sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 5. Uśmiech nie znika tak szybko.


Hej. Ten rozdział w połowie jest pisany jeszcze raz, ponieważ w noc po dodaniu usunęła się połowa. Mogły zostać zamienione jakieś fragmenty, więc przepraszam. :) 

+ Proszę przeczytaj notkę pod rozdziałem.

Cassey. 


         Oparłam się o ścianę w salonie i uśmiechnęłam się od razu. W całym pokoju, ba w całym domu było okropnie gorąco i duszno, na szczęście jak widać ściany budynku nadal zostały przy swojej stałej temperaturze. Do ust przybliżyłam niebieską słomkę, przez którą napiłam się drinka przygotowanego przez Megan. Muszę przyznać, że co raz lepiej szło jej przygotowywanie alkoholów i z każdym kolejnym są coraz lepsze.
         Pijąc powoli, rozglądałam się po sali w poszukiwaniu moich przyjaciółek, lecz raczej było to nie możliwe, ponieważ z każdą minutą zbierało się tu co raz więcej osób. Oblizałam usta, zbierając z nich kropelki pozostałego drinku i odstawiłam pustą szklankę obok na półkę. Już chciałam się udać po następnego, kiedy zauważyłam idącego w moją stronę ciemnego blondyna.
- Dlaczego stoisz tu sama? - Zapytał kiedy tylko do mnie podszedł, a jedną ręką oparł się o ścianę tak, że zagrodził mi drogę. Spojrzałam na jego twarz, której przyglądałam się przez dłuższą chwilę - Nie wyglądał na pijanego. 
- Właśnie miałam iść po kolejnego drinka. - Głową wskazałam na pustą szklankę, stojącą obok na szafce, ale mimo to nie odrywałam wzroku od jego twarzy. Jego brązowe oczy mogły zahipnotyzować każdą i jestem tego stuprocentowo pewna.
        Patrzyłam na niego, tak przez dłuższą chwilę kiedy w końcu zorientowałam się, że on także mi się przygląda i musi wyglądać to na prawdę głupio. Odruchowo zakryłam całą twarz włosami i aż poczułam ciepło na moich policzkach, delikatnie schylając głowę w dół.
- Może zatańczymy? - Poczułam jego oddech na swojej szyi,a  gdy podniosłam wzrok ujrzałam go nachylającego się koło mojego ucha. Jego ręka spoczęła na moim lewym biodrze i delikatnie palcami smyrał moje ciało przez materiał topu. Poczułam na pleckach przyjemne dreszcze, a na moją twarz od razu wkradł się wielki uśmiech. Wypiłam kilka drinków, które co jakiś czas dawały mi o sobie znać i co raz bardziej buzowały w mojej głowie, przez co w tym chłopaku nie widziałam nic co mogłoby wydać się podejrzane. Jedną rękę zarzuciłam na jego szyje i przybliżyłam swoją twarz do jego. 
- A czemu nie? - Mrugnęłam zalotnie i wyswobodziłam się z jego uścisku ruszając na środek pokoju. Nie musiałam długo czekać, a Justin znalazł się przy mnie. Jego ręce od razu powędrowały na moją talię i obrócił mnie tyłem do siebie. Delikatnie zaczęłam poruszać biodrami w rytm muzyki.
        Muszę przyznać, że wcale zła w tańcu nie jestem. Potrafię się poruszać. Kiedy byłam jeszcze z Mattem i razem wychodziliśmy na różne imprezy do barów czy nawet na domówki, umiałam go wkurzyć skupiając na sobie wzrok dużej ilości chłopaków, albo i mężczyzn.
       Rękami poruszałam w powietrzu lub sunęłam nimi po swoim ciele, czy dotykałam jego ciała. Raz na jakiś czas moja pupa stykała się z jego ''kolegą'', co na pewno musiała go trochę podniecić, lecz zapamiętajcie jedno - Cassey Grand to nie dziewczyna na jedną noc. - Nie jestem łatwą laską, która się puszcza na lewo czy prawo. Mogę się trochę zabawić, lecz bez przesady.
        Poczułam oddech Justina na swojej szyi, a jego dłonie ciągle pieściły moje biodra. On też umiał się poruszać. Kiedy tylko muzyka dobiegła końca, odwróciłam się do niego przodem i zarzuciłam swoje ręce na jego szyje. - Może się napijemy? - Zapytałam z kuszącym uśmiechem na twarzy.

Justin. 

         Kiedy tylko wyszliśmy na świeże powietrze oparłem się o ścianę budynku i odetchnąłem z ulgą. Tego czego mi trzeba było odpoczęcie od tego gwaru, potu i ocierających się o ciebie nieznanych ludzi. Nie będę zaprzeczał zawsze mi się to podoba, ale nie dziś kiedy właśnie zaczynam swoją prace. 
          Cassey usiadła naprzeciwko mnie na ławce i powoli zaczęła pić swoje piwo. Przez chwile przyglądałem się jej uważnie i próbowałem zrozumieć, co taka dziewczyna jak ona, mogła zrobić takiemu chłopakowi jak Matt i dlaczego miała zapłacić za to śmiercią .
- Emm.. - Poczułem na sobie jej wzrok, więc od razu odkręciłem głowę w inną stronę. Przed sobą ujrzałem widok na cały Nowy Jork, czego wcześniej nawet nie zauważyłem. Był środek nocy, ale mimo to w całym mieście świeciły miliony świateł. Nie wiedziałem co miałem powiedzieć, nie potrafiłem się nawet odezwać. Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji jak ta i nawet nie jestem pewny czy uda mi się wykonać powierzone mi zadanie.
- Od dawna znasz Megan? - Usłyszałem głos brunetki, która oparła się o oparcie ławki i napiła kolejnego łyka piwa. To przypominało mi, że ja nawet nie zacząłem pić swojego, więc od razu go spróbowałem. Oblizałem swoje usta i chwile zastanawiając się co odpowiedzieć odparłem. 
- Nie, w zasadzie poznaliśmy się nie dawno na imprezie. - Wzruszyłem ramionami i napiłem się kolejny raz piwa.
- Nie wspominała mi nic wcześniej o tobie. - Powiedziała, ciągle mi się przyglądając, co było trochę krępujące. - .. Ale to może dlatego, że ostatnio mało spędzam z nią czasu. -  Dopiła do końca butelkę i odstawiła ją pod ławkę.
Pierwszy raz dziewczyna przegoniła mnie w wypiciu piwa, naprawdę. 
- Masz szluga? - Zapytała zakrywając się bardziej swoim czarnym płaszczem.
Ta dziewczyna chyba nie przestanie mnie zadziwiać i pierwsze pozory dobrej, spokojnej i grzecznej dziewczynki były raczej mylne.
- Jasne. - Odparłem i wyciągnąłem paczkę fajek z kieszeni mojej kurtki. Podałem papierosy w jej strony i wyciągnęła jednego od razu wkładając go do ust. Jak się domyśliłem nie posiadała zapalniczki, więc schowałem szlugi i podpaliłem jej papierosa. - Nie spodziewałem się, że palisz. - Przymrużyłem lekko oczy, popijając zimne piwo. 
- Nie palę, ale czasem muszę. - Odparła, wzruszając ramionami i zaciągnęła się, następnie wypuszczając z ust dym. Odstawiłem butelkę piwa na parapet i usiadłem obok niej. Nasze uda się stykały, ponieważ siadłem jak najbliżej niej mogłem. Jej wzrok od razu powędrował na nasze nogi, a następnie na mnie.
Jej twarz zaczęła przybliżać się w stronę mojej, a w głowie od razu pojawiły mi się myśli, - Tak Justin uda Ci się. Matt będzie dumny. W końcu się od niego uwolnisz.  - ale kiedy byliśmy już blisko  pocałowania się, przerwał nam dźwięk jej komórki.
        Natychmiastowo odsunęła się ode mnie i podniosła z ławki, gasząc papierosa i wrzucając go do stojącej obok doniczki. Gdy tylko odebrała połączenie, uśmiech znikł z jej twarzy, w oczach pojawiły się łzy, a ona cała zrobiła się blada, blada jak ściana. 

._____________.

Nie wiem czy mogę powiedzieć coś na temat tego rozdziału. Jest krótki i możliwe, że mi nie wyszedł, ale następny już niebawem :) 
Dziękuje za 10 komentarzy. 

+ Pojawił się ostatnio zwiastun mojego opowiadania . :)


. Robiony przez Skazana na Rocka :) .



poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 4. Miło mi.

Cassey. 

- Musisz iść i nie słyszę odmowy. -  Megan namawiała mnie już od ponad dziesięciu minut, abym poszła na jej dzisiejszą domówkę.
- Nie rozumiesz, że mój brat jest w szpitalu. Jak ty sobie to wyobrażasz, że będę mogła się tak w spokoju bawić kiedy w głowie nadal będę miała jego. - Szepnęłam rozpaczliwym głosem.
- Właśnie o to chodzi, musisz iść oderwać się na chwile od tego wszystkiego. Zapomnieć przynajmniej na chwile i poczuć się normalnie. Nie możesz ciągle się zamartwiać. Przyjdziesz? Proszę. - Megan dobrze wiedziała, że zawsze jej ulegnę. Znamy się od dziecka i ona zawsze dostaje to czego chce, a może i ma racje, może powinnam się oderwać od tego na chwile. Od ostatnich dni jest tylko szkoła, szpital, szkoła, szpital i tak ciągle.
- Dobra przyjdę, ale mam nadzieje że nie będę żałowała. - Odparłam siadając na łóżku i przeczesując swoje włosy do tyłu. Na moją odpowiedź pisnęła radośnie i podała mi godzinę na którą mam przyjść, a następnie się rozłączyła nie pozwalając mi nawet się pożegnać.
         Odłożyłam telefon obok na szafkę i spojrzałam prosto przed siebie na swoje odbicie w lustrach szafy. Wyglądałam okropnie. Obiecałam sobie, że przecież nie będę już płakać, że nie będę się obwiniać lecz to jakoś mi nie wychodzi, a mój chory plan ciągle odkładam na kolejne dni, chociaż nie powinnam. Policja umorzyła całe śledztwo, ponieważ jak stwierdzili to był wypadek, a David sam się poślizgnął spadając ze schodów. Durna policja, niby tacy z nich pomocnicy a tak na prawdę nic nie potrafią zrobić.
         Podniosłam się z łóżka kierując na dół, gdzie znajdowała się moja mama. Tak jak myślałam siedziała w kuchni przy stole przeglądając jakieś papiery do pracy. Możliwe, że jeszcze nie mówiłam, ale moja matka pracuje jako szefowa jednej z dużych redakcji Nowego Jorku i często przynosi pracę do domu albo do późna zostaje w biurze.
 - Hej mamo. - Pocałowałam jej policzek i podeszłam do lodówki z której wyjęłam karton, nisko tłuszczowego mleka.
- Hej córciu. - Spojrzała na mnie znad papierów. A właśnie nie wspomniałam, ale jakoś udało mi się pogodzić z moją matką. Nawet sama mnie przeprosiła, twierdząc że źle postąpiła zrzucając całą winę na mnie, chociaż ja nawet nie byłam zła bo wiem, że miała racje. 
- Jedziesz dzisiaj do szpitala? - Zapytałam stawiając na stole miskę, a następnie wsypując do niej płatki i zalewając je mlekiem.
- Tak, ale za jakieś dwie godziny. Teraz jest u niego tata, a potem idzie na nockę więc ja go zmienię. Mam chwile żeby popracować. - Odparła i  podniosła kubek z którego napiła się parę łyków herbaty.
- Mamo? - Zaczęłam i usiadłam na przeciwko niej, nabierając na łyżkę płatków.
- Tak? 
- Wiesz bo chodzi o to, że dzisiaj Megan zaprosiła mnie do siebie na noc. Ja wiem, że powinnam być z wami ale ona tak bardzo prosiła. - Spojrzałam na nią nie pewnie, bawiąc się łyżką w misce pełnej płatków. 
- Nie ma problemu idź. - Powiedziała, przekładając dokumenty na różne kupki papierów.
- Na prawdę? - Zapytałam zaskoczona i na mojej twarzy od razu pojawił się minimalny uśmiech. 
- Tak, na prawdę. Uważam, że powinnaś się trochę od tego oderwać, a jak by się coś działo to od razu będę do ciebie dzwonić. - Podniosła wzrok na mnie i posłała mi delikatny uśmiech.
- Dziękuje mamo. - Prawie krzyknęłam szczęśliwa bo nie spodziewałam się, że mi pozwoli i od razu podniosłam się z krzesła w celu przytulenia jej.


*

        Spojrzałam na łóżko na którym znajdował się już wcześniej przygotowany prze zemnie strój na dzisiejszą imprezę i uśmiechnęłam się. Na prawdę mi się spodobał.  Zsunęłam ze swojego ciała ręcznik i zawiesiłam go obok na krześle, a na swoje nagie ciało założyłam czarną koronkową bieliznę. Następnie wsunęłam wcześniej przygotowany strój i spojrzałam na siebie w lustrze - ładnie - pochwaliłam siebie w myślach i sięgnęłam po prostownice. Już wcześniej podłączyłam ją do kontaktu więc od razu zabrałam się za prostowanie moich pofalowanych loków. Uwielbiam swoje fale, to jest pewne ale w ostatnich dniach przestałam o nie dbać i wyglądają okropnie jeśli w ogóle można nazwać to falami, dlatego też wole je wyprostować. Właściwie to w prostych włosach wyglądam bardziej na ostrą niż na dziewczynkę aniołka, chociaż ja nigdy nie byłam aniołkiem - zaśmiałam się sama do siebie i odłożyłam prostownice obok na szafkę i odłączyłam ją od kontaktu. Przeczesałam ręką włosy do przodu i uśmiechnęłam się do siebie - Zdecydowanie tak wyglądam bardziej seksownie i pewniej siebie, a to krok bliżej do zrealizowania mojego planu.
     Otworzyłam szafę z moimi ciuchami w calu znalezienia mojej czarnej torebki i zaczęłam przewracać wszystko do góry nogami. Moja dłoń nagle dotknęła czegoś twardego, przyciągnęłam to w swoją stronę i ujrzałam czarny pistolet. Nawet zapomniałam, że właśnie tu go schowałam tamtej nocy. Możliwe, że idiotka ze mnie, żeby broń chować w szafie z ciuchami, ale uwierzcie w takich chwilach człowiek nie myśli racjonalnie. Przyjrzałam się chwile przedmiotowi, którego trzymałam w rękach i po chwili wepchnęłam go w głąb szafy - Zajmę się tym później. - Obiecałam sobie i zamknęłam wielkie drewniane pudło.
Obejdzie się bez torebki, a telefon po prostu wsadzę do kieszeni spodenek. Udałam się prosto do łazienki gdzie starannie pomalowałam sobie usta czerwoną szminką, zrobiłam czarne kreski na powiekach i rzęsy pomalowałam ciemnym tuszem. Nie wyglądam najgorzej to muszę sobie przyznać. Sięgnęłam jeszcze po moje ulubione perfumy i popsikałam nimi całą siebie.

- Mamo to jak coś masz do mnie dzwonić. Pamiętaj. - Popatrzyłam na nią błagalnie, wciągając na stopy moje ulubione szpilki.
- Pamiętam córciu, pamiętam, ale ojciec dzwonił, że już jest co raz lepiej więc na prawdę nie masz się co martwić. Baw się dobrze. - Pocałowała mój policzek i pomachała mi abym już szła. Zaśmiałam się cicho, odmachałam jej i wyszłam z domu. Tak jak myślałam przed domem czekała na mnie już Samanta w swoim samochodzie. Otuliłam się bardziej swoim ciemnym płaszczem, bo muszę przyznać że na prawdę nieźle wiało i udałam się w stronę jej samochodu.
- Cześć skarbie. - Odparłam wchodząc do samochodu i gdy tylko znalazłam się w środku przytuliłam ją do siebie mocno.
- Hej Cassey. - Uśmiechnęła się w moją stronę i kiedy tylko oderwałyśmy się od siebie odpaliła swój samochód. - Nie spodziewałam się, że będziesz jechać. - Zaczęła naszą rozmowę tak jakby nie chętnie, bojąc się, że mnie urazi? Sama nie wiem.
- Uwierz mi ja też się tego nie spodziewałam. - Potarłam swoje kolana rękami, ponieważ już mi było zimno. Mamy koniec marca jest zimno, a ja mam na sobie tylko krótkie spodenki i lekką bluzeczkę. - Ale wszyscy twierdzą, że powinnam odreagować.
- No to mają rację, bo od jakiegoś tygodnia spędzasz czas tylko szkoła, szpital i nawet nie ma kiedy z tobą pogadać. - Odparła z cichym westchnieniem.
- To dzisiaj mamy cały wieczór. - Posłałam jej szczery uśmiech.

*

         Naprawdę się cieszę, że tu przyszłam. Można nawet powiedzieć, że na jakiś czas zapomniałam o wszystkich problemach, odcięłam się od życia i po prostu żyłam chwilą, tak jak już od dawna nie potrafiłam.
Wciąż się śmiejąc tańczyłam na środku pokoju z Samantą i Megan. Dawno się tak świetnie nie bawiłam jak teraz. Ciągle z dziewczynami kręciłyśmy się, wpadając na inne osoby i co jakiś czas popijałyśmy drinki przygotowane przez brata Megan, albo piwo które poprzynosili goście imprezy. Nagle na moim boku poczułam czyjąś dłoń, odwróciłam wzrok od dziewczyn i spojrzałam na wysokiego chłopaka.
 - Tommy. - Uśmiechnęłam się szeroko widząc brata mojej przyjaciółki i od razu przytuliłam się do niego mocno. - Co ty tutaj robisz? Nie widziałam cię od wakacji. - Próbowałam przekrzyczeć muzykę, aby mnie usłyszał, a jego ręką oplotła moją talię.
- Przyjechałem na tydzień, wiesz przyda się odpoczynek od college. Zatańczymy? - Zapytał na co tylko pokiwałam głową, a on od razu porwał mnie w swoje ramiona.
        Tommy to brat Megan. Kiedy byliśmy dziećmi można powiedzieć, że ja Megan i Tommy nie odstępowaliśmy siebie na krok i na prawdę bardzo go kocham, lecz od jakiegoś czasu widuje go tylko raz na jakiś czas. Dzwonimy do siebie to oczywiste ale nie tak często jak kiedyś. Wydawało mi się nawet, że on nie traktuje mnie jako przyjaciółki, ale może się myliłam?
       Jego dłonie ciągle sunęły po moich plecach, a moje ręce obejmowały jego szyje co jakiś czas dotykając jego ciemnych włosów. Na nasze szczęście akurat puścili jakąś wolniejszą piosenkę przy której mogliśmy kołysać się na boki i w miarę normalnie rozmawiać. - Musimy się spotkać jakoś po za imprezą. - Szepnął do mojego ucha, a kiedy poczułam jego oddech na mojej szyi przez całe moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
- Musimy. Stęskniłam się za tobą. - Spojrzałam w jego oczy, posyłając mu cudowny uśmiech.
- Oj gwiazdeczko ja za tobą też. - Nachylił się tak, że nosem delikatnie przesuną po mojej szyi, na co aż musiałam zagryźć swój policzek od środka, aby nie wydobyć z siebie jakiegoś dziwnego dźwięku.
- Gwiazdeczko? - Zapytałam do jego ucha, kiedy mogłam już spokojnie odetchnąć, a on odsuną swoją głowę od mojej szyi. - Nie wiedziałam, że jeszcze pamiętasz.
- Tego się nie da zapomnieć. - Odparł z uśmiechem i okręcił mnie pod swoją ręką, kiedy piosenka dobiegła końca. - Dziękuje za ten cudowny taniec Gwiazdeczko. 
- Nie ma za co króliczku - Zaśmiałam się i pocałowałam jego policzek, co mogło wydać się trochę kłopotliwe, ale on tylko odwzajemnił mój śmiech i przeprosił udając się przywitać z innymi. Wzrokiem zaczęłam szukać Megan i Samanty, aż w końcu ujrzałam je w kuchni przy barku.
- Jestem. - Odparłam stając obok moich przyjaciółek.
- No w końcu już myślałam, że się nie odkleisz od tego Tommy'ego. Chcesz drinka? - Zapytała Megan upijając łyka ze swojej długiej ciemnej szklanki.
- Poproszę. - Uśmiechnęłam się w jej stronę, a po chwili jeden z jej kolegów podał mi to o co prosiłam. Napiłam się na początek małego łyka i smakowałam wsłuchując się w jakąś piosenkę Drake lecącą w tle.
 - Dobry. - Odparłam stawiając szklankę na blacie i spojrzałam na Sammy, która ciągle flirtowała z jakimś chłopakiem i chyba nawet nie zauważyła, że przyszłam. Przeniosłam swój wzrok na Megan, aby zapytać jej z kim rozmawia Samanta, ale wtedy zaważyłam, że ona nerwowo rozgląda się po sali.
- Szukasz kogoś? - Zapytałam wdrapując się na wysoki barowy stołek i łapiąc za mojego drinka.
- O jest. - Odparła, a na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Kto? - Zapytałam zdezorientowana i spojrzałam w stronę, w którą był wlepiony jej wzrok.
Ujrzałam idącego w naszą stronę ciemnego blondyna, którego nie mogłam nawet z nikim skojarzyć, a skąd znała go Megan.
- Justin. - Odparła piskliwym głosem moja koleżanka i rzuciła się na chłopaka, aby jak się domyślam przytulić go. Tym razem chciałam zapytać Sammy czy wie kim jest ten chłopak, lecz nie było już jej przy mnie - Pewnie tańczy z tym chłopakiem. -  powiedziałam sama do siebie, oczywiście w myślach i odwróciłam się w stronę Megan. Szeptała coś na ucho do chłopaka, którego wciąż trzymała w swoich ramionach, a on patrzył na nią z przymrużonymi oczami. Po chwili jednak odsunęła się od niego i spojrzała na mnie.
- Cassey podejdź. -  Zachęciła mnie dłonią i przeczesała swoje włosy dłonią, nadal się uśmiechając.
Podniosłam się ze stołka i zrobiłam parę kroków w ich stronę.
- To jest Justin. - Wskazała na chłopaka.
- Poznałam go niedawno na imprezie, a to jest Cassey - Tym razem ręką wskazała na mnie. - Moja przyjaciółka o której ci opowiadałam. - Na początku patrzyłam na nią zdezorientowana, uwierzcie ona nigdy nie przedstawia mnie swoim "kolegom", ale po chwili przeniosłam wzrok na chłopaka.
Był to ciemny blondyn o czekoladowych oczach. Nie miał zarostu, a jego włosy były ułożone w nieładzie. Miał na sobie ciemne skórzane rurki i zwykłą białą koszulkę, a na to zarzuconą koszulę i mimo tak prostego ubrania wyglądał na prawdę seksownie.
- Miło mi. - Wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja zdezorientowana przez chwile nie wiedziałam co zrobić, lecz po chwili ścisnęłam jego dłoń, uśmiechając się lekko.


._________________.

Nie jestem zadowolona z rozdziału i to zaznaczam od razu, więc nie zdziwię się jak i wam się nie spodoba.
Liczę jednak na komentarze i na czytelników, więc jeśli czytasz to proszę skomentuj wiele to dla mnie znaczy. NN powinien się pojawić jakoś w sobotę. :)


sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 3. Wchodzisz w to?

Justin.

            Podniosłem deskorolkę z ulicy i wziąłem ją  pod ramie. Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza, na dworze było już ciemno, a moją ulice oświetlały tylko lampy obok chodników. Mogę szczerze przyznać, że na nic nie miałem ochoty, na żadne wyjście czy nawet oglądanie telewizji. Najchętniej zanurzył bym się w poduszce i odpłynął w głęboki sen, ale niestety od dzisiaj zaczyna się moja praca, której bez owijania w bawełnę kompletnie się brzydzę. Jednak taki chłopak jak ja, nie ma nic do powodzenia w te sprawie i jak zwykle trzeba grać. Dzięki temu jak od kilku lat ukrywam to co dzieje się ze mną, to jakie uczucia we mnie szaleją jestem pewien, że nadawał bym się na aktora i mógłbym grać nawet w filmach światowego formatu. 
            Wszedłem jak najszybciej po schodach i szarpnąłem za klamkę. Drzwi jak zwykle były zamknięte, więc wyciągnąłem z tylnej kieszeni spodni klucz i otworzyłem zamek.
 - Jestem. - Krzyknąłem, zamykając drzwi i rzucając na wieszak moją bluzę, kiedy przede mną ukazała się moja matka.
- Ciszej Jaxon śpi. - Odparła, wycierając ręce w fartuch który miała zarzucony na siebie Spojrzałem na mamę przepraszającym wzrokiem i odłożyłem deskorolkę do szafy, następnie udając się za nią do kuchni. 
- Jak ci minął dzień? - Zapytała, kiedy wyciągnąłem z lodówki zimną cole i usiadłem na krześle przy stole. 
- Nie najgorzej, a gdzie Jazzy? - Przymrużyłem lekko oczy, otwierając puszkę. Może i to pytanie wydawać się dziwne z moich ust, ale jestem starszym bratem i zawsze będę dbał o swoje rodzeństwo, a o Jazmyn szczególnie.
- Śpi dziś u koleżanki, dzwoniłam do ciebie abyś ją odprowadził ale nie odbierałeś. - Pokręciła zdenerwowana głową i podała mi kolację. Spojrzałem na talerz gdzie było moje ulubione spaghetti i od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Chyba pierwsza i ostatnia przyjemna rzecz, która spotkała mnie dzisiejszego wieczoru to ta kolacja. Kiedy zacząłem jeść zauważyłem, że mama wcale nie odeszła od stołu, a za to wciąż stała nade mną. Wiem, że na pewno chciała abym jej powiedział  gdzie byłem co robiłem i w ogóle czemu od jakiegoś czasu nic jej nie mówię, ale nie mogłem i dziś tego na pewno też nie zrobię. Próbowałem ją zignorować, ale to na nic, nie da się w spokoju jeść kiedy ktoś ciągle stoi nad tobą. Odsunąłem talerz od siebie i podniosłem głowę do góry, patrząc w oczy mojej matki.
- Justin, powinniśmy chyba porozmawiać. - Odparła, odsuwając krzesło obok i siadając na nim. 
- Nie mamy o czym, mamo. - Powiedziałem, podnosząc się ze swojego miejsca i zabierając talerz z którego jedzenie wyrzuciłem do kosza. Jednak nadzieja o miłe kolacji zniknęła i jak zwykle wszystko się musi chrzanić. Chciałem już wyjść z kuchni, udając się do mojego pokoju, kiedy zatrzymał mnie jej głos . - Masz zamiar mnie tak olewać? Na prawdę Justin, na prawdę? Jestem twoją matką i chyba zasługuje na jakiś szacunek. Nie mam ochoty i cierpliwości w znoszeniu dalej tych twoich humorków. Znikasz na całe dnie, wracasz późnymi wieczorami, czasem nawet tylko na chwilę. Tydzień temu nie było cię dwa dni  i myślisz, ze ja tak w spokoju sobie śpię w nocy? Że rano tak po prostu idę szczęśliwa do pracy mimo, że nie wiem co dzieje się z moim synem? Otóż nie. Całe noce czekam przy oknie, albo przy drzwiach czekając na to, aż łaskawie wrócisz, martwię się o ciebie, dzwonię, a ty..., a ty  najczęściej nawet nie masz ochoty odebrać. - Głos mojej mamy załamywał się, jednak nie wiedziałem czy płacze, stałem do niej tyłem, patrząc wprost w jakiś punkt w ciemnym korytarzu i nie miałem najmniejszej odwagi, aby spojrzeć w jej oczy. - Jeszcze niecałe dwa lata temu, potrafiłeś podejść przytulić, pocałować, powiedzieć - Kocham Cię Mamo - a teraz, a teraz nawet czasami się ze mną nie przywitasz tylko idziesz od razu do swojego pokoju. Rozumiem jesteś już starszy, masz dwadzieścia lat, ale Justin postaw się w mojej sytuacji. Jestem samotną matką wychowującą trójkę dzieci, pracuje i czasem na prawdę trudno jest pogodzić wszystkie obowiązki, a twoja pomoc na prawdę by mi się przydała synku. - Poczułem jej dłoń, łapiącą moją i odwracającą mnie w jej stronę. Oczy mojej matki świeciły łzami, ale mimo to żadna nie spłynęła jej po twarzy. Muszę być silny, nie mogę jej powiedzieć, nie mogę się złamać - powtarzałem ciągle w myślach, ale mimo wszystko to i tak było bardzo trudne, nawet dla mnie. 
- Mamo muszę iść, umówiłem się. - Odparłem przez zaciśnięte zęby, odwracając wzrok, aby tylko na nią nie patrzeć i usłyszałem jej ciche westchnięcie, a po chwili poczułem jej usta całujące mój policzek.
- Dobrze, ale coś przyszło do ciebie. - Odsunęła się ode mnie, a mój zdziwiony wzrok od razu powędrował za nią. Sięgnęła po coś z półki i po chwili podała mi białą kopertę. - Na prawdę Justin zastanów się nad tym co powiedziałam i nad tym co robisz. Zawiodłeś mnie i to nie tylko tym ciągłym uciekaniem, ale tym, że odrzuciłeś taką dobrą ofertę college'u. - Spojrzała w moje oczy, gdy ja popatrzyłem na papier, który mi podawała. 
- Czytałaś? - Zapytałem, zabierając kopertę z jej rąk.
- Musiałam. 

*

Rzuciłem list na moje łóżko i otworzyłem szafę. Nawet nie miałem zamiaru tego czytać. Nie idę na żadne studia i koniec. Nie rozumiem o co chodzi mojej matce dobrze wie, że nie mamy pieniędzy i do tego twierdzi, że się na mnie zawiodła, a to przecież nie ode mnie zależy. Trzepnąłem drzwiczkami od szafy z całej siły, tak że cała się zatrzęsła i rzuciłem się na łóżko, zakrywając twarz w poduszkach. 
Mam dość tego cholernego życia i tego całego udawania. Dlaczego nie mogę żyć jak niektórzy? Dlaczego nie mogę być szczęśliwym chłopakiem, który chodzi do szkoły i spotyka się normalnie ze znajomymi a nie dlatego, że ktoś mu karze. Jeszcze ta dzisiejsza impreza...

Stanąłem przed Foutley'em, wkładając ręce do kieszeni spodni i spojrzałem na niego mrużąc oczy. 
- Jak ja niby mam to zrobić? Nigdy nie mówiłeś o czymś, takim. Stary miałem sprzedawać tylko jakieś prochy, a nie zabijać ludzi. - Zagryzłem od środka swoją wargę i pokręciłem głową.
- Bieber wyluzuj, to będzie niezła zabawa zobaczysz. Zrobisz to i cały dług spłacony, nie będziesz już musiał dla mnie pracować. - Zaśmiał się, wydmuchując dym, a następnie znowu zaciągając się papierosem. - No wiesz, chyba że będziesz chciał, wtedy zawsze pomogę. - Oparł się o swój samochód i spojrzał na mnie rozbawiony.
- Cały dług? - Zapytałem, robiąc krok w jego stronę i unosząc do góry pytająco brwi. Uwolnić się od niego, to jedyne o czym marzę, a przecież robiłem już tyle dziwnych rzeczy, że to nie powinno mi sprawiać wielkiego problemu.
Dobra debil ze mnie, zabić człowieka to nie jest wcale taka zwykła rzecz, ale jak tego nie zrobię mogę zginąć ja, albo co najgorsze ktoś z mojej rodziny, a tego bym nigdy sobie nie darował. 
- Calutki. Będziesz już czysty Bieber, więc wchodzisz w to? - Rzucił niedopalonego papierosa na ulice i przydeptał go butem, a następnie spojrzał na mnie pytając. - Chociaż po co pytam i tak nie masz wyjścia. - Uśmiechnął się triumfalnie w moją stronę, na co przekręciłem tylko oczami. Na szczęście nie mógł tego dostrzec, ponieważ miałem na sobie ciemne Ray bany. 
- Uda się to? Nikt się nie dowie? - Zapytałem, próbując powstrzymać załamywanie się mojego głosu.
- Nikt. Załatwisz sprawę, a następnie wyjedziesz z kraju. 
- Słucham?? - Krzyknąłem zdenerwowany, mimo że próbowałem powstrzymać w sobie gniew. - A moja rodzina? - Westchnąłem i patrzyłem wprost na niego, czekając na jego kolejny świetny plan.
- Zabierzesz ją ze sobą, kurwa nie wiem to już twoje zmartwienie Bieber. Kupisz jakiś domek na plaży i będziesz sobie żył szczęśliwie z tą swoją pojebaną rodzinką. - Odparł kpiąco i zaśmiał się krótko. 
- Nie mów tak o mojej rodzinie. - Wysyczałem wściekły i kolejny raz, zrobiłem krok w jego stronę.
- Spokojnie, mam ci przypomnieć naszą umowę? - Przechylił głowę lekko w bok, spoglądając na mnie z przymrożonymi oczami, na co kolejny raz cicho westchnąłem. - No właśnie więc słuchaj. Jutro 22 jedziesz na imprezę, domówkę do mojej koleżanki, tam ona już cię zapozna z dziewczyną o którą masz zadbać. Nie obchodzi mnie jak to załatwisz, ale jeden warunek, ma ją to boleć. Nie chodzi tu tylko o ból fizyczny, lecz psychiczny. Rozumiesz? 
- Mam ją w sobie rozkochać? - Zapytałem rozbawiony.
- Dokładnie, jednak chyba coś z ciebie jeszcze będzie Bieber. - Podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu. -  Więc masz ją rozkochać, zranić i albo ją zabić, albo doprowadzić do tego, że sama skończy ze swoim życiem
- Jak mam rozpoznać tą twoją koleżankę? - Zapytałem, robiąc krok do tyłu.
- A to już nie będzie problem. - Uśmiech od razu pojawił się na jego twarzy. - Poznaj Megan. - Odparł nadal uśmiechając się i popatrzył w stronę samochodu. Mój wzrok powędrował od razu za jego, kiedy drzwi samochodu się otworzyły i wysiadła z niego wysoka, ciemna brunetka.

                    Podniosłem się leniwie z łóżka i wyjąłem ze swojej szafy jakieś czyste ciuchy. Biorąc je pod pachę, udałem się do łazienki, gdzie załatwiłem szybki prysznic, następnie zarzuciłem na siebie ubrania i popryskałem się swoim ulubionym dezodorantem. Ostatecznie przed wyjściem przeczesałem ręką włosy i zarzuciłem na siebie czarną skórzaną kurtkę. Widziałem, że mama przyglądała mi się od kąt poszedłem do łazienki, chociaż próbowała to ukryć udając, że ogląda telewizję.  Nie mogę jej tak dalej ranić, wiem o tym i muszę zrobić coś w kierunku stania się lepszym synem, chociaż w jakimś sensie. Udałem się w stronę salonu i podszedłem do fotela na którym siedziała. 
- Wychodzę, nie czekaj na mnie będę około trzeciej. - Odparłem szybko, całując jej policzek i nie czekając na jej odpowiedź wybiegłem z domu. 




 . ______________ .

I o to mamy rozdział 3, który cały jest poświęcony Justinowi. Jak na razie to ostatni taki, krótki rozdział i przeznaczony tylko na jedną osobę. Takie pojawiły się ponieważ chciałam abyście bardziej poznali bohaterów, mam nadzieje, że jednak nie zraziłam was do opowiadania. Na prawdę przepraszam, że rozdziały są krótkie ale w ostatnim czasie mam zapracowane dni, lecz obiecuje, że to się zmieni, a już za tydzień będzie dłuższy.  W zasadzie za tydzień mam ferie więc możliwe, że pojawią się więcej niż 2 rozdziały przez te 2 tygodnie, ale to jeszcze się zobaczy.  Dziękuje za komentarze pod poprzednim i miło by było gdyby i tutaj każdy napisał komentarz z szczerą opinią. DO NN. :)

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 2. Pierwsze drzwi po lewo.

Cassey. 

           Przejrzałam się kolejny raz w lustrze aby upewnić się, że na pewno dobrze wyglądam. Na mojej twarzy od razu pojawił się delikatny uśmiech. Miałam na sobie krótką szarą opinającą się sukienkę bez jednego rękawa z wycięciem z boku. Mam nadzieje, że wyglądałam chodź trochę seksownie. Muszę im zaimponować, zawrócić w głowie aby mogli  mi uwierzyć, że jestem twarda i przede wszystkim godna zaufania. Wiem, że w tej branży wygląd jest jedną z najważniejszych rzeczy, a już na pewno u kobiet.
Sięgnęłam po błyszczyk znajdujący się na półce obok mojego łóżka i starannie pomalowałam nim usta. Mimo wszystko nie chce wyglądać jak łatwa dziewczyna, głowy jeszcze nie straciłam. Oblizałam delikatnie wargi i odruchowo cmoknęłam nimi, jakbym całowała kogoś w policzek. Zabrałam jeszcze wcześniej przygotowane rzeczy z łóżka i wrzuciłam je do torby. Upewniłam się, że na pewno mam pieniądze, bo wątpię aby przyjmował z karty i po cichu wyszłam z pokoju, kierując się na dół.
Założyłam swoje czarne szpilki i ciemny płaszcz, starając się nie obudzić rodziców. Mama całe dnie przesiaduje w szpitalu, ojciec zaraz po pracy jedzie do niej, aby nie była tam sama. Muszą kiedyś odpoczywać, a do tego za nic nie mogą się dowiedzieć, że wychodzę gdzieś w nocy i mam nadzieje, że uda mi się wrócić nim wstaną.
            Jeszcze przed wyjściem przejrzałam się w lustrze wiszącym na ścianie obok drzwi i poprawiłam włosy. Z szafki pod lustrem wzięłam telefon, który za wibrował. Tak jak myślałam był to SMS od  Samanty. "jestem przed blokiem, pośpiesz się. x". Kiedy tylko przeczytałam wiadomość na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Przynajmniej ona mnie nie wystawia.
           Wyszłam po cichu z domu, zamykając drzwi na klucz i udałam się po schodach na dół. Kiedy byłam już przed budynkiem rozejrzałam się za samochodem i udałam się w jego w stronę. Nie chciałam jechać sama, bo gdyby rodzice postanowiliby pojechać w nocy do szpitala, skapnęli by się że nie ma mojego auta. Kolejnym argumentem jest też to, że Samanta jest bardziej świadoma gdzie mam się kierować.
- Cześć. - Odparłam od razu, kiedy wsiadłam do samochodu. Pochyliłam się nad nią i pocałowałam jej policzek. - Dzięki, że jesteś na prawdę ratujesz mi życie. - Wydusiłam szybko, widząc jej zmrużone oczy i odwróciłam głowę, zapinając pas.
- Hej i nie ma za co, ale chyba powinnaś mi coś wyjaśnić. - Złapała mnie za rękę. Nawet jak nic nie mówiła, wiedziałam, że chciała abym na nią spojrzała, ale nie potrafiłam. Patrzyłam się tępo za szybę i głośno oddychałam.  - Po co chcesz tam jechać? Wiesz, że jak się w to wpakujesz, to łatwo z tego nie wyjdziesz. - Mówiła, wcale nie zwracając uwagi, że na nią nie patrzę.
- Samanta nie rozumiesz. - Zagryzłam nerwowo wargę i spojrzałam na nią. Jedną rękę miała na kierownicy, a drugą nadal mnie trzymała. Patrzyła prosto na mnie, można powiedzieć, że wręcz błagalnym wzrokiem, ale ja nie mam innego wyjścia.
-  David.., on może umrzeć rozumiesz? A to tylko i wyłącznie wina tego dupka. - Wysyczałam przez zęby, powstrzymując łzy, które zbierały się w moich oczach. Nie mogę się teraz rozkleić, nie w tej chwili. Miałam być twarda, zamknąć wszystkie uczucia gdzieś głęboko i odegrać rolę największej suki świata, więc nie mogę się rozpłakać, nie mam prawa.
- Rozumiem, ale mogłabyś się uczyć na moich błędach. Chcesz potem żałować na prawdę tego chcesz?  Ja się już w to wplątałam i na prawdę trudno mi z tego wyjść. Dobrze wiesz, że gdyby nie ty to na pewno bym się stoczyła. - Mówiła prosto w moje oczy, ściskając mocno moją dłoń, tak jakby błagała, prosiła abym tego nie robiła, ale musiałam.
- Zawieź mnie tam, wrócę sama, ale mnie zawieź i zapomnij, że w ogóle coś mówiłam. - Odparłam krótko, próbując ukryć wszystkie buzujące we mnie uczucia. Oparłam się wygodnie o fotel i spojrzałam na drogę przed nami.
Na ulicy nie było nikogo, a chodnik oświetlały tylko światła lamp. Nowy Jork o tej porze zawsze żyje, a dzisiaj świat tak jakby znikł, a może tylko mi się wydaje?
- Okej ale pamiętaj, że ostrzegałam. - Odparła cicho, włączając silnik samochodu. Nie miałam ochoty na słuchanie jej dalszego przekonywania mnie o tym, że nie powinnam mieszać się w jej byłe towarzystwo, bo sama dobrze wiem co robić więc włączyłam radio. Z głośników od razu wydobyły się dźwięki i słowa piosenki Rudimental - Waiting All Night. Cicho zaczęłam nucić sobie ją pod nosem, przyglądając się osobom jakie mijałyśmy. W tym mieście można poznać na prawdę wiele obliczy ludzi, a już szczególnie nocą, kiedy wszystkie tajemnicy światła dziennego wychodzą na jaw. Westchnęłam cicho i spojrzałam w stronę Sam, której dłonie mocno zaciskały się na kierownicy.
- Nie złość się na mnie, wiesz dlaczego to robię. - Wydusiłam cicho i spuściłam głowę lekko w dół, przygryzając swojego kciuka.
- Nie złoszczę się. - Odpowiedziała krótko, nie odrywając wzroku od ulic Manhattanu. Wszystkie dzielnice tego obszaru były doskonale oświetlone, co pozwalało na przyjrzenia się każdej części tego miejsca i bez problemu dostrzeżenie jego największych cech.
- Widzę przecież. - Odparłam bawiąc się swoimi palcami. Nie powiem, ale kiedy byłyśmy co raz bliżej celu denerwowałam się jeszcze bardziej, a w głowie pojawiały się wątpliwości. Nagle wszystko pociemniało, rozejrzałam się dookoła i ujrzałam, że znalazłyśmy się w jakiejś ciemnej uliczce. Dlaczego akurat teraz odwróciłam wzrok, jeśli mogłam się dowiedzieć jaka tu jest droga. Samanta zaparkowała przed jednym budynkiem, gdzie paliła się tylko jedna lampa, jeśli można ją nazwać lampą.
- Jesteśmy, ale zaczekaj. - Powiedziała i kiedy tylko przekręciła kluczyki w stacyjce, złapała moją dłoń.
 - Tutaj nie chodzi o to, że jestem na ciebie zła. Po prostu się o ciebie martwię, ale jestem twoją przyjaciółką i zawsze będę z tobą pomimo twoich decyzji. Mam nadzieje, że jednak się w nic nie wpakujesz. Zaczekam tutaj na ciebie i jak coś to dzwoń. - Zagryzła wargę i puściła moje dłonie, pozwalając mi na opuszczenie samochodu, lecz nie zrobiłam tego, a za to przytuliłam ją mocno do siebie.
- Dziękuje jesteś wspaniała. - Spojrzałam jej w oczy i posłała uśmiech, próbując ukryć moje zdenerwowanie.
- 4 piętro, pierwsze drzwi po lewo.

*

           Stanęłam przed drzwiami i sama nie wiedziałam co mam zrobić. Zapukać, zadzwonić czy może tak po prostu wejść? Od dziecka jestem niezdecydowana, a do tego bardzo nie śmiała i wiem, że pora to zmienić, lecz nie wiem czy na pewno mi się to uda. Szybkim ruchem, aby się nie zawahać zapukałam do drzwi i poprawiłam sukienkę, upewniając się, że nie podwinęła się gdy tutaj wchodziłam. Nie musiałam długo czekać, a drzwi otworzyły się, ukazując przede mną  wysokiego bruneta.
- Cześć.  - Odparłam, próbując być odważną i mając nadzieje, że mój głos nie załamie się.
- Witam. - Przekrzywił lekko głowę w bok, przyglądając mi się. Uśmiechnęłam się zadowolona z siebie, bo po jego minie jestem pewna, że zaimponowałam wyglądem.  - Jesteś .. em, Casey tak? To ty dzwoniłaś do mnie wieczorem?  
- Zgadza się. - Zagryzłam nerwowo od środka swój policzek. Na prawdę? Ma zamiar przyjmować mnie na klatce schodowej. Ludzie jest trzecia w nocy, każdy może nas usłyszeć.
- Okej, właź. - Odparł bez mniejszego zaangażowania i udał się do środka mieszkania. Oczywiście  od razu ruszyłam za nim. - Usiądź gdzie chcesz. - Oblizał swoje wargi i wziął butelkę piwa stojącą na stoliku, a następnie usiadł na  fotelu. Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu i wcale się nie zdziwiłam. Wiedziałam, że pewnie będzie tu brudno, pełno niedopałków papierosów i zapach marihuany w powietrzu. Usiadłam na kanapie na przeciwko chłopaka i rozpięłam swój płaszcz.  Nigdy nie znajdowałam się w takiej sytuacji. Ba, nigdy nie zadawałam się nawet z takimi ludźmi, chociaż jest jeden plus, chłopak wyglądem nie przypominał jakiegoś gangsta.  Dłonie położyłam na kolana,a wzrokiem nadal "jeździłam" po całym pomieszczeniu, próbując uniknąć wzroku bruneta. - Chcesz? - Do moich uszu dobiegł dźwięk jego głosu i powoli spojrzałam na niego. Wystawiał w moim kierunku paczkę papierosów. Pokręciłam przecząco głową i zaczesałam włosy do tyłu.
- Nie, nie palę. - Odparłam szybko, a w głowie powtarzałam ciągle, że muszę być twarda, odważna no i wiarygodna.
- Twoja strata. - Wzruszył ramionami, wyjmując z paczki jednego papierosa i podpalając go. Oparł się na fotelu i zaciągnął się, następnie wypuszczając dym robiąc przy tym kółka w powietrzu. Widocznie doświadczony palacz, ale co ja się dziwie. Samanta mówiła, że on jest dłużej od niej w tej branży, a ona zadaje się z nimi dłużej niż ja ją znam. Zawsze dziwiłam się, jak może wchodzić w takie sprawy, a teraz robię to sama.
- Co cię do mnie sprowadza? Nie chce być nie grzeczny, ale przez ciebie tracę jedną noc zabawy. Nigdy bym tego nie robił, ale czego się nie robi dla dawnej znajomej, a tak poza tym  co tam u Samanty? - Pytająco uniósł do góry brwi. Nie chciałam rozmawiać o mojej przyjaciółce, śpieszyło mi się, a do tego jestem strasznie poddenerwowana. Nie lubię takich miejsc.
- Wszystko dobrze, przywiozła mnie tutaj. - Splotłam palce od swoich rąk i patrzyłam na niego niepewnie. Czułabym się bardziej bezpiecznie tutaj z kimś jeszcze, ale niestety nikt nie może się dowiedzieć dlaczego tutaj jestem, nawet Samanta myśli, że przyszłam tylko po informacje.
- A co do tego po co tu przyszłam, słyszałam, że sprzedajesz różne towary. - Posłałam mu pewny siebie uśmiech. Wydaje mi się, że kiedy chce to przynajmniej umiem grać.
- Ohoho czekaj, czekaj. - Podniósł się ze swojego miejsca, wydychając dym. - Ktoś mi tu mówił, że chcesz same informacje. Nie sprzedaje towaru. - Przekrzywił lekko głowę w bok i przyglądał mi się przez chwile.
- Samanta może i mówiła, że chce co innego, ale ja wiem po co przyszłam i wiem, że ty to masz, a ona nie musi o tym wiedzieć. - Wstałam z kanapy i zdjęłam swój płaszcz kładąc go na miejscu, gdzie wcześniej siedziałam. Próbując być seksowną, podeszłam do niego kręcąc biodrami.
 - Moja przyjaciółka ma nic o tym nie wiedzieć, to będzie nasza tajemnica. - Odparłam i palcem wskazującym przejechałam po jego policzku.
Widziałam jak przełykał ślinę, czyli udało mi się - podniecam go. Przybliżyłam swoją twarz bliżej jego i spojrzałam w jego oczy. - Słyszałam kiedyś od Matta, że sprzedajesz różne rzeczy. - Gdy tylko wypowiedziałam te słowa, odsunął się ode mnie o kilka kroków.
- Nie wchodzę w interesy ze znajomymi Foutley'a. - Wysyczał krótko, ponownie zaciągając się papierosem.
- Wiem. - Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam na oparciu fotela, na którym wcześniej siedział. Założyłam nogę na nogę i spojrzałam na niego pewna siebie. - Uwierz mi jesteśmy po tej samej stronie.
- Niby jak mam ci uwierzyć? - Zapytał, śmiejąc się pod nosem.
- Mój brat leży w szpitalu, właśnie przez tego palanta. Chcesz możesz sprawdzić David Grand. Na pewno masz dostęp do jego akt, a tam jest podane kto był widziany przy wypadku. Policja nie chce mi uwierzyć jako, że jestem załamaną siostrą, ale ja wiem co tam się wydarzyło i poradzę sobie sama, ale potrzebna jest mi twoja pomoc, a raczej twój sprzęt. - Zaczesałam ręką włosy do tyłu i odwróciłam wzrok w stronę okna, powtarzając sobie w myślach aby się teraz nie rozkleić, nie przy nim.
- Czego dokładnie potrzebujesz? - Zapytał na co od razu odwróciłam się w jego stronę z triumfalnym uśmiechem.
 - Broni.


.______________________. 

Tadada i mamy rozdział 2.  Miał być dłuższy, lecz niestety postanowiłam, że was przytrzymam :) Mam nadzieje, że rozdział się podoba, chociaż mnie nie zadowala.  Liczę na szczere komentarze, bo wiele dla mnie znaczą :)  Dziękuje wam za komentarze pod poprzednim, jesteście wielcy :D