sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 11. Tylko on i ja.



Cassey. 

      Szłam obok Justina w ciszy, między ludźmi na ulicach Manhattanu. Nie wiedziałam gdzie idziemy, ale postanowiłam nie zadawać zbędnych pytań, przecież nie zaprowadzi mnie do jakiegoś ciemnego lasu, gdzieś za miastem i nie zgwałci prawda? No mam przynajmniej taką nadzieje.
Spojrzałam na bruneta, który właśnie stanął rozglądając się po budynkach, które nas otaczały. 
- Szukasz czegoś? - Zapytałam, zerkając na jego zamieszaną twarz. 
- Zostawiłem gdzieś ty samochód, ale w tym tłoku go nie widzę. - Odparł, już jakby trochę zdenerwowany. Bez żadnego zapytania złapał mnie za rękę i przepchał się przez ludzi stojących obok nas. Gdybym wiedziała jak wygląda jego samochód, może i bym go gdzieś znalazła, ale jestem niższa od niego, więc jakoś w to wątpię. 
- Może pomyliłeś ulice? - Zapytałam, idąc za nim i spoglądając na nasze złączone ręce. Jakoś mi to nie przeszkadzało, że nie zapytał czy może - lubię takich chłopców - uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Znam to miasto, nie mogłem pomylić. - Odparł stając na krawężniku przy ulicy. - Dobra jest, tam stoi. - Wskazał ręką i kiedy tylko przeszliśmy przez ulice, puścił moją dłoń i otworzył samochód kluczykami. 
- Teraz nie dziwię się, że się tak o niego martwiłeś nie złe to twoje autko. - Uśmiechnęłam się do niego i otworzyłam drzwi od strony pasażera. 
   Chwilę później oboje już siedzieliśmy na swoich miejscach, kierując się w jakieś nieznane mi miejsce ulicami Nowego Jorku.
- Powiesz mi gdzie mnie zabierasz? - Zapytałam, trzymając ręce na swoich kolanach i patrząc na jego twarz. Kiedy mu się tak dłużej przyglądałam docierało do mnie, że jest z niego na prawdę niezły facet. 
- No nie wiem, chyba nie. - Odparł, a jego kąciki ust uniosły się do góry. Gdy tylko to zobaczyłam na mojej twarzy też od razu pojawił się uśmiech. 
- No nie bądź taki, powiedz. - Położyłam swoją dłoń na jego nodze.  Wzrok Justina od razu przeniósł się z drogi, na moją dłoń. Może to był błędny ruch? No ale wydaje mi się, że jesteśmy przyjaciółmi, więc chyba nic takiego nie zrobiłam. 
- Widziałaś, kiedyś zachód słońca w naszym mieście? - Zapytał znowu kierując swój wzrok na drogę. 
- Widziałam. Często chodziłam w dzieciństwie z rodzicami oraz bratem na plaże i zostawaliśmy do wieczora. - Uśmiech na mojej twarzy był jeszcze większy, kiedy w mojej głowie pojawiły się wspomnienia z tamtych lat.
- No widzisz, to ja pokaże ci, gdzie jest jeszcze piękniejszy. - Wyciągnął jedną ręką ze schowka paczkę papierosów i przysunął ją w moją stronę. - Chcesz? - Zapytał, ale nie odwrócił wzroku od ruchu ulicznego. 
- Nie dziękuje, ja nie palę. - Odparłam, odsuwając lekko jego rękę z papierosami. W tym samym momencie, zatrzymaliśmy się na czerwonych światłach. 
- No tak, zapomniałem. Takie dziewczyny jak ty nie palą. - Powiedział i wyciągnął z paczki jednego papierosa, zapalił go, a następnie zaciągnął się powoli, odkładając resztę do półki. 
- Takie dziewczyny, jak ja? Co masz na myśli? - Zapytałam unosząc lekko brwi do góry. 
- Nie nic. - Posłał mi uśmiech i skupił się na paleniu tego świństwa.
- Nie no powiedz, bo nie rozumiem. - Przeczesałam włosy do tyłu i przyjrzałam mu się dokładnie. W tej samej chwili światło zrobiło się zielone i Justin  z powrotem przeniósł swój wzrok przed siebie i ruszył dalej.
- Bogata, grzeczna dziewczynka, która nic nie robi przeciwko rodzicom. - Odparł, bez żadnego entuzjazmu. Trochę w środku zrobiło mi się przykro, bo z jego tonu mogłam wywnioskować, że nie lubi takich ludzi, ale w końcu ze mną rozmawiał i sam proponował spotkania, więc tak nie mogło być? A z drugiej wcale nie jestem, aż taką grzeczną dziewczynką.
- Widocznie, ktoś mnie tutaj nie zna. - Odwróciłam od niego wzrok i spojrzałam przed siebie. 
   Przez resztę drogi wcale się do siebie nie odzywaliśmy, ale po jakiś piętnastu minutach Justin zaparkował samochód, przed jednym z dużych wieżowców. 
- Tutaj masz zamiar mi pokazywać zachód słońca? - Zapytałam z kpiną w głosie wychodząc z samochodu. Byłam nadal na niego trochę wkurzona, za to że nazwał mnie grzeczną dziewczynką, a jak ktoś mnie zdenerwuje, to niestety nie ma ze mną łatwo.
- Tak, ale musimy się pośpieszyć, bo nie zdążymy. - Zamkną szybko samochód i drugi raz tego dnia złapał mnie za dłoń i zaprowadził do jakiegoś tylnego wejścia tego budynku. Kiedy otworzył potężne drzwi, przede mną ukazały się schody, długie schody prowadzące na górę.
- Przepraszam czy ty myślisz, że ja tam wejdę? - Spojrzałam na niego lekko zaskoczona. 
- No tak, a co? - Odparł stając na pierwszym schodku i oparł się o barierkę. 
- Nie w tych szpilkach skarbie. - Wystawiłam w jego stronę koniuszek języka i uśmiechnęłam się dumnie, że kolejny raz go wkurzam. Nie lubię gdy chłopaki, mają nade mną kontrole.
- A nie możesz ich zdjąć? Zaraz nie zdążymy. - Westchnął. 
- Żebym pobrudziła sobie stopy? No co ty jeszcze ubrudzę sobie taką drogą sukienkę. - Zaczęłam gadać jak rozpieszczona dziewczynka z bogatego domu. Chyba właśnie za taką mnie uważał, nieprawdaż? 
Widziałam jak na jego twarzy maluje się złość, ale nie okazał tego. Zszedł ze schodów i odwrócił się do mnie tyłem. 
- Wskakuj. - Odparł krótko. Stwierdziłam, że tym razem nie będę go już wkurzać, więc weszłam na jego plecy i przytrzymałam się go mocno, a on ruszył do góry. Pewnie było mu trochę ciężko, no bo swoje ważę, ale przez całą drogę nie narzekał. Kiedy doszliśmy na górę postawił mnie i otworzył kolejne drzwi.
- Panie przodem. - Uśmiechnął się w moją stronę, czyli go jeszcze nie wkurzyłam? Odporny chłopak. 
- A to wogóle legalne? - Zapytałam, wchodząc przez drzwi.  
- Dopóki nas nie przyłapią to tak. - Uśmiechnął się i ruszył zaraz za mną. 
    Rozejrzałam się wokół i zauważyłam, że stoimi na dachu jednego z największych budynku Nowego Jorku. Było stąd widać chyba wszystko co możliwe, a przed nami można było też zauważyć morze, a tam zachodzące słońce. 
- O Boże jak tu pięknie. - Szepnęłam i uśmiechnęłam się szeroko. - Czegoś tak pięknego jeszcze nie widziałam. - Odparłam, okręcając się dokoła i przyglądając się wszystkiemu powoli..  Słońce właśnie zachodziło, niebo robiło się ciemniejsze, a w całym mieście zapalały się lampy i wszystkie pozostałe światła. Wyglądała to na prawdę cudownie, mieszkam tu tyle lat, a jeszcze czegoś takiego nie widziałam.
 Nachyliłam się i zdjęłam swoje szpilki, ponieważ było w nich trochę nie wygodnie i rzuciłam je gdzieś na bok. Kiedy się wyprostowałam, od razu spojrzałam na słońce, które chowało się w ciemnych wodach morza.
- Na prawdę? - Usłyszałam za sobą głos Justina, a jego oddech poczułam na swojej szyi.
- Ale co? - Zapytałam z lekkim uśmiechem na twarzy. 
- Nie chciałaś pobrudzić podobno nóg i sukienki. - Odparł i w tym samym momencie, złożył delikatny pocałunek na moim obojczyku.  Przez całe moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Zaskoczył mnie i to bardzo, ale za to w pozytywnym sensie.
- Mówiłam, że mnie nie znasz. - Powiedziałam i powoli odwróciłam się w jego stronę. Spojrzałam prosto w jego oczy. Nie wiem czy to nie był błąd, bo jego ciemne tęczówki od razu mnie zahipnotyzowały. 
- Możliwe, ale mamy jeszcze dużo czasu. - Uśmiechnął się, patrząc również w moje oczy. Swoją dłonią odgarną spadający mi na twarz kosmyk włosów i złapał mnie za dłoń. Podeszliśmy do murka, który na szczęście znajdował się w bezpiecznej odległości od końca budynku i usiedliśmy na nim. 
- Skąd znasz to miejsce? - Zapytałam, patrząc przed siebie na niebo, na którym pojawiały się pierwsze gwiazdy.
- Kiedyś szukałem miejsca w którym mógłbym pobyć w samotności i tak jakoś się złożyło, że je odkryłem. - Powiedział, jak zauważyłam kątem oka, on również patrzył na niebo przed nami.
- Czasami też chciałam mieć takie miejsce, w tym mieście życie jest na prawdę trudne. - Odparłam i przeniosłam wzrok na Justina, który również spojrzał w moją stronę. 
- Nawet nie wyobrażasz sobie ile ono potrafi przynieść problemów. - Powiedział to tak poważnie, że aż po plecach przeszedł mnie kolejny dreszcz tylko, że tym razem przyniósł całkowicie inne odczucie.  - Ale tutaj możesz poczuć się wolna, więc teraz kiedy dzięki mnie poznałaś tak cudowne miejsce, chyba należy mi się nagroda? - Uniósł do góry lekko brwi, a na jego twarz wkradł się chytry uśmieszek.
- Tak, a jaka? - Zapytałam również się uśmiechając. On już nic nie odpowiedział, a wskazał palcem na swój policzek. Stwierdziłam, że nie będę się już z nim droczyć, więc przysunęłam się do niego i kiedy już miałam go pocałować, postanowiłam że jednak tak łatwo nie odpuszczę. 
- Złap mnie! - Krzyknęłam w jego stronę i podniosłam się uciekając w stronę drzwi prowadzących na dół.     
    Byłam już blisko nich, kiedy poczułam ręce które oplotły mnie wokół tali. Po chwili Justin podniósł mnie do góry i zaczął okręcać się ze mną wokół własnej osi. Krzyczałam, aby mnie puścił, ale on wcale mnie nie słuchał. Przez niego prawie oboje się wywaliliśmy. 
- Justin postaw mnie! Proszę. - Zaśmiałam się i zaczęłam wymachiwać nogami w powietrzu. 
- Nie podziękowałaś mi, a to tak nie ładnie, więc teraz będzie kara. - przestał się kręcić, ale nadal trzymał mnie w objęciach. 
- No przepraszam. - Zaśmiałam się. - Zaraz ci podziękuje, na prawdę, przysięgam. 
- Nie wierzę. - Odparł i zaraz po tym postawił mnie na ziemi, ale nie zostawił w spokoju, a rzucił się na mnie z łaskotkami. Śmiałam się niemiłosiernie. Musiało słyszeć mnie całe miasto, prosiłam aby przestał, ale on wogóle się mnie nie słuchał. - Justin zrobię co tylko zechcesz, ale proszę przestań. - Powiedziałam przez śmiech, próbując spojrzeć w jego oczy. Kiedy tylko udało mi się napotkać jego spojrzenie, to przestał, ale ego ręce powędrowały na moją talię.
- Co tylko zechcę? - Zapytał, uśmiechając się.
- Tak. - Odparłam trochę nie pewnie, patrząc na jego twarz. Na jego ustach pojawił się uśmiech, a jego oczy błysnęły. 
     Twarz Justina zaczęła przybliżać się do mojej, a w tym samym momencie moje serce zaczęło bić sto razy mocniej. Jego dłoń delikatnie sunęła po moich plecach, a drugą smyrał moje biodro. Patrzyłam prosto w jego oczy, do momentu w którym nasze ustała złączyły się. Wtedy zapomniałam o wszystkim co jest dokoła, a liczył się tylko on i ja. 

 .____________________.

Tadadam i mamy rozdział 11. Mam nadzieje, że wam się podoba, przepraszam ale na razie nie sprawdzę błędów ponieważ muszę jutro rano wstać, a jest już późno, więc zerknę do tego pewnie jutro po południu, ale mam nadzieje, że nie sprawi wam to dużego kłopotu.
Wiem, że rozdział nie pojawiał się długo, na szczęście teraz mam wolne do środy więc przez te dni powinien pojawić się jeszcze jakiś rozdział. 
Liczę na szczerą opinię.

Czytasz=Komentujesz.



4 komentarze:

  1. asdfghjhgfdgh jak słodko *,* - @thisswaggirl_JB

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, bardzo mi się podoba : 3

    Paula

    OdpowiedzUsuń
  3. kocham! kto by pomyślał. że Justin jest taki romantyczny. <3 ale obawiam się, że to tylko pozory. :( no cóż, rozdział i tak jest cudowny i mega słodki <3 myślałam, że się nie pocałują, bo ktoś ich znajdzie na tym dachu, ale na szczęście tak się nie stało. :)
    już się nie mogę doczekać kolejnego :*

    @saaalvame

    OdpowiedzUsuń