić.
                Stwierdziłam, że najlepiej będzie jeśli od razu powiem o co mi chodzi, a nie będę owijać. Chce dowiedzieć się prawdy tu i teraz. Nieważne jak ona brzmi.
                - On powiedział, że pracujesz dla Matt’a. Czy, czy to prawda?
                Justin stał i po prostu na mnie patrzył, nic nie mówił, po prostu patrzył, a mnie w środku rozrywało na kawałki.
- Odezwij się do cholery! Kłamałeś z tymi wszystkimi uczuciami do mnie? To tylko twoja praca?! Odpowiedz – wysyczałam przez zaciśnięte zęby, kiedy w moich oczach kolejny raz tego dnia zbierały się łzy.
                - Naprawdę  mu wierzysz? – Zapytał i przyciągnął mnie do siebie, a następnie wtulił mocno. - Cassey Kocham Cię. Nie kłamię naprawdę.



_____________________________________________________
                                                                                                                                                                                           
Cześć wam tutaj Mysterioush.
Mam nadzieje, że rozdział wam się podoba i chociaż trochę was zaskoczyłam. :) Co o nim sądzicie? Coś ostatnio mało się tu udzielacie, prawie wgl.  nie ma komentarzy, ani nikt z was nie pisze czy pyta. Wiecie, że wasze komentarze nas motywują i trochę smutno jeśli piszemy, informujemy tyle osób, a nikt tego nie czyta.
Chciałabym was prosić o szczerą opinię i podziękować tym, którzy są z nami od dłuższego czasu i ciągle przy nas trwają. Kocham was i dla was staram się z każdym kolejnym rozdziałem ♥
Ps. Chciałabym was zaprosić na konto na Twitterze poświęcone naszemu opowiadaniu @BIDMLff .
A także na aska, który macie w zakładkach po prawej
DO NN <3