sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 12. Propozycja.



                                                      Cassey

      Stanęliśmy obydwoje przed wejściem do mojego apartamentu.  Przez cały czas myślałam o naszym pocałunku, że nawet wypadło mi z głowy co zrobiłam. Mam nadzieje, że rodzice jeszcze nie wrócili, bo jak nie to będą wkurzeni za to, że opuściłam przyjęcie bez ich poinformowania. Jeśli jednak ich nie będzie to powiem, że straciłam humor czy coś w tym stylu i wróciłam taksówką. 
    Oparłam się plecami o ścianę przy drzwiach od mieszkania i spojrzałam na Justina.
- Mam nadzieje, że powtórzymy jeszcze to spotkanie? - Uśmiechnęłam się uwodzicielsko w jego stronę. Lubię mieć kontrole nad płcią przeciwną.
- Musimy, jeszcze czegoś nie dokończyliśmy. - Zrobił krok w moją stronę.
- Tak? A czego takiego? - Zapytałam, kiedy jego twarz była już tuż przy mojej.
- A tego. - Odparł i pocałował delikatnie moje usta.
- Hmm no to na pewno musimy się spotkać. - Zaśmiałam się i dałam mu całusa w policzek.
- A może zaprosisz mnie do środka? - Jego dłonie powędrowały na moją talię.
- Przykro mi, ale rodzice mogą wrócić w każdej chwili i muszę jutro rano wstać. Zdzwonimy się? - Zapytałam i położyłam swoją dłoń na jego policzek. Delikatnie palcem musnęłam go po lekkim zaroście i uśmiechnęłam, nie odrywając wzroku od jego oczu.
- Niech będzie. To na razie. - Pocałował mnie w kącik ust, odwrócił się i szybko zbiegł schodami na dół.
     Wyjęłam klucz od apartamentu z mojej torebki i otworzyłam nim drzwi. Uśmiech z mojej twarzy nie znikał, nie miałam pojęcia, że od ostatniego tragicznego zdarzenia, ktoś jeszcze uczyni mnie szczęśliwą, a jemu to się udało.  On mi się naprawdę podoba.
 


                                                         Justin

     Wyszedłem z wielkiego wieżowca przy ulicach Brooklynu i rozejrzałem się dokoła. Jak zwykle w tym mieście, o tej godzinie na dal kręciło się wiele ludzi.  W każdym barze czy restauracji było zapalone światło, a do moich uszu dochodziły dźwięki muzyki.  Jednak nie miałem ochoty iść nawet do swojego ulubionego klubu, jedyne o czym marzyłem to wrócić do domu i zasnąć w swoim łóżku. Chociaż wątpię czy by mi się to udało. Muszę obmyślić dobry plan, jak zakończyć to co właśnie zaczynam i jak namówić moją matkę, aby później stąd wyjechać.
    Nie kręci mnie życie, w tych częściach Nowego Jorku., więc chciałem jak najszybciej się stąd zmyć. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnąłem jednego, a następnie zapalniczkę. 
    Kierując się w stronę samochodu, wybierałem numer Matta i zaciągnąłem się papierosem. Nienawidzę udawania, a przez to wszystko jeszcze niszczę swoje życie.
- Co jest?  - Odezwał  się głos po drugiej stronie.
- Zrobiłem co trzeba. - Powiedziałem, udając że mam to gdzieś mimo, że tak na prawdę było mi szkoda tej dziewczyny.
- Świetnie. Myślisz, że już ci jako tako ufa? - Zapytał i w myślach już widziałem jaki jest szczęśliwy.
- Chyba.
- To dobrze, więc jeszcze ją po bajeruj, a potem wiesz co robić. - Już chciał się rozłączyć, ale go zatrzymałem.
- A potem jestem wolny?
- Tak jak mówiłem.

                                                       Cassey

      Przebudziłam się i od razu spojrzałam na zegarek. Wskazywał 8:47, czyli nie było jeszcze aż tak źle.
Szybko podniosłam się z łóżka i udałam do łazienki w celu porannej toalety. Przebrałam się w swój nowy sportowy strój, który kupiłam na ostatnich zakupach z Sammy i zeszłam na dół. W kuchni tak jak myślałam spotkałam tatę, który dopijał poranną kawę.
- Cześć. -  Powiedziałam posyłając mu uśmiech i podeszłam do lodówki. Miałam nadzieje, że nie będzie na mnie zły za to, że zniknęłam w czasie imprezy.
- Cześć, dobrze że już wstałaś. Mama jest w pracy i ja też właśnie wychodzę. Dzisiaj przychodzi ekipa sprzątająca, więc dobrze gdyby ktoś wtedy był.
- Czyli ja? – Zapytałam. Cieszyłam się, że nic nie wspomniał o mojej ucieczce, ale nie zamierzałam spędzić wolnego weekendu w domu, patrząc na to jak sprzątają nasz dom.  
- Dobrze by było. - Odparł, wkładając swoje rzeczy do teczki na dokumenty.
- Postaram się. - Powiedziałam, nalewając mleko sojowe do miski, w której znajdowały się wcześniej wsypane płatki owsiane. Tak naprawdę to nawet nie zamierzam.
- Jak coś to dzwoń. - Dał mi całusa, dopił swoją kawę i wyszedł, jak zwykle mocno zatrzaskując drzwi. Jak widać naprawdę zachowują się tak jakby nic się nie stało.
   Usiadłam przy stole i postawiłam na nim swoje śniadanie. Sięgnęłam po pilota i włączyłam mój ulubiony kanał muzyczny. Akurat zapowiadali najnowszy utwór Katy Perry, więc pogłośniłam trochę i zabrałam się za jedzenie śniadania.
     Było dopiero dziesięć po dziewiątej, a na dziesiątą byłam umówiona z Megan na siłowni, więc miałam jeszcze trochę czasu. Jedząc śniadanie i słuchając muzyki zaczęłam przeglądać najnowsze wydanie Teen Vogue. Ostatnio zaniedbałam swoje dawne zwyczaje, ale jeśli obiecałam rodzicom, że powrócę do dawnego życia, to muszę przynajmniej udawać.
     Kiedy przejrzałam całą gazetę oraz zjadłam śniadanie, wstawiłam brudną miskę do zmywarki i pobiegłam szybko na górę. Zabrałam wcześniej przygotowaną torbę z potrzebnymi rzeczami i udałam się w stronę wyjścia, Po drodze wyłączyłam jeszcze telewizor i sprawdziłam czy na pewno wszystko zostało powyłączane.
     Założyłam swoje nowe Nike i bluzę w kolorze z tej samej firmy. Ostatnio bardzo siebie zaniedbałam, jeśli chodzi o zdrowy tryb życia, a teraz mam szanse rozwinąć swoje umiejętności nie tylko w modzie więc muszę się solidnie do tego przyłożyć.
     Zabrałam z szafki kluczyki od swojego Mini Cooper’a i wyszłam z mieszkania. Zjechałam windą na parter i zostawiłam kluczyki w lobby, gdzie jak zwykle siedział pan Thomas. 
Uwielbiam tego gościa, zawsze kiedy wymykałam się z domu, a on mnie widział to i tak mówił rodzicom, że nie wie czy wychodziłam. Teraz jednak znalazłam sobie inne wyjście, więc nie musi zmyślać przed moją matką.
     Skierowałam się bocznym wyjściem w stronę garaży i kiedy już odnalazłam swój samochód, wrzuciłam na miejsce pasażera torbę i wyjechałam na ulice Nowego Jorku.
     Siłownia w której umówiłam się z moją przyjaciółką, znajdowała się na Manhattanie, ale na moje szczęście udało się i już piętnaście po dziesiątej byłam w środku budynku.
- Cześć kochana. – Megan podeszła do mnie, kiedy tylko przekroczyłam próg szatni. Jak zwykle była szczęśliwa. Przyjrzałam się jej od stóp do głowy i zauważyłam, że ona również ma swój nowy dres, który zamówiła jakieś dwa tygodnie temu przez internet, kiedy spędzałam u niej wieczór. Była oczywiście również wymalowana, jak że inaczej. Ona nigdzie nie rusza się bez makijażu, w przeciwieństwie do mnie. Ja podczas ćwiczeń stawiam na naturalność.
- Hej. Gotowa na trening? – Zapytałam, kiedy odłożyłam torbę do swojej szafki. – Ja dzisiaj mam taką energię jak nigdy. – Uśmiechnęłam się związując włosy w koński ogon.
- Tak, tak ale wiesz co mam pomysł. Miałam na razie nic nie mówić, ale wiesz, że nie umiem trzymać języka za zębami. – Powiedziała siadając na ławce obok mnie.
- No wiem, wiem. – Spojrzałam na nią, a następnie wzięłam się za poprawianie sznurówek przy moich butach.
- Mój ojciec kupił domek nad jeziorem i powiedział, że mogę wziąć kogo chce tam na wakacje, więc tak pomyślałam, że może zrobimy taki wypad co ty na to? – Spojrzała na mnie z nadzieją w oczach. Chyba wiem, dlaczego pyta mnie o zdanie, ale to nawet dobrze, cieszę się, że nie chcą robić nic przeciwko mnie.
- Jeśli moi rodzice wyrażą zgodę to czemu nie.
- To świetnie. –Pisnęła i za klasnęła w swoje dłonie. – Za trzy tygodnie koniec szkoły i akurat jeszcze będzie czas na obmówienie wszystkich najważniejszych spraw. 

*

     Rzuciłam torbę na kanapę w salonie i jak najszybciej chciałam udać się do łazienki. Marzyłam teraz tylko o zimnym prysznicu. Dzisiaj na pewno dałam z siebie dwieście procent, już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio tak się wymęczyłam na siłowni.
     Miałam już wyjść z salonu, kiedy usłyszałam dźwięk mojej komórki. Wyjęłam ją jak najszybciej mogłam i zerknęłam na ekran – Tommy.
- Co jest Tommy? – Zapytałam na wstępie, nie mówił nic, że mamy się dzisiaj spotkać, więc zdziwił mnie jego telefon.
- Siema, jest sprawa. – Odparł szybko, a w środku moje przeczucie mówiło mi, że powinnam zacząć się bać.
- Coś się stało? – Usiadłam na oparciu od kanapy i przeczesałam dłonią swoje włosy.
- To nie jest rozmowa na telefon, wpadnij do mojego domu najszybciej jak będziesz mogła.
- A Megan? Byłam z nią przed chwilą i mówiła, że wraca do domu.
- Była, ale mówiła, że ma jakieś pilne sprawy i wróci późno. Jestem sam, czekam.
- Okej, będę za jakieś trzydzieści minut. – Rozłączyłam się i jak najszybciej mogłam pobiegłam do łazienki w celu odświeżenia się. Wszystko zajęło mi jakieś 25 minut, więc musiałam naprawdę się spieszyć żeby w pięć minut dojechać do domu mojego przyjaciela.
     Po wejściu do holu, skierowałam się w stronę pana Thomasa i poprosiłam go, żeby gdy przyjdzie ekipa sprzątając pokierował ich do naszego mieszkania. Nie zamierzałam brać tym razem samochodu, ponieważ szybciej dotrę tam rowerem. Zabrałam go z schowka i wyjechałam na ulicę, kierując się w stronę wieżowca Megan i jej brata.
     Kiedy znalazłam się przed drzwiami od ich domu, nie minęło nawet trzydzieści sekund odkąd nacisnęłam dzwonek, a drzwi się otworzyły. Po wejściu do korytarza od razu uderzył mnie smród papierosów. Okej czasem, ja też palę, ale kiedy nie mam na to ochoty, nienawidzę tego smrodu.
- Hej. – Dałam buziaka Tommy’emu i zdjęłam swoje buty. – Jestem jak najszybciej mogłam.
- Okej, właź do środka. – Odparł od razu i ręką wskazał na górę.
- Nie chce nic mówić, ale co powiedzą twoi starzy jak wrócą i poczują to? – Zapytałam, kiedy oboje kierowaliśmy się w stronę jego pokoju.
- Wyjechali na weekend i wrócą dopiero w poniedziałek. Do tej pory wywietrzeje.
- Jest jeszcze Megan. – Powiedziałam zerkając w jego stronę. Pamiętam gdy byliśmy dziećmi, oni zawsze ścigali się w tym kto pierwszy na kogo naskarży i w jakiej sprawie.
- Ona? Kopci czasami więcej ode mnie, naprawdę ją podziwiam. – Już miałam zapytać go jak to, przecież ona zawsze twierdziła, że to nie dla dziewczyn, ale kiedy Tommy otworzył drzwi od swojego pokoju, ujrzałam siedzącego przy łóżku Darena, popijającego piwo.
      Teraz dotarło do mnie, że ta sprawa naprawdę musi być poważna, jeśli nawet on tutaj jest. W głowie od razu pojawiło mi się tysiąc myśli. Przecież ostatni raz gdy go widziałam mówił, że nie możemy nic robić dopóki nie da nam sygnału, więc może teraz chciał to zrobić. Ale przecież, ja nie wiem czy jestem już gotowa? Nagle dopadła mnie panika, mimo że nastawiałam się do tego już od dłuższego czasu.
A co jeśli chodzi o coś innego? Może chciał mi powiedzieć, że się nie nadaje i bez sensu jest to, że daje mi pomóc. Jeśli tak to nie wiem, czy sama sobie poradzę. Tommy obiecał, że to oni obmyślą strategię i nie będzie ona narażała mojego czy moich bliskich życia, a tak jak zrobię jakiś głupi błąd, mogę spieprzyć nawet swoją zemstę.
- Witaj Cassey. – Moje przemyślenia, przerwał zachrypnięty głos Darena, który odstawił już chyba pustą butelkę po piwie pod łóżko, chłopaka stojącego przy mnie.
- Mamy propozycje dla ciebie. – Obaj uśmiechnęli się do mnie i Tommy usiadł na krześle wskazując abym sobie gdzieś usiadła.
 Zrobiłam to, a moje serce nie przestawała mocno bić,a można powiedzieć że robiło to nawet jeszcze szybciej. Nie wiedziałam o co może im chodzić, aż w końcu odezwał się Daren.
- Obmówiliśmy wszystkie za i przeciw i wyszło nam więcej tych pozytywnych aspektów naszej decyzji, więc chciałbym ci zaproponować .. – Przerwał, tak jakby chciał mnie doprowadzić do jeszcze większej niepewności, co mu się udało. Spojrzałam na mojego przyjaciela, ale on tylko patrzył na mnie z dużym uśmiechem na twarzy.  - … więc  czy chciałabyś wstąpić na stałe do nas? 
        Jego pytanie przez jakiś czas odbijało mi się w głowie jak echo. Miałam całkowity mętlik w moich myślach, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Ja? Dziewczyna z miarę normalnego domu? Zawsze próbująca zaimponować rodzicom, swoim dobrym zachowaniem, miałam wstąpić do gangu? Jednego z większych gangów Nowego Jorku? No jasne, czasami zdarzało mi się uciekać w nocy na imprezy, nie wracać do domu o ustalonej porze, pić bez zgody rodziców, czy kłamać. Jednak nie sądziłam, że wmieszam się w takie towarzystwo. Gdyby nie śmierć Davida, na pewno nie poznałabym Darena, czy nie dowiedziała się o tym, że Tommy od kilku lat z nim współpracuje, no ale właśnie - Tommy. Jest w to zaplątany od dłuższego czasu i żyje, a nawet zarabia. Nie musi żyć ciągle na utrzymaniu rodziców. Może ja też mogłabym spróbować? W każdej chwili przecież mogłabym to skończyć. 
- Oczywiście nie musisz decydować teraz. - Wtrącił się Tom i złapał moją dłoń. - Damy ci czas jeśli tego potrzebujesz, prawda Daren? - Spojrzał na drugiego chłopaka, a ja zaraz za nim.
- No tak, tak. Wolałbym jednak abyś odpowiedziała teraz. Dzięki nam mogłabyś rozwinąć swoje umiejętności, a wiem że i tak masz do tego talent. 
- No dobra, ale co ja bym z tego miała? - Zapytałam, zabierając swoją rękę, z ręki mojego przyjaciela.
- Widzę, że jesteś pewna siebie.
- Muszę wiedzieć na czym stoję. - Odparłam twardo. Może to nie jest taki zły pomysł? 
- No i dobrze, tak powinno być. - Uśmiechnął się i wziął kolejną butelkę piwa. - Ty pomożesz nam, my pomożemy tobie.
- Konkretnie?
- Jeśli zgodzisz się być z nami, ja załatwię sprawę z twoim Mattem. Będziesz czysta, oczywiście będziesz uczestniczyła w akcjach, ale całą brudną robotę przekażemy w czyjeś, inne ręce. Dostaniesz także zapłatę jak każdy inny, ale mogłabyś się stać nawet naszą ulubienicą. Wchodzisz w to?
- Okej, ale mam kilka warunków.
- Wszystko do negocjacji skarbie, a dzisiaj wieczorem pierwsza akcja. Zobaczymy jak się spisze nasz aniołek.


.___________________.

I mamy kolejny rozdział. Mam nadzieje, że aż tak was nie zawiodłam, ponieważ teraz koniec roku i było trochę pracy, a ja i tak teraz jestem na wyjeździe, a znalazłam czas na napisanie rozdziału.
Byłabym bardzo szczęśliwa gdybyście i wy teraz zostawiali komentarze.

+ Mam pytania : Czy akcja nie dzieje się zbyt powoli? Nie jest monotonnie? Czy według was, któregoś bohatera jest za mało?
Proszę odpowiedzcie,  a ułatwi mi to pisanie :)

sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 11. Tylko on i ja.



Cassey. 

      Szłam obok Justina w ciszy, między ludźmi na ulicach Manhattanu. Nie wiedziałam gdzie idziemy, ale postanowiłam nie zadawać zbędnych pytań, przecież nie zaprowadzi mnie do jakiegoś ciemnego lasu, gdzieś za miastem i nie zgwałci prawda? No mam przynajmniej taką nadzieje.
Spojrzałam na bruneta, który właśnie stanął rozglądając się po budynkach, które nas otaczały. 
- Szukasz czegoś? - Zapytałam, zerkając na jego zamieszaną twarz. 
- Zostawiłem gdzieś ty samochód, ale w tym tłoku go nie widzę. - Odparł, już jakby trochę zdenerwowany. Bez żadnego zapytania złapał mnie za rękę i przepchał się przez ludzi stojących obok nas. Gdybym wiedziała jak wygląda jego samochód, może i bym go gdzieś znalazła, ale jestem niższa od niego, więc jakoś w to wątpię. 
- Może pomyliłeś ulice? - Zapytałam, idąc za nim i spoglądając na nasze złączone ręce. Jakoś mi to nie przeszkadzało, że nie zapytał czy może - lubię takich chłopców - uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Znam to miasto, nie mogłem pomylić. - Odparł stając na krawężniku przy ulicy. - Dobra jest, tam stoi. - Wskazał ręką i kiedy tylko przeszliśmy przez ulice, puścił moją dłoń i otworzył samochód kluczykami. 
- Teraz nie dziwię się, że się tak o niego martwiłeś nie złe to twoje autko. - Uśmiechnęłam się do niego i otworzyłam drzwi od strony pasażera. 
   Chwilę później oboje już siedzieliśmy na swoich miejscach, kierując się w jakieś nieznane mi miejsce ulicami Nowego Jorku.
- Powiesz mi gdzie mnie zabierasz? - Zapytałam, trzymając ręce na swoich kolanach i patrząc na jego twarz. Kiedy mu się tak dłużej przyglądałam docierało do mnie, że jest z niego na prawdę niezły facet. 
- No nie wiem, chyba nie. - Odparł, a jego kąciki ust uniosły się do góry. Gdy tylko to zobaczyłam na mojej twarzy też od razu pojawił się uśmiech. 
- No nie bądź taki, powiedz. - Położyłam swoją dłoń na jego nodze.  Wzrok Justina od razu przeniósł się z drogi, na moją dłoń. Może to był błędny ruch? No ale wydaje mi się, że jesteśmy przyjaciółmi, więc chyba nic takiego nie zrobiłam. 
- Widziałaś, kiedyś zachód słońca w naszym mieście? - Zapytał znowu kierując swój wzrok na drogę. 
- Widziałam. Często chodziłam w dzieciństwie z rodzicami oraz bratem na plaże i zostawaliśmy do wieczora. - Uśmiech na mojej twarzy był jeszcze większy, kiedy w mojej głowie pojawiły się wspomnienia z tamtych lat.
- No widzisz, to ja pokaże ci, gdzie jest jeszcze piękniejszy. - Wyciągnął jedną ręką ze schowka paczkę papierosów i przysunął ją w moją stronę. - Chcesz? - Zapytał, ale nie odwrócił wzroku od ruchu ulicznego. 
- Nie dziękuje, ja nie palę. - Odparłam, odsuwając lekko jego rękę z papierosami. W tym samym momencie, zatrzymaliśmy się na czerwonych światłach. 
- No tak, zapomniałem. Takie dziewczyny jak ty nie palą. - Powiedział i wyciągnął z paczki jednego papierosa, zapalił go, a następnie zaciągnął się powoli, odkładając resztę do półki. 
- Takie dziewczyny, jak ja? Co masz na myśli? - Zapytałam unosząc lekko brwi do góry. 
- Nie nic. - Posłał mi uśmiech i skupił się na paleniu tego świństwa.
- Nie no powiedz, bo nie rozumiem. - Przeczesałam włosy do tyłu i przyjrzałam mu się dokładnie. W tej samej chwili światło zrobiło się zielone i Justin  z powrotem przeniósł swój wzrok przed siebie i ruszył dalej.
- Bogata, grzeczna dziewczynka, która nic nie robi przeciwko rodzicom. - Odparł, bez żadnego entuzjazmu. Trochę w środku zrobiło mi się przykro, bo z jego tonu mogłam wywnioskować, że nie lubi takich ludzi, ale w końcu ze mną rozmawiał i sam proponował spotkania, więc tak nie mogło być? A z drugiej wcale nie jestem, aż taką grzeczną dziewczynką.
- Widocznie, ktoś mnie tutaj nie zna. - Odwróciłam od niego wzrok i spojrzałam przed siebie. 
   Przez resztę drogi wcale się do siebie nie odzywaliśmy, ale po jakiś piętnastu minutach Justin zaparkował samochód, przed jednym z dużych wieżowców. 
- Tutaj masz zamiar mi pokazywać zachód słońca? - Zapytałam z kpiną w głosie wychodząc z samochodu. Byłam nadal na niego trochę wkurzona, za to że nazwał mnie grzeczną dziewczynką, a jak ktoś mnie zdenerwuje, to niestety nie ma ze mną łatwo.
- Tak, ale musimy się pośpieszyć, bo nie zdążymy. - Zamkną szybko samochód i drugi raz tego dnia złapał mnie za dłoń i zaprowadził do jakiegoś tylnego wejścia tego budynku. Kiedy otworzył potężne drzwi, przede mną ukazały się schody, długie schody prowadzące na górę.
- Przepraszam czy ty myślisz, że ja tam wejdę? - Spojrzałam na niego lekko zaskoczona. 
- No tak, a co? - Odparł stając na pierwszym schodku i oparł się o barierkę. 
- Nie w tych szpilkach skarbie. - Wystawiłam w jego stronę koniuszek języka i uśmiechnęłam się dumnie, że kolejny raz go wkurzam. Nie lubię gdy chłopaki, mają nade mną kontrole.
- A nie możesz ich zdjąć? Zaraz nie zdążymy. - Westchnął. 
- Żebym pobrudziła sobie stopy? No co ty jeszcze ubrudzę sobie taką drogą sukienkę. - Zaczęłam gadać jak rozpieszczona dziewczynka z bogatego domu. Chyba właśnie za taką mnie uważał, nieprawdaż? 
Widziałam jak na jego twarzy maluje się złość, ale nie okazał tego. Zszedł ze schodów i odwrócił się do mnie tyłem. 
- Wskakuj. - Odparł krótko. Stwierdziłam, że tym razem nie będę go już wkurzać, więc weszłam na jego plecy i przytrzymałam się go mocno, a on ruszył do góry. Pewnie było mu trochę ciężko, no bo swoje ważę, ale przez całą drogę nie narzekał. Kiedy doszliśmy na górę postawił mnie i otworzył kolejne drzwi.
- Panie przodem. - Uśmiechnął się w moją stronę, czyli go jeszcze nie wkurzyłam? Odporny chłopak. 
- A to wogóle legalne? - Zapytałam, wchodząc przez drzwi.  
- Dopóki nas nie przyłapią to tak. - Uśmiechnął się i ruszył zaraz za mną. 
    Rozejrzałam się wokół i zauważyłam, że stoimi na dachu jednego z największych budynku Nowego Jorku. Było stąd widać chyba wszystko co możliwe, a przed nami można było też zauważyć morze, a tam zachodzące słońce. 
- O Boże jak tu pięknie. - Szepnęłam i uśmiechnęłam się szeroko. - Czegoś tak pięknego jeszcze nie widziałam. - Odparłam, okręcając się dokoła i przyglądając się wszystkiemu powoli..  Słońce właśnie zachodziło, niebo robiło się ciemniejsze, a w całym mieście zapalały się lampy i wszystkie pozostałe światła. Wyglądała to na prawdę cudownie, mieszkam tu tyle lat, a jeszcze czegoś takiego nie widziałam.
 Nachyliłam się i zdjęłam swoje szpilki, ponieważ było w nich trochę nie wygodnie i rzuciłam je gdzieś na bok. Kiedy się wyprostowałam, od razu spojrzałam na słońce, które chowało się w ciemnych wodach morza.
- Na prawdę? - Usłyszałam za sobą głos Justina, a jego oddech poczułam na swojej szyi.
- Ale co? - Zapytałam z lekkim uśmiechem na twarzy. 
- Nie chciałaś pobrudzić podobno nóg i sukienki. - Odparł i w tym samym momencie, złożył delikatny pocałunek na moim obojczyku.  Przez całe moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Zaskoczył mnie i to bardzo, ale za to w pozytywnym sensie.
- Mówiłam, że mnie nie znasz. - Powiedziałam i powoli odwróciłam się w jego stronę. Spojrzałam prosto w jego oczy. Nie wiem czy to nie był błąd, bo jego ciemne tęczówki od razu mnie zahipnotyzowały. 
- Możliwe, ale mamy jeszcze dużo czasu. - Uśmiechnął się, patrząc również w moje oczy. Swoją dłonią odgarną spadający mi na twarz kosmyk włosów i złapał mnie za dłoń. Podeszliśmy do murka, który na szczęście znajdował się w bezpiecznej odległości od końca budynku i usiedliśmy na nim. 
- Skąd znasz to miejsce? - Zapytałam, patrząc przed siebie na niebo, na którym pojawiały się pierwsze gwiazdy.
- Kiedyś szukałem miejsca w którym mógłbym pobyć w samotności i tak jakoś się złożyło, że je odkryłem. - Powiedział, jak zauważyłam kątem oka, on również patrzył na niebo przed nami.
- Czasami też chciałam mieć takie miejsce, w tym mieście życie jest na prawdę trudne. - Odparłam i przeniosłam wzrok na Justina, który również spojrzał w moją stronę. 
- Nawet nie wyobrażasz sobie ile ono potrafi przynieść problemów. - Powiedział to tak poważnie, że aż po plecach przeszedł mnie kolejny dreszcz tylko, że tym razem przyniósł całkowicie inne odczucie.  - Ale tutaj możesz poczuć się wolna, więc teraz kiedy dzięki mnie poznałaś tak cudowne miejsce, chyba należy mi się nagroda? - Uniósł do góry lekko brwi, a na jego twarz wkradł się chytry uśmieszek.
- Tak, a jaka? - Zapytałam również się uśmiechając. On już nic nie odpowiedział, a wskazał palcem na swój policzek. Stwierdziłam, że nie będę się już z nim droczyć, więc przysunęłam się do niego i kiedy już miałam go pocałować, postanowiłam że jednak tak łatwo nie odpuszczę. 
- Złap mnie! - Krzyknęłam w jego stronę i podniosłam się uciekając w stronę drzwi prowadzących na dół.     
    Byłam już blisko nich, kiedy poczułam ręce które oplotły mnie wokół tali. Po chwili Justin podniósł mnie do góry i zaczął okręcać się ze mną wokół własnej osi. Krzyczałam, aby mnie puścił, ale on wcale mnie nie słuchał. Przez niego prawie oboje się wywaliliśmy. 
- Justin postaw mnie! Proszę. - Zaśmiałam się i zaczęłam wymachiwać nogami w powietrzu. 
- Nie podziękowałaś mi, a to tak nie ładnie, więc teraz będzie kara. - przestał się kręcić, ale nadal trzymał mnie w objęciach. 
- No przepraszam. - Zaśmiałam się. - Zaraz ci podziękuje, na prawdę, przysięgam. 
- Nie wierzę. - Odparł i zaraz po tym postawił mnie na ziemi, ale nie zostawił w spokoju, a rzucił się na mnie z łaskotkami. Śmiałam się niemiłosiernie. Musiało słyszeć mnie całe miasto, prosiłam aby przestał, ale on wogóle się mnie nie słuchał. - Justin zrobię co tylko zechcesz, ale proszę przestań. - Powiedziałam przez śmiech, próbując spojrzeć w jego oczy. Kiedy tylko udało mi się napotkać jego spojrzenie, to przestał, ale ego ręce powędrowały na moją talię.
- Co tylko zechcę? - Zapytał, uśmiechając się.
- Tak. - Odparłam trochę nie pewnie, patrząc na jego twarz. Na jego ustach pojawił się uśmiech, a jego oczy błysnęły. 
     Twarz Justina zaczęła przybliżać się do mojej, a w tym samym momencie moje serce zaczęło bić sto razy mocniej. Jego dłoń delikatnie sunęła po moich plecach, a drugą smyrał moje biodro. Patrzyłam prosto w jego oczy, do momentu w którym nasze ustała złączyły się. Wtedy zapomniałam o wszystkim co jest dokoła, a liczył się tylko on i ja. 

 .____________________.

Tadadam i mamy rozdział 11. Mam nadzieje, że wam się podoba, przepraszam ale na razie nie sprawdzę błędów ponieważ muszę jutro rano wstać, a jest już późno, więc zerknę do tego pewnie jutro po południu, ale mam nadzieje, że nie sprawi wam to dużego kłopotu.
Wiem, że rozdział nie pojawiał się długo, na szczęście teraz mam wolne do środy więc przez te dni powinien pojawić się jeszcze jakiś rozdział. 
Liczę na szczerą opinię.

Czytasz=Komentujesz.