niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 7. Ostrożność to podstawa.

 

        Zakończyłam malowanie ust, delikatnym błyszczykiem i odłożyłam go na półeczkę obok lustra. W domu nikogo nie było, byłam sama i to mnie nawet cieszyło, bo ostatnio ciągle dzieją się tu tylko kłótnie, które nawet nie mają sensu.
       Wyszłam z łazienki, gasząc światło i podeszłam do lustra w szafie, przyglądając się jak wyglądam. Dzisiaj poznam mojego współpracownika i muszę zrobić dobre wrażenie. Wzięłam z krzesła swoją torbę i gasząc światło w pokoju, udałam się na dół. Mimo wszystko ciągle się stresowałam, ale przynajmniej byłam zdecydowana, że mój plan dojdzie do skutku i już się nie wycofam. Założyłam na nogi swoje czarne buty, a na siebie w szarym odcieniu płaszcz i kolejny raz przejrzałam się w lustrze. Musiałam kolejny raz upewnić się, że na pewno wszystko jest okej z moim wyglądem.
     Sięgnęłam po kluczyki leżące na szafce obok drzwi i wyszłam z domu, zamykając go na klucz, który wrzuciłam do torebki. Mój samochód stał na poboczu ulicy, gdzie jakąś godzinę temu zostawił go tam mój ociec, więc na szczęście nie musiałam kierować się do garażu, tylko od razu  po wyjściu do niego wsiadłam. Torebkę, położyłam obok na fotelu i ustawiłam wszystkie lusterka, a następnie włączyłam swoją ulubioną płytę Rihanny " A girl like me"  oraz odpaliłam samochód, udając się w umówione miejsce.
    Po niecałych trzydziestu minutach znalazłam się pod mieszkaniem Darena. Zaparkowałam niedaleko wejścia i udałam się na górę. Jeszcze nie zdążyłam zapukać, a drzwi się otworzyły, a w nich oczywiście stał chłopak, dzięki któremu mogę spełnić swoją misje.
- Witam Cię Cassey, dawno się nie widzieliśmy. - Odparł, kiedy przekroczyłam próg jego mieszkania.
- Przepraszam. Musiałam sobie wszystko przemyśleć, ale teraz jestem w stu procentach pewna czego chce. - Powiedziałam, patrząc prosto w jego duże oczy.
- Cieszę się i chce, żebyś zapoznała się ze swoim pomocnikiem. Uwierz mi dostajesz mój najlepszy skarb. - Uśmiechnął się ukazując swoje białe zęby i objął mnie w pasie, prowadząc do jakiegoś pokoju.
      Kiedy stanęliśmy w drzwiach, koło okna ujrzałam wysokiego chłopaka, odwróconego do mnie tyłem. Gdzieś w głębi duszy miałam nadzieje na jakiegoś przystojniaka, ale to kogo ujrzałam zwaliło mnie z nóg.
- Tom, poznaj naszą Cassey. - Odparł Daren, a w tej chwili chłopak odwrócił się w naszą stronę.  Moje oczy mało mi nie wyleciały, a serce zaczęło mocniej bić.
- Tommy? - Zapytałam zaskoczona, widząc przed sobą mojego najlepszego przyjaciele oraz brata mojej przyjaciółki Megan. 
- Cassey? - Brunet spojrzał na mnie z lekkim, hmm przerażeniem? - Co ty tutaj robisz? - Zaczął podchodzić w moją stronę.
- Znacie się? - Nagle w naszą wymianę zdań, wtrącił się Daren, którego jednak krótko mówiąc, olałam.
- Mogę zapytać cię o to samo? Pracujesz dla niego? - Zapytałam, zakładając ręce na piersiach.
- Od kilku lat. - Odparł w końcu zamieszany, drapiąc się po głowie.
- Nie chce wam przerywać, ale chyba jak się znacie to dobrze. - Daren stanął, obok Tommiego  i poklepałam go po plecach. - Pomożesz koleżance zabić jej największego wroga, który jeśli nie wiesz jest też moim największym wrogiem.- Brat Megan spojrzałam na mnie przymrużając oczy i westchnął cicho, kiwając głową. - To wiesz co macie dzisiaj robić?
- Jasne, że wiem. Powtarzałeś mi to już kilka razy. - Odparł Tommy, odwracając tym razem wzrok ode mnie i patrząc na Darena.
- To dobrze, ale pamiętajcie ja tu daje rozkazy, więc dopóki się z wami nie skontaktuje nie robicie żadnego innego ruchu. - Odparł podając jakieś klucze chłopakowi i wyszedł z pokoju. Po chwili było słychać tylko trzepnięcie drzwi, więc byliśmy sami.
-  Nie wiedziałam, że dla niego pracujesz. - Powiedziałam po chwili ciszy, siadając na fotelu, który stał niedaleko okna.
-  Odgrywasz się na Matowi ? - Podszedł i kucnął przy mnie, kładąc swoje ręce na moje kolana.
- Tak. - Odpowiedziałam krótko, patrząc w jego oczy.  - Jeśli nie chcesz mi pomagać, pogadam z Darenem, ale będziesz musiał trzymać język za zębami. - Oznajmiłam twardo, nie odwracając wzroku od jego oczu.
- Nie. To znaczy, nigdy go nie lubiłem. - Uśmiechnął się do  mnie.
- Czyli pomożesz mi? - Zapytałam, próbując ukryć w środku radość jaka mnie w tej chwili ogarnęła.
- Taką mam pracę. - Wstał i podał w moim kierunku rękę.

*

 - Dobra na dzisiaj już koniec. Mam dość. - Odparłam siadając na skale, pod dużym drzewem. 
Tommy uczył mnie jak prawidłowo strzelać z pistoletu, ale ani razu mi to nie wyszło, pomijając fakt, że na początku bałam się nawet spróbować.  
- Szybko się męczysz, ale wiesz może to dlatego, że jesteś pierwszą osobą, która na naukę strzelania w lesie założyła takie wysokie buty.  - Zaśmiał się oddając mi moją broń. 
- Przepraszam, ale myślałam, że dzisiaj tylko poznam mojego współpracownika, a nie że wybierzemy się w teren. - Odłożyłam torbę na bok i poklepałam miejsce obok siebie, dając znak mojemu towarzyszowi, aby usiadł obok mnie. 
    Chwile później oboje siedzieliśmy obok siebie, patrząc na niebo, które dzisiejszej nocy było pełne gwiazd. 
- Nikt nie może się o tym dowiedzieć, wiesz o tym? - Zapytał, kładąc swoją dłoń, na moje kolano - kolejny raz tego dnia.
- No co ty nie powiesz? - Zapytałam, przenosząc wzrok z gwiazd, na niego. - Nikomu nie powiem, co zamierzam zrobić. Nie chce trafić za kratki. - Przygryzłam od środka swoją wargę, odganiając myśl, że tak mogło by się stać.
- Musisz być ostrożna. - Chłopak, objął mnie ramieniem i przyciągną do siebie, następnie przytulając.
- Wiem Tommy, ja to doskonale wiem. 

                                            ._____________________________.

      I mamy rozdział 7. Wiecie co był trochę zastój w wenie, ale już mam pomysły i będzie się dziać. Jeśli uzbieracie 10 komentarzy, tak jak było wcześniej to rozdział będzie dłuższy i pojawi się szybciej niż ten.  :)
Dziękuje za wszystko <3 Kocham <3

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 6. Powrócił mój ulubieniec.

Justin.

        Jak najszybciej wybiegłem z budynku za Cassey. Widziałem, że jest zdenerwowana, gdy tylko odłożyła telefon zaczęła się trząść i ledwo spoglądając na mnie uciekła z mieszkania Megan bez żadnego pożegnania, a jeśli mam ją w sobie rozkochać muszę pokazać że mi zależy.
    Kiedy obydwoje znaleźliśmy się na zewnątrz udało mi się w końcu złapać jej dłoń i odwróciłem ją w swoją stronę.
- Cassey.. - Zacząłem, trzymając ją mocno i wytarłem jej łzy. - Ślicznotko co się dzieje? - Patrzyłem jej prosto w oczy, nadal ją trzymając aby nawet nie próbowała mi uciec. 
- Ja muszę...,muszę do szpitala.. - Odparła z drżącym głosem. - Puść mnie, muszę złapać taksówkę. - Prosiła, a po jej policzku nadal spływały łzy. 
- Dobrze zawiozę cię,  tylko spokojnie dobrze? - Zapytałem patrząc prosto w jej oczy i delikatnie smyrając jej dłoń. Nie powiedziała nic, pokiwała tylko głową i zabrała rękę. 
   Cassey strasznie się stresowała, widziałem to po jej minie jak i po tym, że co chwile mnie pośpieszała.
Jednak Matt miał dobry pomysł z tym, aby dać mi samochód bo na prawdę się przydał i możliwe dzięki tej podwózce zdobyłem u niej wielki plus.
- Nie denerwuj się, aż tak na pewno wszystko okej? Musisz wziąć głęboki wdech, a następnie wydech. - Odparłem mając nadzieje, że chociaż przez chwile mnie posłucha. Jak na złość zapaliło się czerwone światło, a przed nami stało jakieś cztery samochody, więc nie było żadnej opcji aby zdążyć przejechać.
- Kurde nie da się tego jakoś ominąć? - Brunetka spojrzała na mnie, a w jej oczach ciągle pojawiały się nowe łzy. Położyłem dłoń na jej kolanie i delikatnie zacząłem je pocierać. 
- Zaraz się zmieni spokojnie. 
- To niech szybciej się zmienia. - Odparła ciągle zerkając przez jedną szybę, a następnie drugą.
Nic nie rozumiem.
     Ledwo zdążyłem zgasić samochód na parkingu przed szpitalem, a drzwi od strony Cassey zostały otworzone. Wiedziałem, że nie mogę jej tak zostawić, musiałem jej zaimponować więc także za nią pójść.
Wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki samochodu i już po chwili dogoniłem dziewczynę, chociaż uwierzcie to było bardzo trudno.
   Kiedy znaleźliśmy się w środku od razu podbiegła do recepcji, podając jakieś imię. Pielęgniarka wskazała jej drogę na drugie piętro, a ona od razu udała się w tamtym kierunku. Musiało się wydarzyć na prawdę coś poważnego, ponieważ nie zwracała na mnie nawet najmniejszej uwagi.  Złapałem ją za dłoń i odwróciłem w swoją stronę gdy tylko znaleźliśmy się na drugim piętrze.
- Cassey spokojnie. - Odparłem, odgarniając jej włosy do tyłu. - Powiedz jaki numer sali. - Patrzyłem jej prosto w oczy starając się brzmieć jak najbardziej czule.
- Dwieście ... - Zaczęła i podciągnęła nosem, ocierając łzy spływające po jej twarzy. - Dwieście sześć. - Powiedziała po chwili, kiedy udało jej się w końcu w miarę normalnie oddychać.
- Okej więc chodź. - Złapałem jej dłoń i rozglądając się wybrałem kierunek w stronę sali. Cassey ciągle się trzęsła, a po jej policzkach nadal spływały powoli pojedyncze łzy. W tym momencie na prawdę zrobiło mi się jej szkoda.
     Doszliśmy na koniec korytarza, gdzie skręciliśmy w prawo. Cassey od razu puściła moją dłoń, a z jej ust wydobył się cichy jęk. Spojrzałem przed siebie i zauważyłem jak kobieta w średnim wieku stoi wtulona  w mężczyznę, który był od niej wyższy o jakieś kilkanaście centymetrów i płaczę w jego ramię, a z sali przy której stali na łóżku wywożą kogoś przykrytego prześcieradłem.
   Cassey upadła na podłogę głośno szlochając, więc jak najszybciej mogłem nachyliłem się obok niej, obejmując ją ramieniem.


Cassey.

       Rzuciłam na łóżko swoją torebkę i szybko zdjęłam czarny płaszcz oraz szpilki. Już nawet nie płakałam, od kilku dni ciągle to robiłam, a teraz chyba zabrakło mi już łez. Ten dzień mogę zaliczyć do kolejnych z tych najgorszych i nie wiem czy jakiś jeszcze będzie inny.
     W głowie nadal miałam obrazy jak chowają mojego brata, ale nie mogę ciągle się załamywać, muszę się odegrać i chyba w końcu mam wystarczająco siły na to wszystko. Podeszłam do szafy, odgarniając do tyłu swoją grzywkę i wzięłam głęboki oddech. Wywaliłam kilka swoich ciuchów i w końcu znalazłam to czego szukałam. Czarna broń znajdowała się w mojej dłoni. Uśmiechnęłam się na myśl, że właśnie to cudeńko pozwoli mi spełnić to o czym marzę od kilku dni. Wiem, że może będę musiała surowo za to zapłacić, ale na pewno będzie warto. 
     Odłożyłam pistolet najgłębiej jak mogłam i przykryłam z powrotem ciuchami. Podeszłam do łóżka i wyjęłam z torebki komórkę, wybierając numer Darena. Czekając, aż odbierze ciągle chodziłam po pokoju w jedną i drugą stronę. 
- Co jest? Zdecydowałaś się? - W pewnej chwili usłyszałam jego głos w słuchawce. W pierwszej chwili się zawahałam, nie wiedziałam co odpowiedzieć , ale wiedziałam, że nie mogę zrezygnować. 
- Tak. - Odparłam po chwili drżącym głosem. - Ale potrzebuje wsparcia. 
- Chcesz kogoś ode mnie? - Zapytał swoim ochrypłym głosem. 
- Jeśli kogoś mi dasz. - Odpowiedziałam, zagryzając delikatnie wargę i opierając się o ścianę, przy drzwiach balkonowych. 
- Akurat dobrze trafiłaś, powrócił mój ulubieniec. - Zaśmiał się tajemniczo, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmieszek. 

.______________________.

Wiecie co?! Mam pomysł, mam plan więc możemy na razie się cieszyć.
Wiem, że krótki rozdział, ale długo mnie nie było i chce zobaczyć co sądzicie :)
Zapraszam do obejrzenia zwiastuna, którego możecie znaleźć obok w zakładce,a także do szczerego komentowania  . :)

  

sobota, 1 marca 2014

Nowa ważna informacja.

Witam. Jeśli chcecie mogę powrócić do pisania mojego opowiadania od przyszłego tygodnia :)
Jednak nie mogę obiecać, że rozdziały będę pojawiały się co tydzień. Będę się starać ale nie zawsze może mi się to udać, więc proszę napiszcie w komentarzu czy pisać dalej moje opowiadanie. 
chciałabym przynajmniej 10 odpowiedzi na tak i to nie od anonimów :) 
pozdrawiam i dziękuje za wszystko.