Justin.
Podniosłem deskorolkę z ulicy i wziąłem ją pod ramie. Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza, na dworze było już ciemno, a moją ulice oświetlały tylko lampy obok chodników. Mogę szczerze przyznać, że na nic nie miałem ochoty, na żadne wyjście czy nawet oglądanie telewizji. Najchętniej zanurzył bym się w poduszce i odpłynął w głęboki sen, ale niestety od dzisiaj zaczyna się moja praca, której bez owijania w bawełnę kompletnie się brzydzę. Jednak taki chłopak jak ja, nie ma nic do powodzenia w te sprawie i jak zwykle trzeba grać. Dzięki temu jak od kilku lat ukrywam to co dzieje się ze mną, to jakie uczucia we mnie szaleją jestem pewien, że nadawał bym się na aktora i mógłbym grać nawet w filmach światowego formatu.
Wszedłem jak najszybciej po schodach i szarpnąłem za klamkę. Drzwi jak zwykle były zamknięte, więc wyciągnąłem z tylnej kieszeni spodni klucz i otworzyłem zamek.
- Jestem. - Krzyknąłem, zamykając drzwi i rzucając na wieszak moją bluzę, kiedy przede mną ukazała się moja matka.
- Ciszej Jaxon śpi. - Odparła, wycierając ręce w fartuch który miała zarzucony na siebie Spojrzałem na mamę przepraszającym wzrokiem i odłożyłem deskorolkę do szafy, następnie udając się za nią do kuchni.
- Jestem. - Krzyknąłem, zamykając drzwi i rzucając na wieszak moją bluzę, kiedy przede mną ukazała się moja matka.
- Ciszej Jaxon śpi. - Odparła, wycierając ręce w fartuch który miała zarzucony na siebie Spojrzałem na mamę przepraszającym wzrokiem i odłożyłem deskorolkę do szafy, następnie udając się za nią do kuchni.
- Jak ci minął dzień? - Zapytała, kiedy wyciągnąłem z lodówki zimną cole i usiadłem na krześle przy stole.
- Nie najgorzej, a gdzie Jazzy? - Przymrużyłem lekko oczy, otwierając puszkę. Może i to pytanie wydawać się dziwne z moich ust, ale jestem starszym bratem i zawsze będę dbał o swoje rodzeństwo, a o Jazmyn szczególnie.
- Śpi dziś u koleżanki, dzwoniłam do ciebie abyś ją odprowadził ale nie odbierałeś. - Pokręciła zdenerwowana głową i podała mi kolację. Spojrzałem na talerz gdzie było moje ulubione spaghetti i od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Chyba pierwsza i ostatnia przyjemna rzecz, która spotkała mnie dzisiejszego wieczoru to ta kolacja. Kiedy zacząłem jeść zauważyłem, że mama wcale nie odeszła od stołu, a za to wciąż stała nade mną. Wiem, że na pewno chciała abym jej powiedział gdzie byłem co robiłem i w ogóle czemu od jakiegoś czasu nic jej nie mówię, ale nie mogłem i dziś tego na pewno też nie zrobię. Próbowałem ją zignorować, ale to na nic, nie da się w spokoju jeść kiedy ktoś ciągle stoi nad tobą. Odsunąłem talerz od siebie i podniosłem głowę do góry, patrząc w oczy mojej matki.
- Justin, powinniśmy chyba porozmawiać. - Odparła, odsuwając krzesło obok i siadając na nim.
- Nie mamy o czym, mamo. - Powiedziałem, podnosząc się ze swojego miejsca i zabierając talerz z którego jedzenie wyrzuciłem do kosza. Jednak nadzieja o miłe kolacji zniknęła i jak zwykle wszystko się musi chrzanić. Chciałem już wyjść z kuchni, udając się do mojego pokoju, kiedy zatrzymał mnie jej głos . - Masz zamiar mnie tak olewać? Na prawdę Justin, na prawdę? Jestem twoją matką i chyba zasługuje na jakiś szacunek. Nie mam ochoty i cierpliwości w znoszeniu dalej tych twoich humorków. Znikasz na całe dnie, wracasz późnymi wieczorami, czasem nawet tylko na chwilę. Tydzień temu nie było cię dwa dni i myślisz, ze ja tak w spokoju sobie śpię w nocy? Że rano tak po prostu idę szczęśliwa do pracy mimo, że nie wiem co dzieje się z moim synem? Otóż nie. Całe noce czekam przy oknie, albo przy drzwiach czekając na to, aż łaskawie wrócisz, martwię się o ciebie, dzwonię, a ty..., a ty najczęściej nawet nie masz ochoty odebrać. - Głos mojej mamy załamywał się, jednak nie wiedziałem czy płacze, stałem do niej tyłem, patrząc wprost w jakiś punkt w ciemnym korytarzu i nie miałem najmniejszej odwagi, aby spojrzeć w jej oczy. - Jeszcze niecałe dwa lata temu, potrafiłeś podejść przytulić, pocałować, powiedzieć - Kocham Cię Mamo - a teraz, a teraz nawet czasami się ze mną nie przywitasz tylko idziesz od razu do swojego pokoju. Rozumiem jesteś już starszy, masz dwadzieścia lat, ale Justin postaw się w mojej sytuacji. Jestem samotną matką wychowującą trójkę dzieci, pracuje i czasem na prawdę trudno jest pogodzić wszystkie obowiązki, a twoja pomoc na prawdę by mi się przydała synku. - Poczułem jej dłoń, łapiącą moją i odwracającą mnie w jej stronę. Oczy mojej matki świeciły łzami, ale mimo to żadna nie spłynęła jej po twarzy. Muszę być silny, nie mogę jej powiedzieć, nie mogę się złamać - powtarzałem ciągle w myślach, ale mimo wszystko to i tak było bardzo trudne, nawet dla mnie.
- Mamo muszę iść, umówiłem się. - Odparłem przez zaciśnięte zęby, odwracając wzrok, aby tylko na nią nie patrzeć i usłyszałem jej ciche westchnięcie, a po chwili poczułem jej usta całujące mój policzek.
- Dobrze, ale coś przyszło do ciebie. - Odsunęła się ode mnie, a mój zdziwiony wzrok od razu powędrował za nią. Sięgnęła po coś z półki i po chwili podała mi białą kopertę. - Na prawdę Justin zastanów się nad tym co powiedziałam i nad tym co robisz. Zawiodłeś mnie i to nie tylko tym ciągłym uciekaniem, ale tym, że odrzuciłeś taką dobrą ofertę college'u. - Spojrzała w moje oczy, gdy ja popatrzyłem na papier, który mi podawała.
- Dobrze, ale coś przyszło do ciebie. - Odsunęła się ode mnie, a mój zdziwiony wzrok od razu powędrował za nią. Sięgnęła po coś z półki i po chwili podała mi białą kopertę. - Na prawdę Justin zastanów się nad tym co powiedziałam i nad tym co robisz. Zawiodłeś mnie i to nie tylko tym ciągłym uciekaniem, ale tym, że odrzuciłeś taką dobrą ofertę college'u. - Spojrzała w moje oczy, gdy ja popatrzyłem na papier, który mi podawała.
- Czytałaś? - Zapytałem, zabierając kopertę z jej rąk.
- Musiałam.
- Musiałam.
*
Rzuciłem list na moje łóżko i otworzyłem szafę. Nawet nie miałem zamiaru tego czytać. Nie idę na żadne studia i koniec. Nie rozumiem o co chodzi mojej matce dobrze wie, że nie mamy pieniędzy i do tego twierdzi, że się na mnie zawiodła, a to przecież nie ode mnie zależy. Trzepnąłem drzwiczkami od szafy z całej siły, tak że cała się zatrzęsła i rzuciłem się na łóżko, zakrywając twarz w poduszkach.
Mam dość tego cholernego życia i tego całego udawania. Dlaczego nie mogę żyć jak niektórzy? Dlaczego nie mogę być szczęśliwym chłopakiem, który chodzi do szkoły i spotyka się normalnie ze znajomymi a nie dlatego, że ktoś mu karze. Jeszcze ta dzisiejsza impreza...
Stanąłem przed Foutley'em, wkładając ręce do kieszeni spodni i spojrzałem na niego mrużąc oczy.
- Jak ja niby mam to zrobić? Nigdy nie mówiłeś o czymś, takim. Stary miałem sprzedawać tylko jakieś prochy, a nie zabijać ludzi. - Zagryzłem od środka swoją wargę i pokręciłem głową.
- Bieber wyluzuj, to będzie niezła zabawa zobaczysz. Zrobisz to i cały dług spłacony, nie będziesz już musiał dla mnie pracować. - Zaśmiał się, wydmuchując dym, a następnie znowu zaciągając się papierosem. - No wiesz, chyba że będziesz chciał, wtedy zawsze pomogę. - Oparł się o swój samochód i spojrzał na mnie rozbawiony.
- Cały dług? - Zapytałem, robiąc krok w jego stronę i unosząc do góry pytająco brwi. Uwolnić się od niego, to jedyne o czym marzę, a przecież robiłem już tyle dziwnych rzeczy, że to nie powinno mi sprawiać wielkiego problemu.
Dobra debil ze mnie, zabić człowieka to nie jest wcale taka zwykła rzecz, ale jak tego nie zrobię mogę zginąć ja, albo co najgorsze ktoś z mojej rodziny, a tego bym nigdy sobie nie darował.
- Bieber wyluzuj, to będzie niezła zabawa zobaczysz. Zrobisz to i cały dług spłacony, nie będziesz już musiał dla mnie pracować. - Zaśmiał się, wydmuchując dym, a następnie znowu zaciągając się papierosem. - No wiesz, chyba że będziesz chciał, wtedy zawsze pomogę. - Oparł się o swój samochód i spojrzał na mnie rozbawiony.
- Cały dług? - Zapytałem, robiąc krok w jego stronę i unosząc do góry pytająco brwi. Uwolnić się od niego, to jedyne o czym marzę, a przecież robiłem już tyle dziwnych rzeczy, że to nie powinno mi sprawiać wielkiego problemu.
Dobra debil ze mnie, zabić człowieka to nie jest wcale taka zwykła rzecz, ale jak tego nie zrobię mogę zginąć ja, albo co najgorsze ktoś z mojej rodziny, a tego bym nigdy sobie nie darował.
- Calutki. Będziesz już czysty Bieber, więc wchodzisz w to? - Rzucił niedopalonego papierosa na ulice i przydeptał go butem, a następnie spojrzał na mnie pytając. - Chociaż po co pytam i tak nie masz wyjścia. - Uśmiechnął się triumfalnie w moją stronę, na co przekręciłem tylko oczami. Na szczęście nie mógł tego dostrzec, ponieważ miałem na sobie ciemne Ray bany.
- Uda się to? Nikt się nie dowie? - Zapytałem, próbując powstrzymać załamywanie się mojego głosu.
- Nikt. Załatwisz sprawę, a następnie wyjedziesz z kraju.
- Nikt. Załatwisz sprawę, a następnie wyjedziesz z kraju.
- Słucham?? - Krzyknąłem zdenerwowany, mimo że próbowałem powstrzymać w sobie gniew. - A moja rodzina? - Westchnąłem i patrzyłem wprost na niego, czekając na jego kolejny świetny plan.
- Zabierzesz ją ze sobą, kurwa nie wiem to już twoje zmartwienie Bieber. Kupisz jakiś domek na plaży i będziesz sobie żył szczęśliwie z tą swoją pojebaną rodzinką. - Odparł kpiąco i zaśmiał się krótko.
- Nie mów tak o mojej rodzinie. - Wysyczałem wściekły i kolejny raz, zrobiłem krok w jego stronę.
- Spokojnie, mam ci przypomnieć naszą umowę? - Przechylił głowę lekko w bok, spoglądając na mnie z przymrożonymi oczami, na co kolejny raz cicho westchnąłem. - No właśnie więc słuchaj. Jutro 22 jedziesz na imprezę, domówkę do mojej koleżanki, tam ona już cię zapozna z dziewczyną o którą masz zadbać. Nie obchodzi mnie jak to załatwisz, ale jeden warunek, ma ją to boleć. Nie chodzi tu tylko o ból fizyczny, lecz psychiczny. Rozumiesz?
- Spokojnie, mam ci przypomnieć naszą umowę? - Przechylił głowę lekko w bok, spoglądając na mnie z przymrożonymi oczami, na co kolejny raz cicho westchnąłem. - No właśnie więc słuchaj. Jutro 22 jedziesz na imprezę, domówkę do mojej koleżanki, tam ona już cię zapozna z dziewczyną o którą masz zadbać. Nie obchodzi mnie jak to załatwisz, ale jeden warunek, ma ją to boleć. Nie chodzi tu tylko o ból fizyczny, lecz psychiczny. Rozumiesz?
- Mam ją w sobie rozkochać? - Zapytałem rozbawiony.
- Dokładnie, jednak chyba coś z ciebie jeszcze będzie Bieber. - Podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu. - Więc masz ją rozkochać, zranić i albo ją zabić, albo doprowadzić do tego, że sama skończy ze swoim życiem
- Dokładnie, jednak chyba coś z ciebie jeszcze będzie Bieber. - Podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu. - Więc masz ją rozkochać, zranić i albo ją zabić, albo doprowadzić do tego, że sama skończy ze swoim życiem
- Jak mam rozpoznać tą twoją koleżankę? - Zapytałem, robiąc krok do tyłu.
- A to już nie będzie problem. - Uśmiech od razu pojawił się na jego twarzy. - Poznaj Megan. - Odparł nadal uśmiechając się i popatrzył w stronę samochodu. Mój wzrok powędrował od razu za jego, kiedy drzwi samochodu się otworzyły i wysiadła z niego wysoka, ciemna brunetka.
- A to już nie będzie problem. - Uśmiech od razu pojawił się na jego twarzy. - Poznaj Megan. - Odparł nadal uśmiechając się i popatrzył w stronę samochodu. Mój wzrok powędrował od razu za jego, kiedy drzwi samochodu się otworzyły i wysiadła z niego wysoka, ciemna brunetka.
Podniosłem się leniwie z łóżka i wyjąłem ze swojej szafy jakieś czyste ciuchy. Biorąc je pod pachę, udałem się do łazienki, gdzie załatwiłem szybki prysznic, następnie zarzuciłem na siebie ubrania i popryskałem się swoim ulubionym dezodorantem. Ostatecznie przed wyjściem przeczesałem ręką włosy i zarzuciłem na siebie czarną skórzaną kurtkę. Widziałem, że mama przyglądała mi się od kąt poszedłem do łazienki, chociaż próbowała to ukryć udając, że ogląda telewizję. Nie mogę jej tak dalej ranić, wiem o tym i muszę zrobić coś w kierunku stania się lepszym synem, chociaż w jakimś sensie. Udałem się w stronę salonu i podszedłem do fotela na którym siedziała.
- Wychodzę, nie czekaj na mnie będę około trzeciej. - Odparłem szybko, całując jej policzek i nie czekając na jej odpowiedź wybiegłem z domu.
- Wychodzę, nie czekaj na mnie będę około trzeciej. - Odparłem szybko, całując jej policzek i nie czekając na jej odpowiedź wybiegłem z domu.
. ______________ .
I o to mamy rozdział 3, który cały jest poświęcony Justinowi. Jak na razie to ostatni taki, krótki rozdział i przeznaczony tylko na jedną osobę. Takie pojawiły się ponieważ chciałam abyście bardziej poznali bohaterów, mam nadzieje, że jednak nie zraziłam was do opowiadania. Na prawdę przepraszam, że rozdziały są krótkie ale w ostatnim czasie mam zapracowane dni, lecz obiecuje, że to się zmieni, a już za tydzień będzie dłuższy. W zasadzie za tydzień mam ferie więc możliwe, że pojawią się więcej niż 2 rozdziały przez te 2 tygodnie, ale to jeszcze się zobaczy. Dziękuje za komentarze pod poprzednim i miło by było gdyby i tutaj każdy napisał komentarz z szczerą opinią. DO NN. :)
Bardzo fajny i wciągający rozdział, szkoda że krótki, ale skoro następny ma być dłuższy to trzymam Cię za słowo ;D
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać NN *_*
Czytam i czytam i powiem że extra rozdziały *.* Świetnie piszesz .. Czm on sie w to wplątał ? Cassey z bronią ?! O wow xd . Kiedy oni się spotkają ? Na tej imprezie ? Pewnie Justin się w niej od razu zakocha : 3 Czekam na NN i naprawdę dobry rozdział <3
OdpowiedzUsuńCzytam, czytam i przestać nie mogę. To opowiadanie wciąga ! Serio ! <3 nie mogę się doczekać następnego rozdziału. ;) chciałam też poinformować że nie będę wszystkich rozdziałów komentować za co na prawde bardzo przepraszam ponieważ akurat teraz mam "mało czasu"... OPOWIADANIE JEST ŚWIETNE ! <3
OdpowiedzUsuńRozdziałem nie zraziłaś , a przykułaś uwagę. Szczerze mówiąc , chyba jest to jeden z lepszych jak dotąd. Obyś trzymała poziom :) Tego Ci z całego serca życzę.
OdpowiedzUsuńCo do mamy Justina to strasznie mi jej szkoda , a troska Biebera o młodszą siostrę jest urocza. Co do wykonania zadanie JB i opisania tego przez Ciebie - FENOMENALNE !
@LetsBeMahomie
Hej. :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na pierwszy rozdział.
jedna-twarz-dwa-zycia.blogspot.com
Naprawdę*
OdpowiedzUsuńOdkąd*
:)
A poza tym świetna historia!