czwartek, 1 stycznia 2015

Epilog.



Kilka lat później

                Stałem patrząc na nieduży nagrobek. Na twarzy czułem chłodny powiew styczniowego wiatru. W tamtej chwili po mojej głowie chodziło wiele wspomnień związanych z przeszłością, o jakich wolałbym nie pamiętać. Widziałem wszystkie swoje błędy, których nie mogłem naprawić, ale także wszystkie dobre chwile, do których jednak wrócić także nie mogłem. Byłem świadomy, że kilka lat wcześniej moje postępowanie było głupie i nieodpowiedzialne. Dopiero po tylu tragediach, do których doszło, zrozumiałem jak naprawdę powinienem się zachowywać i jakim człowiekiem być. Nigdy nie wybaczę sobie faktu, że dotarło to do mnie tak późno. Nie było jeszcze za późno, aby zmienić swoje życie i jedynie to mnie pocieszało. Chociaż szkoda, że niektórzy nie mogą cieszyć się nim razem z nami. Najbardziej żal mi Cassey.
                Podszedłem bliżej dziewczyny i objąłem ją ramieniem, przyciągając tym samym jej zgrabne ciało bliżej siebie. Zauważyłem łzy, spływające po jej zmarzniętych policzkach. Ona nadal nie mogła się pogodzić z tym, że jej jedyny brat tak dużo poświęcił dla jej szczęścia. Za każdym razem, kiedy przychodziliśmy tutaj, Cassey płakała, wspominając jakim David był człowiekiem. Nie dziwiło mnie to ani trochę, jednak ogarniał mnie smutek, gdy widziałem jej cierpienie.
                - Skarbie, chodźmy już. Jest zimno i się jeszcze rozchorujesz – odparłem cicho, okrywając ją szczelniej kurtką.
                - Nie umiem stąd tak po prostu odejść i wrócić do swojego normalnego życia, wiedząc, że go już nie ma. Tak bardzo za nim tęsknie – szepnęła spoglądając na mnie.
                - Wiem, ale na pewno ma tam lepiej niż tutaj, musisz popatrzeć na to z innej strony, pamiętasz co ci mówiła terapeutka? - Cassey nic nie odpowiedziała, a tylko pokiwała głową. - A teraz musimy iść. Wiesz, że trzeba odwieźć małą do mamy, a jeszcze się nie spakowaliśmy. Do wieczora zostało niewiele czasu, a o 8 mamy samolot do Las Vegas. Nie chcesz się chyba spóźnić na ślub swojego najlepszego przyjaciela?
                - Oczywiście, że nie. Cieszę się, że Tommy’emu udało się z Jev’em – odparła, wycierając łzy i uśmiechając się lekko.
                - A ja się cieszę, że udało się nam – odwzajemniłem uśmiech i złożyłem na jej policzku delikatnego buziaka.
                - Idziemy? – Zapytałem, kiedy Cassey skończyła się modlić i poprawiła białe róże na grobie David’a.
                - Tak.
                Złapałem jej dłoń i splotłem nasze palce razem, a drugą ręką złapałem wózek i pchając go ruszyliśmy do wyjścia z cmentarza. Czułem, że będę szczęśliwy tak długo jak mam przy sobie te dwie, najważniejsze dla mnie dziewczyny.




Jak mam rozpoznać swoją Drugą Połowę?
Nie bojąc się ryzyka. Ryzyka porażki, odrzucenia, rozczarowań.
Nigdy nie wolno nam rezygnować z poszukiwania Miłości. Ten, kto przestaje szukać, przegrywa życie.

Paulo Coelho

 
.______________.
 
I tak dobiegliśmy końca historii Cassey i Justina. Mam nadzieje, że podoba wam się całe opowiadanie i że nie żałujecie czasu poświęconego na jego czytanie :) Cieszę się, że udało nam się doprowadzić to do końca i dziękuje wam za wszystkie komentarze i wejścia <3