sobota, 8 marca 2014

Rozdział 6. Powrócił mój ulubieniec.

Justin.

        Jak najszybciej wybiegłem z budynku za Cassey. Widziałem, że jest zdenerwowana, gdy tylko odłożyła telefon zaczęła się trząść i ledwo spoglądając na mnie uciekła z mieszkania Megan bez żadnego pożegnania, a jeśli mam ją w sobie rozkochać muszę pokazać że mi zależy.
    Kiedy obydwoje znaleźliśmy się na zewnątrz udało mi się w końcu złapać jej dłoń i odwróciłem ją w swoją stronę.
- Cassey.. - Zacząłem, trzymając ją mocno i wytarłem jej łzy. - Ślicznotko co się dzieje? - Patrzyłem jej prosto w oczy, nadal ją trzymając aby nawet nie próbowała mi uciec. 
- Ja muszę...,muszę do szpitala.. - Odparła z drżącym głosem. - Puść mnie, muszę złapać taksówkę. - Prosiła, a po jej policzku nadal spływały łzy. 
- Dobrze zawiozę cię,  tylko spokojnie dobrze? - Zapytałem patrząc prosto w jej oczy i delikatnie smyrając jej dłoń. Nie powiedziała nic, pokiwała tylko głową i zabrała rękę. 
   Cassey strasznie się stresowała, widziałem to po jej minie jak i po tym, że co chwile mnie pośpieszała.
Jednak Matt miał dobry pomysł z tym, aby dać mi samochód bo na prawdę się przydał i możliwe dzięki tej podwózce zdobyłem u niej wielki plus.
- Nie denerwuj się, aż tak na pewno wszystko okej? Musisz wziąć głęboki wdech, a następnie wydech. - Odparłem mając nadzieje, że chociaż przez chwile mnie posłucha. Jak na złość zapaliło się czerwone światło, a przed nami stało jakieś cztery samochody, więc nie było żadnej opcji aby zdążyć przejechać.
- Kurde nie da się tego jakoś ominąć? - Brunetka spojrzała na mnie, a w jej oczach ciągle pojawiały się nowe łzy. Położyłem dłoń na jej kolanie i delikatnie zacząłem je pocierać. 
- Zaraz się zmieni spokojnie. 
- To niech szybciej się zmienia. - Odparła ciągle zerkając przez jedną szybę, a następnie drugą.
Nic nie rozumiem.
     Ledwo zdążyłem zgasić samochód na parkingu przed szpitalem, a drzwi od strony Cassey zostały otworzone. Wiedziałem, że nie mogę jej tak zostawić, musiałem jej zaimponować więc także za nią pójść.
Wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki samochodu i już po chwili dogoniłem dziewczynę, chociaż uwierzcie to było bardzo trudno.
   Kiedy znaleźliśmy się w środku od razu podbiegła do recepcji, podając jakieś imię. Pielęgniarka wskazała jej drogę na drugie piętro, a ona od razu udała się w tamtym kierunku. Musiało się wydarzyć na prawdę coś poważnego, ponieważ nie zwracała na mnie nawet najmniejszej uwagi.  Złapałem ją za dłoń i odwróciłem w swoją stronę gdy tylko znaleźliśmy się na drugim piętrze.
- Cassey spokojnie. - Odparłem, odgarniając jej włosy do tyłu. - Powiedz jaki numer sali. - Patrzyłem jej prosto w oczy starając się brzmieć jak najbardziej czule.
- Dwieście ... - Zaczęła i podciągnęła nosem, ocierając łzy spływające po jej twarzy. - Dwieście sześć. - Powiedziała po chwili, kiedy udało jej się w końcu w miarę normalnie oddychać.
- Okej więc chodź. - Złapałem jej dłoń i rozglądając się wybrałem kierunek w stronę sali. Cassey ciągle się trzęsła, a po jej policzkach nadal spływały powoli pojedyncze łzy. W tym momencie na prawdę zrobiło mi się jej szkoda.
     Doszliśmy na koniec korytarza, gdzie skręciliśmy w prawo. Cassey od razu puściła moją dłoń, a z jej ust wydobył się cichy jęk. Spojrzałem przed siebie i zauważyłem jak kobieta w średnim wieku stoi wtulona  w mężczyznę, który był od niej wyższy o jakieś kilkanaście centymetrów i płaczę w jego ramię, a z sali przy której stali na łóżku wywożą kogoś przykrytego prześcieradłem.
   Cassey upadła na podłogę głośno szlochając, więc jak najszybciej mogłem nachyliłem się obok niej, obejmując ją ramieniem.


Cassey.

       Rzuciłam na łóżko swoją torebkę i szybko zdjęłam czarny płaszcz oraz szpilki. Już nawet nie płakałam, od kilku dni ciągle to robiłam, a teraz chyba zabrakło mi już łez. Ten dzień mogę zaliczyć do kolejnych z tych najgorszych i nie wiem czy jakiś jeszcze będzie inny.
     W głowie nadal miałam obrazy jak chowają mojego brata, ale nie mogę ciągle się załamywać, muszę się odegrać i chyba w końcu mam wystarczająco siły na to wszystko. Podeszłam do szafy, odgarniając do tyłu swoją grzywkę i wzięłam głęboki oddech. Wywaliłam kilka swoich ciuchów i w końcu znalazłam to czego szukałam. Czarna broń znajdowała się w mojej dłoni. Uśmiechnęłam się na myśl, że właśnie to cudeńko pozwoli mi spełnić to o czym marzę od kilku dni. Wiem, że może będę musiała surowo za to zapłacić, ale na pewno będzie warto. 
     Odłożyłam pistolet najgłębiej jak mogłam i przykryłam z powrotem ciuchami. Podeszłam do łóżka i wyjęłam z torebki komórkę, wybierając numer Darena. Czekając, aż odbierze ciągle chodziłam po pokoju w jedną i drugą stronę. 
- Co jest? Zdecydowałaś się? - W pewnej chwili usłyszałam jego głos w słuchawce. W pierwszej chwili się zawahałam, nie wiedziałam co odpowiedzieć , ale wiedziałam, że nie mogę zrezygnować. 
- Tak. - Odparłam po chwili drżącym głosem. - Ale potrzebuje wsparcia. 
- Chcesz kogoś ode mnie? - Zapytał swoim ochrypłym głosem. 
- Jeśli kogoś mi dasz. - Odpowiedziałam, zagryzając delikatnie wargę i opierając się o ścianę, przy drzwiach balkonowych. 
- Akurat dobrze trafiłaś, powrócił mój ulubieniec. - Zaśmiał się tajemniczo, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmieszek. 

.______________________.

Wiecie co?! Mam pomysł, mam plan więc możemy na razie się cieszyć.
Wiem, że krótki rozdział, ale długo mnie nie było i chce zobaczyć co sądzicie :)
Zapraszam do obejrzenia zwiastuna, którego możecie znaleźć obok w zakładce,a także do szczerego komentowania  . :)

  

4 komentarze:

  1. asdfghj świetny rozdział <3 aż nie mogę się doczekać następnego - @thisswaggirl_JB

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny @little things

    OdpowiedzUsuń
  3. mega rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  4. początek taki mega smutny.. :(
    ale za to końcówka cholernie intrygująca <3
    już się nie mogę doczekać następnego rozdziału i... kim jest ten 'ulubieniec' ?

    @saaalvame

    OdpowiedzUsuń