piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 9. Randka.

        WAŻNE INFORMACJE POD ROZDZIAŁEM.


      Szarpnęłam za klamkę od Starbucksa, a drzwi od razu się otworzyły. W środku nie było tłumów, więc łatwo dostrzegłam swoje przyjaciółki, które siedziały przy trzecim stoliku od okna. Za nim jeszcze do nich podeszłam Megan również mnie zauważyła i od razu pomachała w moją stronę.
- Cześć. - Uśmiechnęłam się  do dziewczyn siadając obok Sammy.
- Jak dobrze cię w końcu widzieć. - Samanta przytuliła mnie na przywitanie, a Megan popijając swoją kawę przyglądała nam się przez chwilę.
- Mi was też. - Odparłam bez chwili zastanowienia i odłożyłam swoją torebkę obok na krzesło. Nie widziałam się z dziewczynami jakiś czas. Od pogrzebu nie miałam żadnej ochoty na opuszczanie pokoju i wiem, że w jakimś sensie zaniedbałam naszą przyjaźń, ale mam nadzieje że nie mają mi aż tak tego za złe.
- Co tam u was? - Zapytała i wgłębi miałam nadzieje, że nie zapytają o to samo mnie.
- A nic tak w zasadzie. - Sammy przyjrzała mi się uważnie jednak próbowałam nie zwracać jakoś na to większej uwagi i przeniosłam swój wzrok na brunetkę siedzącą na przeciwko nas. - Ale nie zgadniesz kogo wczoraj spotkała Megan. - Uśmiech od razu pojawił się na twarzy jednej i drugiej.
- No słucham, słucham?
- Pamiętasz tego chłopaka z którym tańczyłaś i gadałaś u mnie na imprezie? Pytał o ciebie. - Mrugnęła okiem w moją stronę i upiła kolejny łyk swojej kawy.
- Justin? To ja już wiem czemu napisał. Co mu nagadałaś?
- Ja? Nic. Przysięgam, ale odzywał się do ciebie? - Zapytała na co speszona odwróciłam twarz. Sama nie wiem czemu tak postąpiłam, ale po prostu czułam jak czerwienie się na twarzy. Mimo, że zbytnio go nie znam to i tak muszę przyznać, że przystojny jest.
- Uuu i co umówiliście się? - Tym razem do rozmowy dołączyła Sammy, która jak znam życie będzie cieszyć się dużo bardziej ode mnie.
- Zwykłe spotkanie. - Wzruszyłam ramionami.
- Jesteś mi winna drinka. Gdyby nie impreza u mnie, nie poznałabyś takiego przystojniaka. - Megan odgarnęła swoje brązowe włosy do tyłu i uśmiechnęła się, biorąc łyka.
- To ja już skończyłam. - Pomachała przed nami pustym kubkiem i wstała od stołu. - Idziemy? Mam ochotę na zakupy, co wy na to? - Wrzuciła puste opakowanie do kosza na śmieci i założyła na siebie swoją skórzaną kurtkę.  Megan jest można tak powiedzieć najbardziej zwariowana z nas trzech. Zawsze jej wszędzie pełno, nie umie się pohamować, ma nie wyparzony język i leci na nią każdy chłopak w szkole.
- W zasadzie możemy iść co Cassey? - Sammy podniosła się zaraz po Megan i zaczęła ubierać na siebie kurtkę oraz niebieską apaszkę. Co mi szkodzi iść? Z Justinem jestem umówiona dopiero na wieczór, a tak to przynajmniej będę miała zajęcie.
-Dobra wezmę sobie tylko Latte na wynos i możemy iść . - Złapałam za swoją torebkę i ruszyłam w stronę kolejki.

 *

- A co myślicie o tej? - Megan podniosła do góry czerwoną sukienkę do kolana. - Chłopakom by się spodobała no nie? - Uśmiechała się przyglądając zdobyczy trzymanej w rękach. 
- Myślę, że jak dla ciebie idealna. - Podeszłam do półki z butami i zdjęłam czarne szpilki. - A jeszcze z tymi butami wyglądałabyś obłędnie.
- A ty Sam co myślisz? Przydałaby mi się na dziś wieczór. - Odparła nadal przyglądając się sukience i co chwile zerkając na buty, trzymane przeze mnie. 
- To przepraszam, jakaś specjalna okazja? - Wtrąciłam się za nim Samanta zdążyła odpowiedzieć, a brunetka uśmiechnęła się tajemniczo w moją stronę.
- Nie powie ci. - Sammy wzruszyła ramionami w moją stronę. - Uwierz mi od tygodnia chodzi szczęśliwa, ale za nic nie chce powiedzieć dzięki komu. - Powiedziała i zaczęła przeglądać inne sukienki na wieszakach.
- Dowiecie się w swoim czasie. Spokojnie. - Megan poklepała mnie po ramieniu i udała się w stronę przymierzalni. - No chodźcie, chyba ktoś będzie musiał mnie ocenić. - Zaśmiała się i jak to zwykle miała w naturze szła kołysząc tyłkiem na wszystkie strony. 
- Dobra . - Pociągnęłam Sam za rękę i ruszyłyśmy za brunetką. 
Megan przebierała się, kiedy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran - Tommy. 
- Przepraszam na chwilę, muszę odebrać. - Sammy pokiwała tylko i zaczęła pośpieszać Meg, aby szybciej to ubierała bo ona jest już zmęczona, a ja oddaliłam się w drugi koniec sklepu. 
- Słucham? - Odebrałam, kiedy byłam w bezpiecznej odległości, wiedząc że dziewczyny na pewno nie usłyszą. 
- Co ty na to, aby zrobić dzisiaj kolejną lekcje? - Zapytał nie mówiąc nawet żadnego cześć, ale już byłam przyzwyczajona. On tak miał od zawsze.
- Przepraszam, ale dzisiaj nie mogę. - Odparłam, przeglądając bluzki. 
- No spoko. - Odezwał się po chwili. - Ale wiesz, że potrzebujesz jeszcze kilka lekcji za nim się wyuczysz? 
- Wiem, spokojnie. A jutro ci pasuje? 
- Jasne, a o której? - Zapytał. 
- Nie wiem uzgodnimy później, ale raczej w nocy. Megan mnie woła muszę iść. - Powiedziałam i szybko się rozłączyłam widząc przyjaciółkę idącą w moją stronę.
- I jak?? - Zapytała okręcając się kilka razy wokół własnej osi. - Podnieci faceta? - Zaśmiała się, czekając na moją odpowiedź. 
- Zdecydowanie tak.
*

- A tak w ogóle to jak się czujesz? - Zapytała Samanta, patrząc na drogę i kierując się w stronę mojego domu. - Przy Megan w ogóle nie dało się porozmawiać o tobie, bo ta jak zwykle nawija i nawija tylko o sobie. Dobrze się czujesz? - Spojrzała na mnie przez chwilę, ale zaraz znowu przekręciła głowę, skupiając swój wzrok na drodze.
- Jakoś sobie radzę.  Wiesz w końcu, trzeba żyć dalej, ale wydaje mi się że nawet moi rodzice radzą sobie lepiej ode mnie. - Westchnęłam, opierając głowę o szybę samochodu. Teraz na zakupach wszystkie problemy poszły w bok. Mogłam się zabawić, pogadać normalnie, ale wiem że kiedy zostanę znowu sama w pokoju nie wytrzymam i zacznę wylewać  łzy litrami. Jak każdej nocy.
- Brakowało mi ciebie przez ten czas. - Położyła swoją dłoń na moje kolano. Musze przyznać szczerze, że z Samantą od zawsze dogadywałam się lepiej. Nie chodzi tutaj, że Megan nie jest dla mnie przyjaciółką, ale ona zawsze szaleje, no i najczęściej myśli tylko o sobie, a z Sam mogę pogadać o wszystkim. Nie tylko o tych dobrych chwilach ale i o złych. Ona zawsze potrafi wysłuchać, doradzić i nigdy nie zostawi cię w potrzebie.
- Wiem, ale teraz już was tak nie zaniedbam. Na pewno David by tego nie chciał. - Spojrzałam na nią, przymrużając lekko oczy.
- Tam jest mu lepiej. - Powiedziała, parkując na poboczu przed budynkiem i gdy tylko zgasiła silnik, przytuliła mnie do siebie i szepnęła, że w końcu wszystko się ułoży. 
- Musi. - Odparłam po chwili i odsunęłam się delikatnie. - Wejdziesz?
- Wiesz chciałabym, ale muszę jechać po ciocię na lotnisko.  Starzy w pracy i nie ma kto jej odebrać. 
- Nie no tak rozumiem, ale jutro wpadłabym do ciebie po notatki okej? - Zapytałam przypominając sobie, że w poniedziałek mam wrócić do szkoły. Już się domyślam jak będą na mnie patrzeć i obgadywać, że przez moją własną głupotę zginął mój brat.
- Jasne. Będziesz musiała  mi też opowiedzieć jak tam po spotkaniu z tym.. em no chłopakiem?
- Justinem. - Uśmiechnęłam się i dałam jej całusa w policzek. - Do zobaczenia.  - Krzyknęłam jeszcze przed zamknięciem drzwi, a już po chwili widziałam jak jej samochód znika na zakręcie.
    Ruszyłam w stronę wieżowca i wyciągnęłam klucze z kieszeni mojej torebki gdy tylko znalazłam się w środku. Zostało mi już mało czasu, a muszę jeszcze wziąć prysznic i wybrać strój. Nie wiem jak zamierzam się wyrobić.
    Wysiadłam z windy na szóstym piętrze i otworzyłam drzwi.  Gdy tylko znalazłam się w środku zrzuciłam z nóg swoje czarne tenisówki, a z ramion skórzaną kurtkę. W domu jak się domyślałam nikogo nie było, więc jak tylko weszłam do swojego pokoju odpaliłam ulubioną płytę Davida i ściągnęłam z siebie ciuchy, następnie udając się do łazienki.
Mój plan na dzisiaj to zrobić z siebie bóstwo i zawrócić temu chłopakowi w głowie. Nie dość, że pozwoli mi to w jakimś stopniu się odprężyć, to też może Matt zobaczy co stracił. 
    Odkręciłam wodę pod prysznicem i gdy tylko zaczęła lecieć ciepła weszłam do kabiny. Wydepilowałam nogi, umyłam włosy oraz całe ciało i wyszłam od razu biorąc się za rozczesanie moich kołtunów i umycie zębów. Gdy już to zrobiłam sięgnęłam do szafki po truskawkowy balsam i nasmarowałam całe ciało. Przez cały ten czas zastawiałam co na siebie włożyć i jak się uczesać, ale zdecydowałam się tylko na wyprostowanie włosów i lekki makijaż, a co do ciuchów nie miałam żadnego pojęcia.
      Skończyłam prostować włosy i odłożyłam prostownicę na szafkę, naprzeciwko lustra. Sięgnęłam po swój podkład, który dokładnie rozprowadziłam na całej twarzy, następnie użyłam też pudru oraz tuszu. Stwierdziłam, że kresek dzisiaj nie zrobię, więc nałożyłam tylko jeszcze błyszczyk na usta i udałam się do swojej sypialni. Teraz czeka mnie najgorsze. Mam tyle ciuchów, że na prawdę nie umiem się zdecydować. Jeszcze za nim otworzyłam szafę, zerknęłam na zegarek, który wskazywał za dwadzieścia pięć szóstą, co oznaczało, że mam stanowczo za mało czasu. 
     Szybkim krokiem podeszłam do szafy i otworzyłam ją na rozcież, przeglądając wszystkie ubrania jakie posiadałam. Po pewnym czasie zdecydowałam się na koszule w czarno-białe paski i czarne spodnie, a już po chwili przeglądałam się w tym zestawie w lustrze. Tak to dobry wybór.

Justin.

Dzień wcześniej

     Usiadłem na miejscu pasażera w samochodzie Matta i szybko zatrzasnąłem za sobą drzwi.
- Po co mnie tu ściągnąłeś? - Zapytałem trochę wkurzony. Rozumiem, że jestem mu winny przysługę ale zawsze musi mi przeszkodzić w najmniej odpowiednim momencie.
- Musisz trochę przyśpieszyć z naszym planem. - Zaczął odpalając swoje czarne BMW. 
- Nie rozumiem? - Przymrużyłem lekko oczy. Tak cholernie nienawidzę dla niego pracować i mam nadzieje, że ta akcja jest już ostatnią w jakiej będę musiał uczestniczyć. 
- Pokomplikowały się sprawy, sam wiesz. Jej brat zmarł musimy szybciej to rozwiązać. - Warknął przez zaciśnięte zęby mocniej naciskając na pedał gazu. 
- I jak ty to sobie wyobrażasz? - Próbowałem być spokojny mimo, że w tej chwili wszystko we mnie buzowało.
     Nigdy nie zabiłem człowieka, więc jak mam zrobić to teraz? I to dziewczynę, która jest możliwe nawet w tym samym wieku co ja i nic nie zawiniła? Jestem świadomy, że jak tego nie zrobię to moja rodzina może zginąć, ale nie wiem czy będę potrafił dopuścić się takiego cholerstwa. 
- Kurwa nie wiem. To już twój problem, mówiłem ci. Dostajesz tę sprawę w swoje ręce, masz to tak zrobić aby jak najszybciej zniknęła z tego świata, bo jak nie to pójdę pewnie siedzieć, a ty już nigdy nie ujrzysz swojej rodzinki! - Zahamował samochodem przed dobrze mi znanym magazynem i odwrócił twarz w moją stronę z wrogim spojrzeniem. 
- Nie mam pewności, że jak to zrobię zostawisz mnie w spokoju. - Syknąłem prosto w jego twarz. 
- Masz moje słowo, a ja nigdy go nie złamałem i dobrze to wiesz. Chodzi mi o to, żebyś się trochę nią pobawił, zamotał jej w głowie, po szpiegował  w jej rodzince i jak się dowiesz czegoś fajnego to mi donieść. Musimy ją w kopać w to morderstwo, a na końcu pozbyć się jej, albo przez samobójstwo, albo jak już sobie będziesz chciał.  Nie obchodzi mnie jak to załatwisz, kiedy, ale żeby było skutecznie. Bo jak nie to dobrze wiesz co cię czeka. 
- Ta rozumiem. - Mimo, że miałem największą ochotę przywalić mu w ten jego pusty łeb to próbowałem się powstrzymać, myśląc ciągle o dobru mojej rodziny. 
- Więc zaproś ją na jakąś randkę. Mogę nawet dać ci kasę. 
- Nie trzeba. - Odparłem od niechcenia. - Poradzę sobie sam, ale może mógłbyś mi powiedzieć coś o niej? To przecież twoja była. - Na moje słowa od razu się zaśmiał i wyciągnął z kieszeni spodni skręta. 
- Taa, która nawet mi nie chciała dupy dać. Może tobie się uda, nie wiem. Szczerze mówiąc chodziłem z nią dla zwykłego spokoju, moich starych. Gdyby nie ona i jej opinia wśród całej szkoły, rodzice nie dawali by mi kasy sądząc, że wydaje na dziwki. 
- A tak nie było? - Może i wścibsko wtrąciłem się w jego wypowiedź, ale jakoś mało mnie to obchodziło.
On tylko wzruszył ramionami i  wskazał na drzwi. 
- Wiesz co masz robić. 


 Cassey. 

    Usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Tak jak myślałam był to Justin, informując, że czeka na mnie przed wejściem. Wzięłam swoją torbę i udałam się do przedpokoju, gdzie na nogi założyłam buty.  To jest dopiero nasze pierwsze spotkanie i stwierdziłam, że nie zamierzam się stroić, aż tak a uwieść go swoją osobowością. Mam nadzieje, że mi się uda.
   Kiedy znalazłam się na parterze, jeszcze przed wyjściem z windy wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się odganiając wszystkie złe myśli jak najgłębiej. Po chwili drzwi windy rozsunęły się na boki, a jakieś dwa metry przed sobą ujrzałam ciemnego blondyna.
    Musze przyznać, że nie za bardzo pamiętałam jak on wyglądał i nie spodziewałam się, że z niego jest aż taki przystojniak.
- Cześć. - Odparł z lekką chrypką w głosie i posłał mi szczery uśmiech, kiedy tylko mnie zobaczył.
- Hej. - Powiedziałam jak tylko znalazłam się bliżej niego i  przytuliłam go delikatnie.
- Wyglądasz jeszcze ładniej niż tego dnia na imprezie. - Mrugnął do mnie oczkiem, a uśmiech ciągle gościł na jego twarzy.
- Dziękuje. - Odparłam poprawiając swoje włosy do tyłu.  - To co idziemy? - Zapytałam mierząc go wzrokiem przez chwile. Wyglądał na prawdę nieziemsko.  Jego włosy były postawione lekko do góry na żelu, a ubrania doskonale do siebie pasowały, co mnie trochę zaskoczyło. Większość chłopaków z którymi dotychczas się umawiałam, miało kłopot z dobraniem ciuchów. Justin za to miał na sobie ciemne dżinsy, lekko opuszczone w dół, białą koszulkę, a na nią szarą bluzę oraz złoty i nie za duży łańcuch i  wyglądał na prawdę pociągająco.
- Jasne. - Otworzył przede mną drzwi i wyszliśmy na ruchliwe ulice Manhattanu.
- A to gdzie mnie zabierzesz? - Zapytałam jak tylko ruszyliśmy spod mojego bloku. - Bo ja to mam ochotę na lody. - Posłałam mu swój uroczy uśmiech.
    Nie miałam dzisiaj ochoty na żadne imprezy, czy jakieś wykwintne randki, chociaż sama nie wiem czy to w ogóle jest randka, ale mniejsza o to chciałam po prostu miło i zwyczajnie spędzić czas.
- To pójdziemy na lody. A jakieś specjalne życzenia co do lodziarni? - Uniósł lekko swoje brwi do góry, ciągle się uśmiechając.
- Zdam się na ciebie. - Odwzajemniłam uśmiech. Szliśmy chwilę w ciszy, kiedy jednak postanowiłam dowiedzieć się o nim kilku informacji. - Jesteś z Manhattanu?
- W zasadzie to mieszkam na Harlemie, ale w tych częściach też spędzam wiele czasu.
- Harlem? Czekaj to tam jest najsłynniejsze boisko.. Em koszykówki ulicznej, no nie? - Zapytałam kiedy tylko skojarzyłam, że kilka lat temu byłam tam u jakiegoś kolegi Davida.
- Zgadza się. Nie pomyślałbym, że interesujesz się takimi grami. - Odparł, wkładając ręce do kieszeni od swoich spodni.
- W zasadzie to nie, po prostu mój brat mi, kiedyś opowiadał coś o tym. . Mnie bardziej interesuje siatka czy taniec. - Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się. - A ty grasz?
- Od dziecka. - Powiedział i właśnie w tej chwili znaleźliśmy się przed lodziarnią. Nie była to jakaś znana i z tych do których najczęściej chodziłam. W zasadzie widziałam ją pierwszy raz, chociaż mieszkam niedaleko.
Justin otworzył drzwi i jak wcześniej przepuścił mnie pierwszą.
- Jaki smak? Bo oczywiście ja stawiam. - Wyprzedził mnie, kiedy chciałam już przerwać że mogę kupić sobie sama. Jednak nie zamierzałam zabierać mu przyjemności, więc się zgodziłam i poprosiłam o miętowe.
   Po chwili chłopak stał już przy mnie z dwoma lodami.
- Jemy tutaj czy idziemy? - Zapytał podając mi jednego.
- Dziękuje. - Uśmiechnęłam się i  od razu spróbowałam swojego loda. - Mmm pyszny, a jak chcesz możemy gdzieś iść ale gdzie? Znasz jakieś spokojne miejsce, aby móc pogadać?
- A znam. Chodź.
     Po chwili siedzieliśmy już na jednej z ramp w starym skateparku. Nasze nogi stykały się delikatnie, co przyznam bardzo mi się podobało.
- Uwielbiam miętowe lody, chcesz spróbować? - Przystawiłam mu do ust swojego loda. - Próbuj nie będziesz żałować. - Zaśmiałam się, patrząc prosto w jego brązowe oczy. Justin przez chwilę patrzył na mnie jak na jakiegoś kosmitę, jednak chwilę później zrobił to co zaproponowałam. 
- Nawet, nawet. - Wzruszył swoimi ramionami. - Mój lepszy. - Wystawił w moją stronę końcówkę swojego języka i zaśmiał się.
- Coś wątpię, ale dasz spróbować?
- No nie wiem, nie wiem. - Przez chwilę udawał, że się zastanawia, na co uderzyłam go lekko w ramię.
- Nie dobry jesteś.
- Dobra masz. - Podał w moją stronę swojego loda, którego od razu mu zabrałam. Justin wybrał sobie waniliowego. Przyznam, że ja rzadko kiedy wybieram ten smak. Zawsze wydaje mi się zbyt pospolity, jednak gdy spróbowałam to muszę przyznać, że był nawet lepszy od mojej mięty.
- Zamień się. - Zrobiłam słodkie oczka w jego stronę.
- Nie, no co ty. - Próbował mi zabrać loda, ale się podniosłam i rękę wystawiłam do góry, a drugą podałam mu miętowego.
- No nie bądź taki, sam mówiłeś że jest lepszy więc co się dziwisz, że nie chce oddać. - Wzięłam się za jedzenie waniliowego, a w jego stronę cięgle podawałam loda miętowego. - Nie masz wyjścia, Justin.
- Dobra. - Westchnął, ale po chwili jego westchnięcie zamieniło się w śmiech i wziął ode mnie rożek.
- Wiesz jestem tu pierwszy raz. - Odparłam, siadając znowu obok niego, ale tym razem trochę dalej.
-  Ja tu często przychodzę z kumplami, ale chyba nigdy nikogo tu nie widziałem oprócz nas.
- Tutaj nie daleko jest nowszy skatepark. - Powiedziałam, nadal liżąc loda Justina, znaczy już mojego.
- Możliwe. A ty umiesz jeździć na desce?
- Ja? Nie no co ty. Kiedyś miałam zamiar się nauczyć, ale jakoś nie wyszło. - Położyłam swoją torebkę na kolana i wyjęłam z niej chusteczki. - Chcesz ? - Podałam mu paczkę, widząc że skończył już swojego loda tak samo jak ja. Justin wziął jedną chusteczkę, ale nie użył jej do wytarcia rąk. Przyłożył mi ją do policzka i delikatnie go otarł.
- Ubrudziłaś się tutaj, ale jesteś już czysta. - Uśmiechnął się rzucając za siebie papierek.
- O Boże jaki wstyd. - Zaśmiałam się wycierając swoje ręce. - Ale dziękuje. - Kiedy odłożyłam chusteczkę z powrotem do torebki, przysunęłam się i dałam mu buziaka w policzek. Widziałam lekkie zaskoczenie na jego twarzy, ale mimo to się uśmiechał.
- Wiesz co mam pomysł. - Justin uniósł do góry głowę w geście pytającym, więc kontynuowałam. - Ty nauczysz mnie jeździć, co ty na to?
- Czemu nie. Przynajmniej mam potwierdzenie, że jeszcze się spotkamy. Randka się podobała co nie?- Zapytał i jego ręka powędrowała w stronę mojej twarzy. Uśmiechnął się do mnie i delikatnie założył za moje ucho kosmyk włosów, który nasunął mi się na twarz.



.__________________________________. 

Witam na początku chciałam przeprosić za to przedłużenie, kiedy nie dodawałam rozdziału. Niestety się rozchorowałam i nie miałam siły podnieść się z łóżka. Gorączka dopadła mnie po południu w niedziele i dlatego dopiero teraz pojawił się rozdział, mam jednak nadzieje że chociaż trochę wam się podoba, chcciaż nie zdziwię się jak nie, bo mi się nie podoba.
Po drugie jak widać zaszło kilka zmian. Niestety pogubiłam się trochę we własnym opowiadaniu, dlatego zamierzam je sobie przeczytać od początku i wprowadzić parę poprawek, jednak o wszystkich wam napiszę abyście nie musieli czytać jeszcze raz. Jak można zauważyć kilka już wprowadziłam.
Cassey mieszka Na Manhattanie w wieżowcu, a nie jak wcześniej pisałam w domku jednorodzinnym. Mam nadzieje, że nie macie mi za złe moich zmian, ale musiałam. Bardzo przepraszam. 
Po trzecie od teraz będę bardziej przykładać się do opowiadania i będę starała się pisać przynajmniej jeden rozdział na tydzień, więc jakoś się to teraz szybciej potoczy. :) 
I Po czwarte bardzo ważne.  Chciałam was zapytać czy chcecie aby rozdziały były też pisane z perspektywy Justina, jak to robiłam teraz czasami czy tylko Cassey? Odpowiedź napiszcie w komentarzach, a będę bardzo wdzięczna. 
Jeszcze raz bardzo przepraszam i dziękuje za to, że jesteście.
Liczę na szczere komentarze. 
Mysterioush :*


niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 8. Początek nowego życia.

      

          Gdy podjechałam pod wieżowiec od razu zauważyłam, że z okna od naszego mieszkania widać światła. Całą drogę miałam nadzieje, że jednak nikogo nie będzie i będę mogła w spokoju pomyśleć ale wyszło  inaczej.
         Zaparkowałam samochód tym razem na parkingu pod naszymi mieszkaniami i zabrałam z niego wszystkie swoje rzeczy. Nie lubię ostatnio przebywać w tym miejscu, może dlatego że zawsze tutaj David szperał przy samochodach i to miejsce kojarzy mi się z nim.  Jak najszybciej wsiadłam do windy i udałam się na nasze piętro.
         Nie chciałam wchodzić do domu, gdzie zapewne znowu spotkają mnie kłótnie i czepiania rodziców. Mam serdecznie już tego dość. Niestety nie mogłam zrobić nic innego. Szarpnęłam za klamkę, a drzwi od razu się otworzyły. Kiedy jednak znalazłam się na korytarzu nie usłyszałam żadnych krzyków, czy łkania jak się spodziewałam,  a za to dochodzące z salonu odgłosy z telewizora, a po całym domu roznosiła się woń spaghetti.
        Zdjęłam swoje buty, a na wieszak odwiesiłam torebkę i udałam się do środka.  Jedno światło świeciło się w kuchni, a drugie w salonie, podeszłam do drzwi od tego drugiego pomieszczenia i ujrzałam siedzącego na kanapie tatę oglądającego jakiś serial.
- Cześć. - Odparłam niepewnie, zerkając to na niego to na  telewizor.
- O Cześć córcia. - Przeniósł swój wzrok z telewizji na mnie i posłał mi uśmiech. - Dobrze, że już jesteś bo mama właśnie robi kolacje.
 Przyznam szczerze, że zdziwił mnie jego uśmiech oraz to, że mama robi kolacje.
- Witaj córciu. - Usłyszałam jej głos za sobą i od razu się odwróciłam. Przede mną stała mama z dwoma talerzami w rękach. - Jak byś mogła to idź wziąć sztućce z kuchni, bo zjesz z nami prawda? - Uśmiechnęła się i ominęła mnie udając się do stołu na którym postawiła talerze.
- Ymm.. tak zjem. - Nie wiedziałam co mam zrobić ani powiedzieć, więc poszłam do kuchni z której wzięłam widelce. Nie rozumiem w żadnym stopniu moich rodziców i ich zachowania.

*

         - Dziękuje było  pyszne. - Posłałam uśmiech w kierunku mojej rodzicielki i wstałam od stołu zabierając swój talerz. 
- Na zdrowie skarbie, ale jeszcze wróć do nas na chwilkę jak już odstawisz talerz. Musimy porozmawiać. -  Oboje spojrzeli na mnie, ale pierwszy raz od wypadku nie złowrogo, co mimo wszystko wywołało u mnie obawy. 
- Dobrze to zaraz wrócę. - Powiedziałam będąc już w drodze do kuchni.
         Odstawiłam talerz do zmywarki i nalałam sobie wody do szklanki, wypijając całą jednym razem.  Zerknęłam jeszcze na zegarek, który wskazywał dziewiątą wieczorem i wrócił do rodziców. 
- Usiądź proszę. - Tata wskazał na krzesło na przeciwko nich, więc zrobiłam to o co poprosił i spojrzałam na nich oczekująco. 
- O co chodzi? - Przygryzłam delikatnie od środka wargę ze zdenerwowania jak to robiłam zawsze w krępujących sytuacjach i czekałam, aż zaczną.
- Razem z mamą postanowiliśmy, że pora zacząć wszystko od nowa. Chyba wiesz o co nam chodzi? - Zapytał ojciec przytulając do swojego ramienia mamę. Ta rozmowa stała się od razu dla mnie krepująca i to nie chodzi tylko o śmierć Davida, ale także o to, że oni chcą o tym zapomnieć, a ja z całej siły pragnę odegrania się za odebranie życia mojemu bratu. 
 - Dlatego stwierdziliśmy, że powinnaś wrócić do szkoły i do swoich wcześniejszych zajęć. Nie możemy ciągle żyć w smutku, on by tego na pewno nie chciał. - Nie wiem co się z nimi stało, jeszcze dzień wcześniej obwiniali mnie za wszystko, snuli się smutni po domu, a teraz to oni chcą abym ja o wszystkim zapomniała i cieszyła się ze swojego życia? Jak oni mogą tak prosto do tego podchodzić? Chociaż może to i lepiej, jeśli będę przy nich udawała, że wszystko jest dobrze to nic nie będę podejrzewać. Jeśli powrócimy do normalnego życia, nie będą trzymać mnie pod kloszem i  mniej będę musiała ukrywać swoje wyjścia do Darena czy Tommy'ego. 
- Rozumiem. - Odparła po chwili, zdając sobie sprawę, że oboi moi rodzice wyczekują mojej odpowiedzi. - To ja jutro spotkam się z Samantą i wezmę lekcje. - Powiedziałam wstając od stołu, a mój tata i mama posłali mi tylko swoje uśmiechy. Może i tak będzie lepiej, jeżeli na razie zapomną o tym wydarzeniu.  - To ja pójdę już do siebie. Dobranoc. - Podeszłam do nich i dałam im po buziaku w policzek, a następnie udałam się na górę.
       Podeszłam do okna i zasłoniłam go zasłonką. Zapaliłam lampkę na biurku i zmęczona wszystkimi emocjami z dzisiaj rzuciłam się na łóżko. Nie było jednak dane mi  długo po leżeć, bo już po chwili odezwał się mój telefon sygnalizując, że dostałam SMS. Zaczesując włosy do tyłu podniosłam się i wyciągnęłam telefon ze swoich spodenek. Spodziewałam się, że to któraś z moich przyjaciółek, albo Tommy ale na ekranie pojawił się napis "Justin". Przez chwilę nie mogłam skojarzyć o kogo chodzi, ale zaraz przypomniałam sobie ciemnego blondyna z imprezy u Megan. 

" Ktoś tu obiecał, że się do mnie odezwie.
Mam nadzieje, że wszystko u ciebie w porządku? Pomyślałem, że może moglibyśmy się jutro spotkać. Co ty na to?" 

         Szczerze zdziwiła mnie treść wiadomości ale na pewno pozytywnie. Nie znam Justina zbyt dobrze, a to okazja na oderwanie się od tych ciągłych problemów, więc nie zastanawiając się dłużej odpisałam:

" Zaskoczyłeś mnie, ale myślę że mogę się zgodzić." 

         Kiedy tylko wysłałam wiadomość, podniosłam się z łóżka i wyciągnęłam z szafy jakieś szorty i koszulkę. Rozpuściłam włosy i przebrałam się wcześniej wyjęte ciuchy.  Nie miałam pomysłu jak spędzić ten wieczór, jeszcze chwile temu byłam zmęczona, ale po przeczytaniu wiadomości od Justina jakaś dziwna energia uderzyła w mojego ducha, a przecież ja tego chłopaka nawet dokładnie nie znam i sama nie wiem czy on może mi się podobać? 
        Moje przemyślenia przerwał jednak kolejny raz dźwięk wiadomości, a ja od razu rzuciłam się w stronę telefonu. Tym razem na ekranie pojawiły mi się dwa komunikaty. Jeden od Megan, a drugi od chłopaka z imprezy. Nie  zastanawiając się ani chwili, mimo że Megan to moja przyjaciółka pierwszą otworzyłam wiadomość od Justina. 

" Jutro 6 będę po ciebie.
Pamiętam adres. " 

        Po przeczytaniu tych kilku słów na mojej twarzy od razu pojawił się wielki uśmiech, można było powiedzieć, że w środku cieszyłam się jak mała dziewczynka, dopiero po chwili zdziwiłam się skąd on zna mój adres, lecz wtedy przypomniał mi się dzień kiedy zmarł mój brat i to kto odwiózł mnie ze szpitala do domu i wszystko było jasne.
       Miałam odkładać już telefon jednak przypomniałam sobie, że przecież dostałam SMS także od Megan i szybko weszłam w wiadomości odczytując wiadomość od mojej przyjaciółki. 

"Koniec użalania się nad sobą w domu jutro o 11 idziemy do Starbucksa.
Nie przyjmujemy odmowy. 
                                                               Megan i Sam :*"



.______________________________________.


Mam nadzieje, że aż tak bardzo was nie zawiodłam :c. 
Proszę szczerą opinię i bardzo bardzo przepraszam oraz dziękuje za komentarze pod poprzednim :)
Rozdział z dedykacją dla Gabi <3