niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 8. Początek nowego życia.

      

          Gdy podjechałam pod wieżowiec od razu zauważyłam, że z okna od naszego mieszkania widać światła. Całą drogę miałam nadzieje, że jednak nikogo nie będzie i będę mogła w spokoju pomyśleć ale wyszło  inaczej.
         Zaparkowałam samochód tym razem na parkingu pod naszymi mieszkaniami i zabrałam z niego wszystkie swoje rzeczy. Nie lubię ostatnio przebywać w tym miejscu, może dlatego że zawsze tutaj David szperał przy samochodach i to miejsce kojarzy mi się z nim.  Jak najszybciej wsiadłam do windy i udałam się na nasze piętro.
         Nie chciałam wchodzić do domu, gdzie zapewne znowu spotkają mnie kłótnie i czepiania rodziców. Mam serdecznie już tego dość. Niestety nie mogłam zrobić nic innego. Szarpnęłam za klamkę, a drzwi od razu się otworzyły. Kiedy jednak znalazłam się na korytarzu nie usłyszałam żadnych krzyków, czy łkania jak się spodziewałam,  a za to dochodzące z salonu odgłosy z telewizora, a po całym domu roznosiła się woń spaghetti.
        Zdjęłam swoje buty, a na wieszak odwiesiłam torebkę i udałam się do środka.  Jedno światło świeciło się w kuchni, a drugie w salonie, podeszłam do drzwi od tego drugiego pomieszczenia i ujrzałam siedzącego na kanapie tatę oglądającego jakiś serial.
- Cześć. - Odparłam niepewnie, zerkając to na niego to na  telewizor.
- O Cześć córcia. - Przeniósł swój wzrok z telewizji na mnie i posłał mi uśmiech. - Dobrze, że już jesteś bo mama właśnie robi kolacje.
 Przyznam szczerze, że zdziwił mnie jego uśmiech oraz to, że mama robi kolacje.
- Witaj córciu. - Usłyszałam jej głos za sobą i od razu się odwróciłam. Przede mną stała mama z dwoma talerzami w rękach. - Jak byś mogła to idź wziąć sztućce z kuchni, bo zjesz z nami prawda? - Uśmiechnęła się i ominęła mnie udając się do stołu na którym postawiła talerze.
- Ymm.. tak zjem. - Nie wiedziałam co mam zrobić ani powiedzieć, więc poszłam do kuchni z której wzięłam widelce. Nie rozumiem w żadnym stopniu moich rodziców i ich zachowania.

*

         - Dziękuje było  pyszne. - Posłałam uśmiech w kierunku mojej rodzicielki i wstałam od stołu zabierając swój talerz. 
- Na zdrowie skarbie, ale jeszcze wróć do nas na chwilkę jak już odstawisz talerz. Musimy porozmawiać. -  Oboje spojrzeli na mnie, ale pierwszy raz od wypadku nie złowrogo, co mimo wszystko wywołało u mnie obawy. 
- Dobrze to zaraz wrócę. - Powiedziałam będąc już w drodze do kuchni.
         Odstawiłam talerz do zmywarki i nalałam sobie wody do szklanki, wypijając całą jednym razem.  Zerknęłam jeszcze na zegarek, który wskazywał dziewiątą wieczorem i wrócił do rodziców. 
- Usiądź proszę. - Tata wskazał na krzesło na przeciwko nich, więc zrobiłam to o co poprosił i spojrzałam na nich oczekująco. 
- O co chodzi? - Przygryzłam delikatnie od środka wargę ze zdenerwowania jak to robiłam zawsze w krępujących sytuacjach i czekałam, aż zaczną.
- Razem z mamą postanowiliśmy, że pora zacząć wszystko od nowa. Chyba wiesz o co nam chodzi? - Zapytał ojciec przytulając do swojego ramienia mamę. Ta rozmowa stała się od razu dla mnie krepująca i to nie chodzi tylko o śmierć Davida, ale także o to, że oni chcą o tym zapomnieć, a ja z całej siły pragnę odegrania się za odebranie życia mojemu bratu. 
 - Dlatego stwierdziliśmy, że powinnaś wrócić do szkoły i do swoich wcześniejszych zajęć. Nie możemy ciągle żyć w smutku, on by tego na pewno nie chciał. - Nie wiem co się z nimi stało, jeszcze dzień wcześniej obwiniali mnie za wszystko, snuli się smutni po domu, a teraz to oni chcą abym ja o wszystkim zapomniała i cieszyła się ze swojego życia? Jak oni mogą tak prosto do tego podchodzić? Chociaż może to i lepiej, jeśli będę przy nich udawała, że wszystko jest dobrze to nic nie będę podejrzewać. Jeśli powrócimy do normalnego życia, nie będą trzymać mnie pod kloszem i  mniej będę musiała ukrywać swoje wyjścia do Darena czy Tommy'ego. 
- Rozumiem. - Odparła po chwili, zdając sobie sprawę, że oboi moi rodzice wyczekują mojej odpowiedzi. - To ja jutro spotkam się z Samantą i wezmę lekcje. - Powiedziałam wstając od stołu, a mój tata i mama posłali mi tylko swoje uśmiechy. Może i tak będzie lepiej, jeżeli na razie zapomną o tym wydarzeniu.  - To ja pójdę już do siebie. Dobranoc. - Podeszłam do nich i dałam im po buziaku w policzek, a następnie udałam się na górę.
       Podeszłam do okna i zasłoniłam go zasłonką. Zapaliłam lampkę na biurku i zmęczona wszystkimi emocjami z dzisiaj rzuciłam się na łóżko. Nie było jednak dane mi  długo po leżeć, bo już po chwili odezwał się mój telefon sygnalizując, że dostałam SMS. Zaczesując włosy do tyłu podniosłam się i wyciągnęłam telefon ze swoich spodenek. Spodziewałam się, że to któraś z moich przyjaciółek, albo Tommy ale na ekranie pojawił się napis "Justin". Przez chwilę nie mogłam skojarzyć o kogo chodzi, ale zaraz przypomniałam sobie ciemnego blondyna z imprezy u Megan. 

" Ktoś tu obiecał, że się do mnie odezwie.
Mam nadzieje, że wszystko u ciebie w porządku? Pomyślałem, że może moglibyśmy się jutro spotkać. Co ty na to?" 

         Szczerze zdziwiła mnie treść wiadomości ale na pewno pozytywnie. Nie znam Justina zbyt dobrze, a to okazja na oderwanie się od tych ciągłych problemów, więc nie zastanawiając się dłużej odpisałam:

" Zaskoczyłeś mnie, ale myślę że mogę się zgodzić." 

         Kiedy tylko wysłałam wiadomość, podniosłam się z łóżka i wyciągnęłam z szafy jakieś szorty i koszulkę. Rozpuściłam włosy i przebrałam się wcześniej wyjęte ciuchy.  Nie miałam pomysłu jak spędzić ten wieczór, jeszcze chwile temu byłam zmęczona, ale po przeczytaniu wiadomości od Justina jakaś dziwna energia uderzyła w mojego ducha, a przecież ja tego chłopaka nawet dokładnie nie znam i sama nie wiem czy on może mi się podobać? 
        Moje przemyślenia przerwał jednak kolejny raz dźwięk wiadomości, a ja od razu rzuciłam się w stronę telefonu. Tym razem na ekranie pojawiły mi się dwa komunikaty. Jeden od Megan, a drugi od chłopaka z imprezy. Nie  zastanawiając się ani chwili, mimo że Megan to moja przyjaciółka pierwszą otworzyłam wiadomość od Justina. 

" Jutro 6 będę po ciebie.
Pamiętam adres. " 

        Po przeczytaniu tych kilku słów na mojej twarzy od razu pojawił się wielki uśmiech, można było powiedzieć, że w środku cieszyłam się jak mała dziewczynka, dopiero po chwili zdziwiłam się skąd on zna mój adres, lecz wtedy przypomniał mi się dzień kiedy zmarł mój brat i to kto odwiózł mnie ze szpitala do domu i wszystko było jasne.
       Miałam odkładać już telefon jednak przypomniałam sobie, że przecież dostałam SMS także od Megan i szybko weszłam w wiadomości odczytując wiadomość od mojej przyjaciółki. 

"Koniec użalania się nad sobą w domu jutro o 11 idziemy do Starbucksa.
Nie przyjmujemy odmowy. 
                                                               Megan i Sam :*"



.______________________________________.


Mam nadzieje, że aż tak bardzo was nie zawiodłam :c. 
Proszę szczerą opinię i bardzo bardzo przepraszam oraz dziękuje za komentarze pod poprzednim :)
Rozdział z dedykacją dla Gabi <3

3 komentarze:

  1. no to zapowiada się ciekawie. <3
    zdziwiło mnie zachowanie rodziców Cassey...
    no i będzie kolejne spotkanie z Justinem <3
    ale za tą długość to Cię kiedyś uderzę! hahhah :*

    @saaalvame

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział niesamowity.
    Nie spodziewałam się, że Justin tak szybko zacznie robić postępy w swojej pracy.
    Sama nie wiem dlaczego, ale dziwnie się cieszę na to ich spotkanie. Pasowaniby do siebie. W końcu oboje coś poświęcili, stracili i dążą zaparcie do określonego celu, co nie ukrywam bardzo mi się podoba.
    Tak poniekąd współczuję Cassey tej tragedii, ale popieram również jej rodziców. Powinna mimo wszystko iść dalej. Nie mówię, żeby zapomniała o śmierci brata, ale o zemście.
    Ciekawe co wyniknie z tej znajomości z Justinem :3
    Czekam na next jak na szpilkach i życzę dużo weny.
    Buziaki :*
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie piszesz, w ogóle bardzo fajny rozdział. Nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z Justin'em *_*

    - Paula

    OdpowiedzUsuń