niedziela, 26 października 2014

Rożdział 21. W innym kierunku.



                Minęło już kilka dni odkąd tu przyjechaliśmy. Jest dobrze. Codziennie coś robimy razem, ale każdy znajdzie też chwilę dla siebie. Muszę przyznać, ze całkiem nieźle bawię się z tymi ludźmi. Po za tym uwielbiam spędzać czas w pobliżu Cassey. Przy niej czuje się lepszy. Ona sprawia, że zapominam o wszystkich męczących mnie każdego dnia problemach. Jedyny minus to Tommy, zaczyna mnie denerwować nawet bardziej niż Megan.
                - Justin, twój ruch. – Sam szturchnęła mnie w ramię, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.
                - Sorry. Już gram.
                Podniosłem kartę, którą podała mi Sammy. Po chwili zastanowienia się stwierdziłem, że do wygranej mi się ona nie przyda, więc oddałem ją siedzącemu po mojej lewej stronie Rayan’owi. Spojrzałem w stronę Cassey, która dyskretnie drapała się po nosie.
                - Kent. - Powiedziałem widząc znak dziewczyny, jednak los chciał, że w tym czasie Tom musiał powiedzieć „Stop Kent”.
                - Skąd miałeś pewność, że mamy kenta?
                - Widziałem znaki. – Syknął w moją stronę chłopak.
                - Czyżby? Ktoś tu chyba zaglądał innym w karty.
                - Ktoś zaglądał, ale na pewno nie ja.
                - Jev mógłby je bardziej zasłonić. – Uśmiechnąłem się do niego ironicznie.
                - Jev był pewny, że wszyscy grają sprawiedliwie. Po za tym ty też mógłbyś bardziej uważać, czy nikt nie patrzy.
                - Chłopaki, wrzućcie na luz. Poważnie będziecie się kłócić jak dzieci w przedszkolu o jakąś głupią grę?
                Carmen wtrąciła się w naszą wymianę zdań i żaden z nas nie powiedział już nic więcej.
Nie popatrzyłem, ani na niego, ani na Cassey, bo wiedziałem, że z gromi mnie swoim spojrzeniem. Co się dziwić, w końcu to jej przyjaciel.
                - Cieszcie się i radujcie ludzie, obiad gotowy. – Powiedziała Megan wchodzą do salonu z tacą, na której niosła talerz kanapek. Zaraz za nią wszedł do pomieszczenia Jack niosąc kolejne dwa pełne spodki.
                - Och Megan, naprawdę nie musiałaś aż tak się starać. Jestem pewny, że to danie zajęło ci mnóstwo czasu i nie mogłaś od rana wyjść z kuchni.
                - Ha ha ha. Jak taki mądry jesteś Rob to jutro ty robisz nam obiad. – Dziewczyna obdarzyła chłopaka zabójczym spojrzeniem.
                -  Z wielką chęcią. – Rob wstał ze swojego miejsca i z pełną powagą w głosie powiedział – Musicie więc wszyscy wiedzieć, że w jutrzejszym jadłospisie będzie królować kuchnia azjatycka. Więc zamówienia kto co chce z chińczyka przyjmuję do jutra do godziny pierwszej po południu. Mówił wasz nowy szef kuchni, dziękuję.
                Rob spokojnie usiadł, jak gdyby nigdy nic, a my zaczęliśmy z niego się śmiać.
                - Dobra, dobra szefie kuchni. Póki co tu królują moje kanapki, więc siedź cicho i je jedz. Smacznego. - Powiedziała Megan i wszyscy zaczęliśmy jeść nasz „obiad”.
                Kiedy każdy zjadł, rozeszliśmy się do swoich pokoi przygotować się na dzisiejszy wieczór, ponieważ mieliśmy jechać na festyn odbywający się gdzieś w okolicy. Cassey także poszła się szykować. Przepuściłem ją pierwszą do łazienki, ponieważ po pierwsze chce być dżentelmenem, a po drugie jej to zajmie trochę dłużej niż mi.
                Gdy usłyszałem, jak woda spływa po prysznicu po cichu wymknąłem się z pokoju mając nadzieję, że nie pomylę pokoju, w którym śpi Megan z jakimś innym. Na moje szczęście usłyszałem jej głos dobiegający z kuchni. Rozmawiała z kimś przez telefon, jednak kiedy zdążyłem zejść na dół ona akurat się rozłączyła.
                - Oo, to  ty Justin. Myślałam, że ktoś inny. Coś chciałeś?
                - Właściwie to tak.
                - Chodźmy do mnie do pokoju. Jack wyszedł coś zrobić przy samochodzie także tam nikt nic nie powinien słyszeć.
                Dziewczyna złapała mnie za nadgarstek i poprowadziła za sobą do jednej z sypialni w tym domu, po czym zanim zamknęła drzwi na klucz rozejrzała się po korytarzu.
                - Nie chce żeby ktoś myślał, że łączy nas coś więcej niż tylko znajomość.
                - Właśnie. Ja w sprawie tego, jak to ty nazwałaś, co „nas łączy”. Boje się, że Cassey zacznie coś podejrzewać i tak myślałem, że może bym ją gdzieś zabrał. Problem w tym, że w tej okolicy ty się orientujesz lepiej niż ja i mogłabyś mi zaproponować jakieś miejsce.
                Megan zaproponowała mi świetne miejsce i wyjaśniła, jak się do niego dostać. Szczerze mówiąc z jednej strony chciałem zabrać gdzieś Cassey nie dlatego, że się bałem, ale dlatego, że chciałem sprawić jej przyjemność. Chociaż z drugiej strony czułem strach, bo nie chciałem, żeby dowiedziała się o tym całym syfie związanym z Mattem i Megan. Gdyby się dowiedziała nigdy by mi nie wybaczyła. Nigdy bym sobie nie wybaczył.



                Gdy dojechaliśmy do miejsca w którym odbywał się festyn, każdy z nas wysiadł z van’a. Tylko Jack pojechał znaleźć miejsce do zaparkowania. Wspólnie ustaliliśmy, że za jakąś godzinę spotkamy się przy wesołym miasteczku, a póki co każdy pójdzie w swoją stronę. Ja, Cassey i Megan stwierdziliśmy, że pójdziemy po coś do picia, a potem zaczekamy na Jack’a przy jednym z rozstawionych stolików.
                - To jak? Podobają wam się nasze wspólne wakacje? – Zapytała Megan pijąc przez słomkę swoje zimne piwo z sokiem.
                - No pewnie. Nie wyobrażam sobie lepszego miejsca na wypoczynek. – Odpowiedziała jej Cessey, po czym przytuliła się do mnie. – A ty Justin co sądzisz?
                - No pewnie. Nie wyobrażam sobie lepszej osoby niż ty, z którą miałbym spędzić wakacje. – Pocałowałem ją delikatnie w usta i uśmiechnąłem się.
                - Pamiętam jak rodzice w dzieciństwie zabierali mnie tu na festyny. Nigdy nie pozwalali mi chociaż raz zjechać tamtą kolejką górką, także przygotujcie się, bo dzisiaj wy pojedziecie ze mną i za żadne skarby wam nie odpuszczę.
                Powiedziała Megan, wpatrując się w jakiś punkt za naszymi plecami. Cessey i ja spojrzeliśmy w tamtą stronę i naszym oczom ukazała się górującą nad wesołym miasteczkiem, pokręcona kolejka górska.  
                - Ty chyba żartujesz, przecież znasz mnie, Megn. Nie cierpię takich ustrojstw. Ja przecież umrę zanim jeszcze zdążę do tego wsiąść.
                - Nie panikuj Cassey. Kiedyś musisz spróbować. – Megan i ja zaśmialiśmy się widząc zaniepokojenie dziewczyny.
                - Wierzę w Ciebie. Poza tym nie pozwolę ci przecież wypaść.
                - Możliwe, ale ja już tobie nie mogę niestety zagwarantować, że po takiej przejażdżce będziesz nadal czysty, a jedzenie zostanie w moim żołądku.
                - Zaryzykuję. – Uśmiechnąłem się do niej i puściłem oczko.
                Gdy nadszedł czas razem z Cassey, Megan i Jack’iem poszliśmy w stronę wesołego miasteczka, gdzie mieliśmy się spotkać z resztą znajomych. Tommy’ego, Jev’a, Rayan’a i Rob’a zauważyliśmy przy kasie biletowej, jednak na Carmen i Sammy musieliśmy zaczekać, ponieważ dziewczyny poszyły do łazienki.
                - Na dobry początek proponuje samochodziki. – Odparła Carmen zachodzą nas od tyłu.
                - Czemu nie. To jest dobry pomysł. – Przytaknęliśmy zgodnie.
                - To ja kupię bilety, to przy okazji wezmę na kolejkę górską. – Uśmiechnęła się Megan.
               
                Wszyscy razem bawiliśmy się świetnie jeżdżąc i stukając w siebie samochodzikami. Ja i Cassey kierowaliśmy jednym autkiem. Potem na kolejce górskie było równie dobrze. Nawet Cessey przekonała się do niej pod koniec jazdy, pomimo, że na początku miała zamknięte oczy i bardzo mocno mnie ściskała. Kiedy kolejka stanęła wszyscy z niej wysiedliśmy.
                - Chodźmy może coś zjeść. – Zaproponował Rayan obejmując przy tym Carmen.
                - Czemu by nie. – Zgodziła się z nim jego dziewczyna.
                - Ja też jestem za. – Dodał Rob.
                - Proponuje zapiekanki, znam gościa co sprzedaje tu nie daleko całkiem niezłe. – Powiedział Tommy.
                - To idziemy. – Powiedziała Megan i ruszyliśmy wszyscy za Tommym.
                Idąc za rękę z Cassey zacząłem ją powoli odciągać od grupy naszych znajomych i prowadzić w innym kierunku.
                - A my idziemy gdzieś indziej Cassey.
                - Jak to gdzieś indziej? Przecież będą się o nas martwić.
                - Nie przejmuj się. Taksówka na nas już czeka. – Pocałowałem delikatnie dziewczynę w policzek, a ona spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
                - Gdzie ty chcesz jechać Justin?
                - Niespodzianka skarbie.

.________________________________________.

Cześć Wszystkim! : 3
Przepraszam, że nie dodałam rozdziału trochę wcześniej. Mam nadzieję, że wam się mimo wszystko spodobał.
Nie poprawiałam jeszcze błędów, ale postaram się to zrobić jak najszybciej.
Proszę Was zostawiajcie po sobie chociaż krótkie komentarze. Trochę smutno, że jest ich coraz mniej pod rozdziałami.
Do następnego.

sobota, 18 października 2014

Rozdział 20. Kocham Cię.



                 Obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju przez okno. Przetarłam dłońmi oczy i rozejrzałam się. Obok mnie leżał jeszcze śpiący Justin.  Na jego widok od razu się uśmiechnęłam.  Dawno nie mogłam powiedzieć że jestem szczęśliwa, lecz teraz? Szczerze czuję się jak nigdy.
                Nakrywając się trochę bardziej kołdrą, która odkrywała moje nagie ciało przysunęłam się do chłopaka. Na jego ramieniu złożyłam delikatny pocałunek, na co tylko mruknął coś niezrozumiałego. Nie zamierzałam go budzić, niech śpi.
               Założyłam na siebie szorty i koszulkę na ramiączka. Włosy związałam w koka i udałam się na dół, gdzie zastałam Megan przygotowującą sobie śniadanie.
- Hej - przywitałam się, siadając na jeden ze stołków przy kuchennym barze.
- Cześć - odpowiedziała układając kanapki na talerzu, a następnie stawiając je koło mnie. 
Usiadła na miejscu obok i posłała mi uśmiech. - Chcesz może?
- Nie dzięki, napije się tylko kawy. - Odparłam i nacisnęłam przycisk włączający czajnik, który stał na szafce obok.
- I jak się spało z Justinem? - zapytała i widziałam jak na jej twarzy pojawił się duży uśmiech.
- O to samo mogę zapytać ciebie, tylko jak z Jackiem?
- To nie nas było słychać w całym domu - spojrzała na mnie, a ja od razu poczułam jak zalewam się rumieńcami.
- Chyba nie mówisz o mnie - wstałam z miejsca i podeszłam do szafki z której wyjęłam swój kubek. Wsypałam do niego dwie łyżeczki kawy i zalałam je gorącą wodą.
- Nie wcale - zaśmiała się, ale już nic więcej nie powiedziała, a zajęła się jedzeniem śniadania.
                Cała reszta chyba nadal spała, bo nikogo nie było słychać. Cieszyłam się z jednej strony na te wakacje, ale z drugiej było mi przykro, że nie ma ze mną David'a i z tego, że moje kontakty z Megan ulegają całkowitej zmianie - na gorsze.
                Usiadłam znowu na swoje miejsce i napiłam się dużego łyka przygotowanej dawki energii.
- Kiedy będzie Tommy?
- Zaraz powinien być, dlatego wstałam wcześniej - Nim Megan skończyła mówić, usłyszałam dźwięk parkowanego samochodu na podjeździe przed domem.  
                Na samą myśl, że zaraz wejdzie tutaj mój przyjaciel ścisnęło mnie w żołądku. Ostatnio wszystko nie toczyło się po mojej myśli, wszystko psułam i nie miałam kompletnego pojęcia jak to teraz naprawić.
                Megan podeszła do drzwi, które zaraz potem się otworzyła. Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam wesołą twarz Tommy’ego, ale nie tylko jego. Koło niego stał chłopak, chłopak z naszego kręgu, ten sam co był ze mną w domu Matta Co on tu robi? Nie rozumiem.
                Stanęłam  przy drzwiach opierając się o ich framugę i patrzyłam jak chłopaki wyciągają swoje walizki. Wzrok Tommy’ego napotkał na mnie parę razy, ale on zaraz go odwracał, jakby nie chciał zaczynać ze mną dłuższego kontaktu. Nie odpuszczę mu tym razem, musimy to wyjaśnić.
                Kiedy przechodził obok mnie, złapałam jego rękę.
- Możemy pogadać? - Popatrzyłam prosto w jego oczy.
- Okej, ale poczekaj odniosę walizki do pokoju. Jev chodź za mną - krzyknął do chłopaka, który był pogrążony na dworze w rozmowie z Megan. Ona oczywiście poszła razem za nim, a ja udałam się na świeże powietrze.
                Usiadłam na huśtawce i rozmyślałam. Wokół było słychać śpiew ptaków oraz szum drzew. To było idealne miejsce na oderwanie się od miastowego życia w Nowym Jorku.
- Chodź przejdziemy się - uśmiechnął się wskazując w stronę lasu.
                Nie czekając od razu się podniosłam i udałam za nim we wskazanym wcześniej kierunku. Jego uśmiech dawał mi nadzieje, że w naszej przyjaźni nie wszystko jeszcze stracone.
                Przez parę pierwszych minut żadne z nas się nie odzywało, ale w końcu postanowiłam, że nie mogę czekać i zaczęłam pierwsza.
- Chciałam cię przeprosić. Wiem, że możliwe dawałam ci złe znaki, zaczynałam traktować jak kogoś więcej niż przyjaciela, ale na prawdę robiłam to nie świadomie. Zastanawiałam się nad tym długo i możliwe, że to przez te wszystkie wydarzenia, które zdarzyły się w ostatnim czasie. Sam wiesz, że nie było mi łatwo. Ostatni rok był chyba najgorszym w moim życiu, ciągle kłóciłam się z Mattem, a nasza ostatnia kłótnia skończyła się tragicznie. Straciłam jedną z najważniejszych osób w moim życiu i to był okropny cios. Myślę, że to jak zachowywałam się względem ciebie było spowodowane osamotnieniem, brakiem miłości, ale ja Tommy traktuje cię jak przyjaciela. Przepraszam, ale to Justin zawrócił mi w głowie i to z nim chce być, ale nie chce żeby to wpływało na naszą przyjaźń - powiedziałam na jednym wdechu, patrząc przed siebie. Nie umiałam spojrzeć mu w oczy. Nie teraz gdy mu to wszystko wyznałam i gdy mogłam go tak bardzo zranić, ale chyba było to lepsze od kłamstwa.
                Jego reakcja kompletnie mnie zaskoczyła, nie wybuchł, nie krzyczał, nie odszedł, lecz złapał moją dłoń i odwrócił mnie w swoją stronę.
- Nie przepraszaj, to nie twoja wina – zaczął na początku i drugą dłonią dotknął mojego policzka, sprawiając że od razu się uśmiechnęłam. – To była moja wina, to ja to wymusiłem i mogłem tym samym spieprzyć taką cudowną przyjaźń jaka jest między nami od dzieciństwa. Wiem, że ostatnio między tobą, a Megan nie jest kolorowo i nie chce żeby to samo spotkało nas. Jesteś dla mnie tylko przyjaciółką, albo nie tylko. Traktuje cię jak siostrę i nic od ciebie więcej nie oczekuje, to ja przepraszam i mam nadzieje, że między nami wszystko okej? – Zapytał patrząc prosto w moje oczy, lekko się uśmiechając
- Oczywiście, że wszystko okej – odwzajemniłam jego uśmiech, na co on wziął mnie mocno w swoje ramiona i okręcił parę razy wokół własnej osi śmiejąc się głośno.
- Jesteś najlepszą przyjaciółką na całym świecie! 
 
*

                Stałam na brzegu jeziora przyglądając się znajomym, którzy właśnie świetnie bawili się w wodzie.        Kiedy tak na nich patrzyłam od razu w głowie pojawiały się wspomnienia z poprzednich wakacji, a na twarzy pojawiał się uśmiech. Tak bardzo chciałabym czasami wrócić do czasów dzieciństwa i znów poczuć się tak beztrosko jak wtedy. Teraz z każdym nowym rokiem mam coraz to więcej problemów i nic nie sprawia mi takiej radości jak to było kiedyś. Pamiętam jak byliśmy mali i naszymi największym zmartwieniem było to kiedy rodzice kazali kończyć zabawę, a my próbowaliśmy ich namówić na przynajmniej piętnaście minut. A teraz ile razy chciałoby się zatrzymać lub cofnąć czas, chociaż to nigdy nie jest możliwe.
                Poczułam zimne i mokre dłonie Justina na swoich biodrach.
- O czym tak myślisz? – Zapytał nachylając się do mnie i lekko całując mój płatek ucha.
- O dzieciństwie – szepnęłam i odwróciłam się w jego stronę. Ręce splotłam na jego szyi i spojrzałam prosto w jego czekoladowe tęczówki. Aby moje i jego  oczy znajdowały się na tej samej wysokości musiałam stawać na palcach. Był wyższy o kilka centymetrów.
- Nie masz tak czasami, że chciałbyś wrócić do tamtych czasów?
- Nie za bardzo, nie miałem kolorowego dzieciństwa i nie wracam myślami do tamtego okresu.
- Musisz mieć jakieś dobre wspomnienia – szepnęłam i palcem przejechałam po jego brodzie.
- Może i jest kilka, ale na pewno bardzo mało – odparł wymijająco i objął mnie rękami w tali – Stanowczo wole ten czas. – uśmiechnął się i złączył nasze usta w pocałunku.
                Odwzajemniłam go delikatnie, nie chcąc za bardzo wczuwać się w tą sytuację przy naszych znajomych i gdy tylko odsunęliśmy się trochę od siebie zmierzwiłam ręką jego włosy.
- Masz racje jest cudownie – powiedziałam całkowicie szczerze. Chyba nigdy w życiu nie byłam zakochana jak teraz. – Ale dokończmy wieczorem jak będziemy sami, teraz muszę iść po wodę. Jest taki upał, a mi cholernie chce się pić.
- Ja pójdę i tak muszę skoczyć do łazienki – cmoknął mnie w sam środek czoła i posyłając uśmiech, zabrał ręce z mojej tali, a następnie udałam się w stronę wyjścia z plaży.

Justin.

Wszedłem do domku i na sam początek udałem się do kuchni. Usiadłem na jednym z krzeseł przy stole i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Upewniłem się, że na pewno nikogo nie ma i wybrałem numer Alison.  Wiedziałem, że dobijała się do mnie prze ostatnie parę godzin, ale nie mogłem odebrać przy Cassey. Nigdy nie popełnił bym, aż takiej gafy. Czekając, aż odbierze bawiłem się zapalniczką, którą ktoś zostawił na stole i patrzyłem się pusto przed siebie. Ta cała sytuacja była już trochę przytłaczająca.
- Kto to do mnie dzwoni? Mój książę postanowił się odezwać? Gdzie to zapisać, co? – Zaczęła na sam początek i po jej głosie i sarkazmie jaki do mnie kierowała, było widać, że jest nieźle wkurwiona.  
- Miłe powitanie. Dzięki, skarbie - odparłem, ale w myślach dobrze wiedziałem, że należy mi się niezły opieprz. Nigdy jej tak nie traktowałem, a teraz nasz związek idzie w całkowicie dziwnym kierunku.
- Nie żartuj sobie idioto, dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonów? Nawet nie wiesz jak się martwiłam.
- Mam dużo pracy - powiedziałem. Nie zamierzam jej przepraszać, bo to i tak nie miałoby sensu.
- Dzwonie tylko na chwile. Nie mam zbytnio czasy, ale jak tylko wrócę obiecuje jestem twój.
- Nie żartuj sobie Justin. Od ostatnich paru miesięcy między nami nic się nie układa. Wydaje mi się, że to już nie ma sensu.  Czuje, że ty już do mnie nic nie czujesz. – mówiła coraz cichszym głosem, a nie chciałem żeby teraz wybuchła mi płaczem. Może i sam nie wiem czy nadal coś do niej czuje, czy kiedykolwiek czułem, ale muszę ją uspokoić.
- Ali proszę nie zaczynaj – powiedziałem krótko. – Posłuchaj mnie uważnie Kocham Cię, ale naprawdę ostatnio nam się nie przelewa i muszę dbać o moją rodzinę. Jak tylko to się skończy, wszystko będzie jak dawniej, wierzysz mi? – Zapytałem.
- Trzymam cię za słowo i oczywiście też Cię Kocham.    
                Rozłączyłem się i telefon z powrotem wrzuciłem do kieszeni moich spodenek.  Chwile posiedziałem jeszcze na krześle myśląc o tym wszystkim i kiedy się ogarnąłem, podniosłem się z miejsca i podszedłem do lodówki. Wyjąłem z niej zimną butelkę wody dla Cas, aby nie zapomnieć jej kiedy będę wychodzić i postawiłem ją na stole. 
                Udałem się do łazienki, ale kiedy miałem już wejść po schodach na górę, zauważyłem uchylone drzwi od pokoju Tomm’yego. To ca zauważyłem zdziwiło mnie całkowicie i jestem pewien, że  w tamtym momencie moje szczęka znajdowała się na podłodze.
                Na łóżku leżał przyjaciel Cassey, ale nie sam, lecz z Jevem, tym gościem który z nim przyjechał. Od początku wiedziałem, że między nimi jest coś nie tak. Ale tego nigdy bym się nie spodziewał, jednak to była prawda, widziałem to przecież na własne oczy.
                Tommy leżał na łóżku, a obok niego Jev. Ręka tego pierwszego znajdowała się na dolnej części pleców drugiego, a ich usta była złączone w namiętnym pocałunku.

                                                                *

                Siedziałem wieczorem na huśtawce wraz z Cassey. Opierała głowę na moich kolanach i przeglądała jedną ze swoich gazet, czasem czytając mi jakieś najświeższe plotki, czy co jest modne tego sezonu. Nie interesowało mnie to za bardzo, ale starałem się tego po sobie nie pokazać, w końcu i tak nie mam co do robienia, jak wszyscy są zajęci tylko sobą.
                Za drzwi naszego domku wychyliła się głowa Megan. Ta laska jest taka pociągająca, że czasami zazdroszczę Matt’owi, że jest jego, ale kiedy przypomnę sobie jaka jest puszczalska to mi przechodzi.
- Cass pomożesz mi z kolacją? – Zawołała, na co moja dziewczyna oczywiście nic innego, ale się zgodziła. Teraz naprawdę będę się nudził.
- Niedługo wrócę – uśmiechnęła się i wstała z huśtawki i gazeta odłożyła obok mnie.
- A buziak dla mnie na do widzenia? – zapytałem unosząc jedną brew, na co ona od razu się zaśmiała.
- Przecież zaraz wrócę.
- Ale ja będę tęsknił – odparłem i nastawiłem w jej stronę  policzek. – Czekam księżniczko.
                Dziewczyna nachyliła się w moją stronę i kiedy chciała złożyć na moim policzku lekkiego buziaka, przekręciłem głowę i złączyłem nasze usta.
- Tak dużo lepiej – uśmiechnąłem się kiedy Cassey oderwała się ode mnie i pokręciła rozbawiona głową.
                Chwilę później zniknęła za drzwiami wejściowymi i zostałem na podwórku sam. Oparłem się wygodnie i patrzyłem na chmury szybko przemieszczające się po jeszcze jasnym niebie. Nie było mi jednak dane posiedzieć dłużej samemu, ponieważ po chwili drzwi zamknęły się z hukiem, a na ganku pojawił się nie kto inny jak Tommy. Widać było wkurzenie na jego twarzy, a do kogo kierowane? Z tego, że kieruje się w moją stronę, to zgaduje, że do mnie.
- Musimy pogadać – warknął przechodząc koło mnie i udał się w kierunku garażu, w  którym stał zaparkowany jego samochód.
                Nie wiedząc o co mu chodzi i tak podniosłem się i ruszyłem za nim.
- O co chodzi? – Zapytałem, kiedy on upewnił się, że nikt nas nie słyszy.
- Wiem już wszystko idioto – powiedział patrząc prosto w moje oczy z okropną wściekłością.
- To znaczy co wiesz? – udawałem, że to mnie nie rusza, ale w środku czułem zdenerwowanie. On nie mógł się dowiedzieć to nie możliwe.
- O tym, że pracujesz dla Matta i Megan to samo – podszedł do mnie o jeden krok za blisko i popchnął mnie na ścianę. – Myślisz, że dam ci skrzywdzić Cassey? Nie wiem co zamierzasz zrobić, ale nie dopuszczę do tego. Ona za chwile się o tym dowie! – Krzyknął, ale w tej samej chwili w mojej  głowie pojawił się plan.
- Nie był bym tego taki pewien – uśmiechnąłem się cwano.
- O co ci chodzi? – Zapytał i zauważyłem zmieszanie w jego oczach.
- Naprawdę chcesz, żeby każdy dowiedział się, że sypiasz z facetami? Naprawdę tego chcesz?
- Nie zrobisz tego – pokręcił głową i oddalił się o niecały metr.
- Może i nie zrobię, ale dobrze wiesz czego ty wtedy nie zrobisz – odparłem i w tej chwili byłem pewny. On jest już mój.



._____________. 

TADADADADDA X DD Mamy rozdział 20 :) Podoba się? Mam nadzieje, że tak bo trochę nad nim siedziałam.
Będę wdzięczna jeśli zostawicie po sobie ślad w postaci komentarzy i może polecanie naszego opowiadana? :)


sobota, 11 października 2014

Rozdział 19. Talent.



               Podróżowaliśmy van’em ojca Mega, więc cała nasza  ósemka spokojnie się zmieściła. Jechałam ja, Justin, Rob, Sammy, Carmen, Rayan, Megan i jej nowy chłopak- Jack. Mówi się, że w grupie raźniej, a mimo to ja czułam się po prostu tragicznie. Było mi smutno, że Justin nie zamienił ze mną ani słowa. Gadał ze wszystkimi i za każdym razem, kiedy próbowałam się włączyć do rozmowy, on milkł. Stwierdziłam więc, że do końca drogi nie będę nic mówić. Spoglądałam w okno mając ochotę już wrócić do domu i rozpłakać się w poduszkę. Pocieszał mnie jedynie fakt,  że podczas tego wyjazdu Megan nie będzie mogła migdalić się do Justina, bo przecież jest tu z nami jej ukochany. Chociaż z drugiej strony to ona- dziewczyna, która nie wie co to są uczucia i bardziej przywiązuje się do tandetnej torebki niż człowieka. Megan to zołza.
              
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie zatrzymujący się samochód.  W pierwszym momencie pomyślałam, że już dotarliśmy na miejsce, jednak była to tylko stacja benzynowa.
                - Dobra. To Jack zatankuje, a ja skoczę po coś do picia. Idziesz ze mną Cassey? – Odezwała się piskliwym głosikiem, siedząca na przednim siedzeniu Megan.
               
- Wiesz, ja zaczekam w samochodzie. Jakoś nie chce mi się wysiadać. – Uśmiechnęłam się do niej jak najmilej potrafiłam.
                - No jak wolisz. To może ty Sammy ze mną pójdziesz?
               
-Mogę iść. Ale ty Rob chodź ze mną, bo oczywiście musiałeś zapomnieć wcześniej kupić.
               
Sammy spojrzała znacząco na Rob’a i wyszli z auta. Zaraz za nimi wysiedli Carmen z Rayan i udali się w stronę łazienek. Ja zostałam sama z Justin’em. Kiedy popatrzyłam na niego miałam nadzieję, że coś powie. On jednak także wyszedł z samochodu i staną obok. Z kieszeni wyciągnął paczkę fajek, a następnie podpalił sobie jednego papierosa.
               
Po chwili bicia się z myślami stwierdziłam, że tak dłużej nie może być. Podeszłam do niego i delikatnie położyłam swoją dłoń na jego ramieniu. Nie chciałam ani trochę się z nim kłócić. Postanowiłam wszystko wyjaśnić na spokojnie. Przemknęłam ślinę i  cicho odezwałam się jako pierwsza:
               
- Justin, co się dzieje?
               
Nie odpowiadał. Staliśmy tak przez długą chwile, która jak dla mnie ciągnęła się w nieskończoność. Nie wiele brakowało, żebym się rozkleiła. Justin rzucił peta na ziemie i przydeptał go. Poczułam ulgę, gdy jego ciepła ręka powoli chwyciła moją. Chłopak popatrzył mi w oczy. Ciężko mi było stwierdzić co czuje. Sprawiał wrażenie jakby z jednej strony wiedział co chce powiedzieć, a z drugiej nie wie jak ma to powiedzieć.
               
- Przepraszam.
               
Odezwał się do mnie po raz pierwszy dzisiejszego dnia. Poczułam jak kamień spadł mi z serca. Wtuliłam się bardzo mocno w jego pachnące ciało, a on objął mnie swoimi ramionami. Nie chciałam, żeby zauważył łzy w moich oczach. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo za nim tęskniłam. Nie spodziewałam się, że mogę tak bardzo tęsknić za kimkolwiek.
               
- Justin, nie rób mi tak więcej. Chce żebyś do mnie mówił. Cokolwiek. Nie chce żebyś był na mnie zły. Nawet nie wiem co ja takiego zrobiłam..
               
- Przepraszam cię. Nie zrobię. Obiecuję ci Cassey. Nawet nie wiesz jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Nie byłem zły na ciebie. Jestem zły na siebie. Nie wiem co mam ci powiedzieć. Nigdy nie czułem czegoś tak silnego do drugiej osoby. Nie chce cię stracić. Czuję się jak ostatni idiota, że cię tak potraktowałem. Kocham cię Cassey.
               
Czułam jak Justin się stresuje, jak jego mięśnie się napinają. Czułam, że się boi co teraz zrobię. Byłam w szoku. Nigdy bym nie pomyślała, że nie odzywał się do mnie cały dzień, bo nie wie jak mi to powiedzieć.
               
- Justin, ja ciebie też kocham. – Szepnęłam i czule zaczęłam całować go w usta.
               
Całowaliśmy się tak nie mogąc się od siebie oderwać. Justin przejeżdżał dłonią po moich plecach, podczas gdy ja dotykałam rękami jego umięśnionego brzucha. Kiedy nie mogliśmy już złapać oddechu i nasze usta się rozłączyły w tą piękną chwile wkroczyła ze swoją  wielką dupą i jeszcze większym ego Megan, która mimo starań nie mogła ukryć w swoim głosie zazdrości.
               
- No proszę, proszę. Nasze gołąbeczki znów razem, jak milutko. Ale radzę wam wsiąść, bo inaczej będziecie szli na piechotę.
               
Nie miałam najmniejszej ochoty wdawać się z nią w jakąkolwiek rozmowę, więc wsiadłam do samochodu. Zajęłam swoje miejsce na samym tyle i czekałam na chłopaka. Jednak zanim wsiadł uśmiechnęłam się triumfalnie słysząc jego słowa kierowane do Megan.
               
- A to ciekawe, bo nawet ja nie wiedziałem, że się rozstaliśmy, a wydaje mi się, że powinienem o tym wiedzieć najlepiej.
               
Justin siadł obok i objął mnie ręką. Położyłam głowę na jego torsie i patrzyłam na jego uroczy uśmiech, czekoladowe oczy, słodki nosek i gęste włosy. Każdy facet może mu jedynie pozazdrościć takiej urody. On jest cudowny pod każdym względem, nie tylko wyglądu.
               
Jack wrzucił do bagażnika kupione napoje oraz jedzenie i wsiadł na miejsce kierowcy. Mieliśmy już odjeżdżać , jednak Carmen i Rayan’a jeszcze nie było.
               
- Gdzie oni właściwie poszli? – Zapytał Rob.
               
- Nie wiem, zadzwonię do nich. – Odparła Sammy wyciągając telefon z kieszeni. – Hej, gdzie wy jesteście? Jedziemy już. Co? Ej Carmen co ci się dzieje? Ktoś cię napadł? Czemu tak dyszysz? Rozłączyła się.
               
- Chyba im przerwałaś zwiedzanie toalety.
               
Justin zaśmiał się i wszyscy biorąc z niego przykład spojrzeliśmy w stronę toalet i wybuchliśmy śmiechem. Carmen z Rayan’em wychodzili z jednej łazienki. Carmen miała na głowie związanego na szybko, nieudanego koka, natomiast Rayan dopiero zakładał koszulkę.
               
Oboje wpadli do samochodu źli. Carmen spojrzała groźnie na Sammy.
               
- Powiedziałaś, że już jedziecie, a jak zdążyłam zauważyć samochód nadal stoi w tym samym miejscu co wcześniej.
                - No bo zamierzaliśmy już odjechać,
ale stwierdziliśmy, że jednak zaczekamy na was. - Powiedziała lekko speszona dziewczyna.
                - Ja natomiast zdążyłem zauważyć, że ktoś tutaj nie zdołał się jeszcze ogarnąć po dzikim seksie w kiblu. - Zaśmiał się Rob i puścił oczko do Carmen.
                - Dajcie spokój i się nie kłóćcie. Carmen, ja rozumiem, że macie potrzeby, ale ta droga jest męcząca i jestem pewna, że ty też chcesz być na miejscu.
                - I robić to na wygodnym łóżku.
- Dokończył za mnie Justin i wszyscy się zaśmialiśmy. Nawet Carmen puściły trochę nerwy i tylko teatralnie przewróciła oczami.


                Poczułam jak Justin delikatnie potrząsa moim ciałem mówiąc, żebym się obudziła
. Powoli otworzyłam oczy i się do niego uśmiechnęłam, a następnie delikatnie go pocałowałam.
                - O co chodzi? Dojechaliśmy?
                - Tak Cassey. Zaraz będziesz mogła pospać, tylko pozwól, że najpierw dasz mi wstać, bo ktoś musi wnieść nasze rzeczy na górę.
                - Ech.. Szkoda, bo jesteś taki wygodny. - Cicho zachichotałam i powoli z niego zeszłam.
               Wysiadłam z van'a przed chłopakiem i moim oczom ukazał się piękny widok. Wielkie jezioro z piaszczystą plażą otoczone gęstym latem. Do tego wszystkiego ta cisza zakłócana tylko przez śpiew ptaków. To było idealne miejsce na odpoczynek od Nowego Jorku oraz całego tego zgiełku i hałasu panującego w nim. Wciągnęłam głęboko powietrze do płuc myśląc o tym, że w drodze byłam pewna, że to będą najgorsze wakacje w całym moim życiu, a jednak okazuje się, że jest świetnie.
                Odwróciłam się w stronę chłopaka i jego widok mnie rozbawił. Justin koniecznie chciał zabrać dwie moje torby plus swoją naraz. Problem w tym, że ciągle jedna z nich spadała mu i musiał się po nią zatrzymywać. Podbiegłam do niego i wzięłam jedną walizkę.
                - Dałbym sobie rade.
               
- Jane, jasne.
                - Naprawdę. Daj mi tą torbę, ja ją wniosę.
                - Daj spokój siłaczu, przecież ziemia nie zatrzyma się w miejscu jak c
i pomogę. Zaśmiałam się i puściłam do niego oczko, a następnie ruszyłam w stronę letniego domku Megan, który tak jak się spodziewałam okazał się willą.
                Wszyscy zajęli j
uż pokoje, więc ja i Justin nie mieliśmy za dużego wyboru. Chociaż mimo to nie mieliśmy na co narzekać. Została nam jedna, znajdujący się na poddaszu sypialnia z małym balkonikiem, z którego widać całe jezioro.
                Było już po godzinie szóstej wieczorem. Gdy chłopak sprawnie i szybko rozpakował się, wziął prysznic i założył świeże ubranie ja nadal znajdowałam się przy wyjmowaniu swoich rzeczy z torby. Uzgodniliśmy więc
, że on pójdzie z chłopakami po drzewo na ognisko, a ja w tym czasie się ogarnę.
                Kiedy układałam ubrania w szafie ktoś zapukał do drzwi.

                - Można?
                - Pewnie Sammy, wejdź.
                - Muszę z tobą koniecznie porozmawiać, bo trochę się stresuje
.
                - Oczywiście. Mów o co chodzi, postaram się ci pomóc.
                Podczas gdy ja nadal zajmowałam się walizkami Sammy zaczęła mi się zwierzać. Przyjaciółka stresowała się, bo czuje, że Rob chce zrobić krok dalej. Uspokoiłam ją tłumacząc, że wszystko będzie dobrze i nie ma czym się przejmować. Na koniec powiedziałam jej, że jeśli by ją skrzywdził to wtedy będzie musiał skonfrontować się ze mną i na pewno nie będzie to dla niego przyjemne
.
                Kiedy Sammy poszła, naszykowałam sobie strój na wieczór, wzięłam czystą bieliznę i poszłam się umyć. Postanowiłam wziąć szybki prysznic.
                Po spłukaniu odżywki z włosów powoli wyciągnęłam rękę po ręcznik. Gdy nigdzie nie mogłam go wymacać powoli wychyliłam spod prysznica głowę i zaczęłam się rozglądać.
               - Cholera. - Zaklęłam pod nosem uświadamiając sobie, że nie wzięłam z torby ręcznika.                 Mokra powoli podeszłam do drzwi i zaczęłam przysłuchiwać się, czy Justina przypadkiem nie ma w pokoju. Nic nie było słychać. Już traciłam nadzieje, gdy nagle rozległ się dźwięk chlapiących drzwi.
                - Justin, to ty? - Spytałam, obawiają się, że to nie on.

                - Tak to ja. Długo będziesz jeszcze w łazience?
                - Nie.. Mam prośbę. Mógłbyś mi podać ręcznik z torby.                Usłyszałam jego słodki śmiech, który w tym momencie ani trochę mi się nie podobał.
                - To nie śmieszne! Jestem mokra.

                -
Już ci podaje ręcznik, tylko otwórz drzwi.
                - Ale masz nie podglądać. Zasłoń oczy
.
                - Dobrze.
                Słyszałam jak powstrzymuje śmiech. Cóż, może i mnie widział już nago, ale to nie znaczy, że mam mu świecić swoim gołym tyłkiem na każdym kroku. Niech nawet sobie nie myśli, że będę tak robić.
               
Powoli otworzyłam drzwi i spojrzałam na niego przez szparkę. Rzeczywiście zasłonił oczy. Już miałam mu szybko zabrać ręcznik. Już wyciągnęłam rękę, gdy nagle złapał mnie i przyciągnął do siebie. Poczułam się zawstydzona. Byłam pewna, że koloru na moich policzkach mógłby pozazdrościć nie jeden burak.
                Justin spojrzał na mnie i mnie pocałował. Po czym powiedział:
                 - Jesteś piękna
.
                Popatrzyłam mu głęboko w oczy i delikatnie go pocałowałam, a kiedy chciał odwzajemnić pocałunek, zabrałam ręcznik i szybko schowałam się do łazienki.
                - A ty jesteś świnia, miałeś mieć zamknięte oczy. - Oboje się zaśmialiśmy.
                - To widzimy się na dole przy ognisku, pośpiesz się skarbie
.
                Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam wycierać swoje ciało. Następnie rozczesałam włosy, założyłam ubranie i posmarowałam usta błyszczykiem, a rzęsy tuszem. Jak już się ogarnęłam byłam gotowa zejść na dół.


               
Wychodząc z domku natknęłam się na Sammy i Carmen. Ucieszyłam się, bo myślałam, że wyszykowałam się jako ostatnia. Razem z dziewczynami dołączyłyśmy do chłopaków, którzy najwidoczniej już trochę na nas czekali, bo ich kiełbaski zdążyły się upiec.
                - No w końcu dziewczyny. Już miałem iść sprawdzić, czy nie utknęłyście w łazience. - Powiedział na nasz widok Rayan, na co Jack i Rob, a w szczególności
Justin zaśmiali się.
                - Muszę przyznać, że daliście sobie radę. - Odparłam patrząc na jedzenie i napoje rozstawione na dużym drewnianym stole.
                -To co
, może napijemy się czegoś chłodnego? - Spytała dołączając do nas Megan.
                W jednej ręce niosła dwie butelki schłodzonej wó
dki, a w drugiej na tacy niosła plastikowe kubeczki i kieliszki. Jak zwykle była ubrana w za małą na nią sukienkę i dwunastocentymetrowe szpilki. Do butów właściwie nic nie miałam, ale kto bierze tak wysokie obcasy nad jezioro.
                - Oczywiście. Ty to wiesz jak uszczęśliwić mężczyznę.
- Uśmiechnął się Rayan, a Carmen dyskretnie walnęła go w plecy.
                - Masz Jack, polej nam. W końcu trzeba świętować, bo lato ma tylko trzy miesiące.

                Jack posłusznie wziął od niej tace i wódkę, a następnie wszystkim polał po równo.
                - No to pijemy.
                Rob klasnął w dłonie, po czym wziął dwa kieliszki, dla siebie i Sam. Zaraz za nim wszyscy również je wzięli.
                - A więc zdrowie Meg, gdyby nie ona nie byłoby nas tu. - Powiedział Jack, na co wszyscy przytaknęli
i wypili trunek.
                - To jak Justin, może nam coś zagrasz i pochwalisz się jak ślicznie śpiewasz? Cassey na pewno często słucha twojego cudnego głosu.
                 Megan spojrzała na mnie i się uśmiechnęła, a ja myślałam, że się porzygam. Jak ja po prostu nie cierpię jej. Niby jest moją przyjaciółką, ale zachowuje się jak podła żmija. Odnoszę wrażenie, że zrobiłaby wszystko żeby tylko mnie wkurzyć.
Ale tak właściwie, czemu ona wie, że Justin ma ładnie śpiewa, a ja go nigdy nie słyszałam? Poczułam jak coś mnie zakuło w sercu. Zrobiło mi się z tego powodu smutno, ale mimo wszystko postanowiłam, że dzisiejszego wieczoru nie pokażę Megan, że sprawia mi ból. Nie dam jej tej satysfakcji.                - Miałem nadzieje, że jednak nie będę musiał tego robić.                - Oj Już daj spokój. Idź już lepiej do auta po gitarę. - Megan zamrugała uroczo oczami.
                - To zaraz wrócę.
- Justin odchodząc pocałował mnie lekko w policzek.
                Gdy chłopak wrócił z gitarą wszyscy siedliśmy na grubych pniach położonych wokół ogniska jako ławki. Ja zajęłam miejsce obok Justina. Było blisko, żeby i Megan siedziała
obok niego, ale na szczęście zdążył on przy swoim drugim boku położyć futerał na gitarę.
                - Mam nadzieje, że słoń ci na ucho nie nadepną. - Zaśmiał się Rob polewając znowu wszystkim.

                Justin uśmiechnął się tylko do niego i zaczął powoli i płynnie grać pierwsze nuty na swojej gitarze. Uśmiechnęłam się, bo zaczął śpiewać jedną z moich ulubionych piosenek Lil
Wayne'a. Delikatnie oparłam się o jego ramię tak, żeby mu nie przeszkadzać i przymknęłam oczy. Z jego ust zaczęły wychodzić pierwsze słowa. Justin śpiewał tak płynnie, tak cudownie. Każdy jego dźwięk był tak naturalny. Nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby ktoś potrafił tak pięknie śpiewać. Mogłabym go słuchać w nieskończoność.



.________________________________________________________.

Cześć Wam. : 3
Z góry chciałam Was wszystkich bardzo przeprosić za to, że tak długo nie dodawałam rozdziału.
Wiem, że mogło się pojawić dużo błędów/powtórzeń, więc za nie też przepraszam.
Mam nadzieje, że rozdział się spodobał. Bardzo proszę was o komentarze, one naprawdę motywują. 
Do następnego!