sobota, 11 października 2014

Rozdział 19. Talent.



               Podróżowaliśmy van’em ojca Mega, więc cała nasza  ósemka spokojnie się zmieściła. Jechałam ja, Justin, Rob, Sammy, Carmen, Rayan, Megan i jej nowy chłopak- Jack. Mówi się, że w grupie raźniej, a mimo to ja czułam się po prostu tragicznie. Było mi smutno, że Justin nie zamienił ze mną ani słowa. Gadał ze wszystkimi i za każdym razem, kiedy próbowałam się włączyć do rozmowy, on milkł. Stwierdziłam więc, że do końca drogi nie będę nic mówić. Spoglądałam w okno mając ochotę już wrócić do domu i rozpłakać się w poduszkę. Pocieszał mnie jedynie fakt,  że podczas tego wyjazdu Megan nie będzie mogła migdalić się do Justina, bo przecież jest tu z nami jej ukochany. Chociaż z drugiej strony to ona- dziewczyna, która nie wie co to są uczucia i bardziej przywiązuje się do tandetnej torebki niż człowieka. Megan to zołza.
              
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie zatrzymujący się samochód.  W pierwszym momencie pomyślałam, że już dotarliśmy na miejsce, jednak była to tylko stacja benzynowa.
                - Dobra. To Jack zatankuje, a ja skoczę po coś do picia. Idziesz ze mną Cassey? – Odezwała się piskliwym głosikiem, siedząca na przednim siedzeniu Megan.
               
- Wiesz, ja zaczekam w samochodzie. Jakoś nie chce mi się wysiadać. – Uśmiechnęłam się do niej jak najmilej potrafiłam.
                - No jak wolisz. To może ty Sammy ze mną pójdziesz?
               
-Mogę iść. Ale ty Rob chodź ze mną, bo oczywiście musiałeś zapomnieć wcześniej kupić.
               
Sammy spojrzała znacząco na Rob’a i wyszli z auta. Zaraz za nimi wysiedli Carmen z Rayan i udali się w stronę łazienek. Ja zostałam sama z Justin’em. Kiedy popatrzyłam na niego miałam nadzieję, że coś powie. On jednak także wyszedł z samochodu i staną obok. Z kieszeni wyciągnął paczkę fajek, a następnie podpalił sobie jednego papierosa.
               
Po chwili bicia się z myślami stwierdziłam, że tak dłużej nie może być. Podeszłam do niego i delikatnie położyłam swoją dłoń na jego ramieniu. Nie chciałam ani trochę się z nim kłócić. Postanowiłam wszystko wyjaśnić na spokojnie. Przemknęłam ślinę i  cicho odezwałam się jako pierwsza:
               
- Justin, co się dzieje?
               
Nie odpowiadał. Staliśmy tak przez długą chwile, która jak dla mnie ciągnęła się w nieskończoność. Nie wiele brakowało, żebym się rozkleiła. Justin rzucił peta na ziemie i przydeptał go. Poczułam ulgę, gdy jego ciepła ręka powoli chwyciła moją. Chłopak popatrzył mi w oczy. Ciężko mi było stwierdzić co czuje. Sprawiał wrażenie jakby z jednej strony wiedział co chce powiedzieć, a z drugiej nie wie jak ma to powiedzieć.
               
- Przepraszam.
               
Odezwał się do mnie po raz pierwszy dzisiejszego dnia. Poczułam jak kamień spadł mi z serca. Wtuliłam się bardzo mocno w jego pachnące ciało, a on objął mnie swoimi ramionami. Nie chciałam, żeby zauważył łzy w moich oczach. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo za nim tęskniłam. Nie spodziewałam się, że mogę tak bardzo tęsknić za kimkolwiek.
               
- Justin, nie rób mi tak więcej. Chce żebyś do mnie mówił. Cokolwiek. Nie chce żebyś był na mnie zły. Nawet nie wiem co ja takiego zrobiłam..
               
- Przepraszam cię. Nie zrobię. Obiecuję ci Cassey. Nawet nie wiesz jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Nie byłem zły na ciebie. Jestem zły na siebie. Nie wiem co mam ci powiedzieć. Nigdy nie czułem czegoś tak silnego do drugiej osoby. Nie chce cię stracić. Czuję się jak ostatni idiota, że cię tak potraktowałem. Kocham cię Cassey.
               
Czułam jak Justin się stresuje, jak jego mięśnie się napinają. Czułam, że się boi co teraz zrobię. Byłam w szoku. Nigdy bym nie pomyślała, że nie odzywał się do mnie cały dzień, bo nie wie jak mi to powiedzieć.
               
- Justin, ja ciebie też kocham. – Szepnęłam i czule zaczęłam całować go w usta.
               
Całowaliśmy się tak nie mogąc się od siebie oderwać. Justin przejeżdżał dłonią po moich plecach, podczas gdy ja dotykałam rękami jego umięśnionego brzucha. Kiedy nie mogliśmy już złapać oddechu i nasze usta się rozłączyły w tą piękną chwile wkroczyła ze swoją  wielką dupą i jeszcze większym ego Megan, która mimo starań nie mogła ukryć w swoim głosie zazdrości.
               
- No proszę, proszę. Nasze gołąbeczki znów razem, jak milutko. Ale radzę wam wsiąść, bo inaczej będziecie szli na piechotę.
               
Nie miałam najmniejszej ochoty wdawać się z nią w jakąkolwiek rozmowę, więc wsiadłam do samochodu. Zajęłam swoje miejsce na samym tyle i czekałam na chłopaka. Jednak zanim wsiadł uśmiechnęłam się triumfalnie słysząc jego słowa kierowane do Megan.
               
- A to ciekawe, bo nawet ja nie wiedziałem, że się rozstaliśmy, a wydaje mi się, że powinienem o tym wiedzieć najlepiej.
               
Justin siadł obok i objął mnie ręką. Położyłam głowę na jego torsie i patrzyłam na jego uroczy uśmiech, czekoladowe oczy, słodki nosek i gęste włosy. Każdy facet może mu jedynie pozazdrościć takiej urody. On jest cudowny pod każdym względem, nie tylko wyglądu.
               
Jack wrzucił do bagażnika kupione napoje oraz jedzenie i wsiadł na miejsce kierowcy. Mieliśmy już odjeżdżać , jednak Carmen i Rayan’a jeszcze nie było.
               
- Gdzie oni właściwie poszli? – Zapytał Rob.
               
- Nie wiem, zadzwonię do nich. – Odparła Sammy wyciągając telefon z kieszeni. – Hej, gdzie wy jesteście? Jedziemy już. Co? Ej Carmen co ci się dzieje? Ktoś cię napadł? Czemu tak dyszysz? Rozłączyła się.
               
- Chyba im przerwałaś zwiedzanie toalety.
               
Justin zaśmiał się i wszyscy biorąc z niego przykład spojrzeliśmy w stronę toalet i wybuchliśmy śmiechem. Carmen z Rayan’em wychodzili z jednej łazienki. Carmen miała na głowie związanego na szybko, nieudanego koka, natomiast Rayan dopiero zakładał koszulkę.
               
Oboje wpadli do samochodu źli. Carmen spojrzała groźnie na Sammy.
               
- Powiedziałaś, że już jedziecie, a jak zdążyłam zauważyć samochód nadal stoi w tym samym miejscu co wcześniej.
                - No bo zamierzaliśmy już odjechać,
ale stwierdziliśmy, że jednak zaczekamy na was. - Powiedziała lekko speszona dziewczyna.
                - Ja natomiast zdążyłem zauważyć, że ktoś tutaj nie zdołał się jeszcze ogarnąć po dzikim seksie w kiblu. - Zaśmiał się Rob i puścił oczko do Carmen.
                - Dajcie spokój i się nie kłóćcie. Carmen, ja rozumiem, że macie potrzeby, ale ta droga jest męcząca i jestem pewna, że ty też chcesz być na miejscu.
                - I robić to na wygodnym łóżku.
- Dokończył za mnie Justin i wszyscy się zaśmialiśmy. Nawet Carmen puściły trochę nerwy i tylko teatralnie przewróciła oczami.


                Poczułam jak Justin delikatnie potrząsa moim ciałem mówiąc, żebym się obudziła
. Powoli otworzyłam oczy i się do niego uśmiechnęłam, a następnie delikatnie go pocałowałam.
                - O co chodzi? Dojechaliśmy?
                - Tak Cassey. Zaraz będziesz mogła pospać, tylko pozwól, że najpierw dasz mi wstać, bo ktoś musi wnieść nasze rzeczy na górę.
                - Ech.. Szkoda, bo jesteś taki wygodny. - Cicho zachichotałam i powoli z niego zeszłam.
               Wysiadłam z van'a przed chłopakiem i moim oczom ukazał się piękny widok. Wielkie jezioro z piaszczystą plażą otoczone gęstym latem. Do tego wszystkiego ta cisza zakłócana tylko przez śpiew ptaków. To było idealne miejsce na odpoczynek od Nowego Jorku oraz całego tego zgiełku i hałasu panującego w nim. Wciągnęłam głęboko powietrze do płuc myśląc o tym, że w drodze byłam pewna, że to będą najgorsze wakacje w całym moim życiu, a jednak okazuje się, że jest świetnie.
                Odwróciłam się w stronę chłopaka i jego widok mnie rozbawił. Justin koniecznie chciał zabrać dwie moje torby plus swoją naraz. Problem w tym, że ciągle jedna z nich spadała mu i musiał się po nią zatrzymywać. Podbiegłam do niego i wzięłam jedną walizkę.
                - Dałbym sobie rade.
               
- Jane, jasne.
                - Naprawdę. Daj mi tą torbę, ja ją wniosę.
                - Daj spokój siłaczu, przecież ziemia nie zatrzyma się w miejscu jak c
i pomogę. Zaśmiałam się i puściłam do niego oczko, a następnie ruszyłam w stronę letniego domku Megan, który tak jak się spodziewałam okazał się willą.
                Wszyscy zajęli j
uż pokoje, więc ja i Justin nie mieliśmy za dużego wyboru. Chociaż mimo to nie mieliśmy na co narzekać. Została nam jedna, znajdujący się na poddaszu sypialnia z małym balkonikiem, z którego widać całe jezioro.
                Było już po godzinie szóstej wieczorem. Gdy chłopak sprawnie i szybko rozpakował się, wziął prysznic i założył świeże ubranie ja nadal znajdowałam się przy wyjmowaniu swoich rzeczy z torby. Uzgodniliśmy więc
, że on pójdzie z chłopakami po drzewo na ognisko, a ja w tym czasie się ogarnę.
                Kiedy układałam ubrania w szafie ktoś zapukał do drzwi.

                - Można?
                - Pewnie Sammy, wejdź.
                - Muszę z tobą koniecznie porozmawiać, bo trochę się stresuje
.
                - Oczywiście. Mów o co chodzi, postaram się ci pomóc.
                Podczas gdy ja nadal zajmowałam się walizkami Sammy zaczęła mi się zwierzać. Przyjaciółka stresowała się, bo czuje, że Rob chce zrobić krok dalej. Uspokoiłam ją tłumacząc, że wszystko będzie dobrze i nie ma czym się przejmować. Na koniec powiedziałam jej, że jeśli by ją skrzywdził to wtedy będzie musiał skonfrontować się ze mną i na pewno nie będzie to dla niego przyjemne
.
                Kiedy Sammy poszła, naszykowałam sobie strój na wieczór, wzięłam czystą bieliznę i poszłam się umyć. Postanowiłam wziąć szybki prysznic.
                Po spłukaniu odżywki z włosów powoli wyciągnęłam rękę po ręcznik. Gdy nigdzie nie mogłam go wymacać powoli wychyliłam spod prysznica głowę i zaczęłam się rozglądać.
               - Cholera. - Zaklęłam pod nosem uświadamiając sobie, że nie wzięłam z torby ręcznika.                 Mokra powoli podeszłam do drzwi i zaczęłam przysłuchiwać się, czy Justina przypadkiem nie ma w pokoju. Nic nie było słychać. Już traciłam nadzieje, gdy nagle rozległ się dźwięk chlapiących drzwi.
                - Justin, to ty? - Spytałam, obawiają się, że to nie on.

                - Tak to ja. Długo będziesz jeszcze w łazience?
                - Nie.. Mam prośbę. Mógłbyś mi podać ręcznik z torby.                Usłyszałam jego słodki śmiech, który w tym momencie ani trochę mi się nie podobał.
                - To nie śmieszne! Jestem mokra.

                -
Już ci podaje ręcznik, tylko otwórz drzwi.
                - Ale masz nie podglądać. Zasłoń oczy
.
                - Dobrze.
                Słyszałam jak powstrzymuje śmiech. Cóż, może i mnie widział już nago, ale to nie znaczy, że mam mu świecić swoim gołym tyłkiem na każdym kroku. Niech nawet sobie nie myśli, że będę tak robić.
               
Powoli otworzyłam drzwi i spojrzałam na niego przez szparkę. Rzeczywiście zasłonił oczy. Już miałam mu szybko zabrać ręcznik. Już wyciągnęłam rękę, gdy nagle złapał mnie i przyciągnął do siebie. Poczułam się zawstydzona. Byłam pewna, że koloru na moich policzkach mógłby pozazdrościć nie jeden burak.
                Justin spojrzał na mnie i mnie pocałował. Po czym powiedział:
                 - Jesteś piękna
.
                Popatrzyłam mu głęboko w oczy i delikatnie go pocałowałam, a kiedy chciał odwzajemnić pocałunek, zabrałam ręcznik i szybko schowałam się do łazienki.
                - A ty jesteś świnia, miałeś mieć zamknięte oczy. - Oboje się zaśmialiśmy.
                - To widzimy się na dole przy ognisku, pośpiesz się skarbie
.
                Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam wycierać swoje ciało. Następnie rozczesałam włosy, założyłam ubranie i posmarowałam usta błyszczykiem, a rzęsy tuszem. Jak już się ogarnęłam byłam gotowa zejść na dół.


               
Wychodząc z domku natknęłam się na Sammy i Carmen. Ucieszyłam się, bo myślałam, że wyszykowałam się jako ostatnia. Razem z dziewczynami dołączyłyśmy do chłopaków, którzy najwidoczniej już trochę na nas czekali, bo ich kiełbaski zdążyły się upiec.
                - No w końcu dziewczyny. Już miałem iść sprawdzić, czy nie utknęłyście w łazience. - Powiedział na nasz widok Rayan, na co Jack i Rob, a w szczególności
Justin zaśmiali się.
                - Muszę przyznać, że daliście sobie radę. - Odparłam patrząc na jedzenie i napoje rozstawione na dużym drewnianym stole.
                -To co
, może napijemy się czegoś chłodnego? - Spytała dołączając do nas Megan.
                W jednej ręce niosła dwie butelki schłodzonej wó
dki, a w drugiej na tacy niosła plastikowe kubeczki i kieliszki. Jak zwykle była ubrana w za małą na nią sukienkę i dwunastocentymetrowe szpilki. Do butów właściwie nic nie miałam, ale kto bierze tak wysokie obcasy nad jezioro.
                - Oczywiście. Ty to wiesz jak uszczęśliwić mężczyznę.
- Uśmiechnął się Rayan, a Carmen dyskretnie walnęła go w plecy.
                - Masz Jack, polej nam. W końcu trzeba świętować, bo lato ma tylko trzy miesiące.

                Jack posłusznie wziął od niej tace i wódkę, a następnie wszystkim polał po równo.
                - No to pijemy.
                Rob klasnął w dłonie, po czym wziął dwa kieliszki, dla siebie i Sam. Zaraz za nim wszyscy również je wzięli.
                - A więc zdrowie Meg, gdyby nie ona nie byłoby nas tu. - Powiedział Jack, na co wszyscy przytaknęli
i wypili trunek.
                - To jak Justin, może nam coś zagrasz i pochwalisz się jak ślicznie śpiewasz? Cassey na pewno często słucha twojego cudnego głosu.
                 Megan spojrzała na mnie i się uśmiechnęła, a ja myślałam, że się porzygam. Jak ja po prostu nie cierpię jej. Niby jest moją przyjaciółką, ale zachowuje się jak podła żmija. Odnoszę wrażenie, że zrobiłaby wszystko żeby tylko mnie wkurzyć.
Ale tak właściwie, czemu ona wie, że Justin ma ładnie śpiewa, a ja go nigdy nie słyszałam? Poczułam jak coś mnie zakuło w sercu. Zrobiło mi się z tego powodu smutno, ale mimo wszystko postanowiłam, że dzisiejszego wieczoru nie pokażę Megan, że sprawia mi ból. Nie dam jej tej satysfakcji.                - Miałem nadzieje, że jednak nie będę musiał tego robić.                - Oj Już daj spokój. Idź już lepiej do auta po gitarę. - Megan zamrugała uroczo oczami.
                - To zaraz wrócę.
- Justin odchodząc pocałował mnie lekko w policzek.
                Gdy chłopak wrócił z gitarą wszyscy siedliśmy na grubych pniach położonych wokół ogniska jako ławki. Ja zajęłam miejsce obok Justina. Było blisko, żeby i Megan siedziała
obok niego, ale na szczęście zdążył on przy swoim drugim boku położyć futerał na gitarę.
                - Mam nadzieje, że słoń ci na ucho nie nadepną. - Zaśmiał się Rob polewając znowu wszystkim.

                Justin uśmiechnął się tylko do niego i zaczął powoli i płynnie grać pierwsze nuty na swojej gitarze. Uśmiechnęłam się, bo zaczął śpiewać jedną z moich ulubionych piosenek Lil
Wayne'a. Delikatnie oparłam się o jego ramię tak, żeby mu nie przeszkadzać i przymknęłam oczy. Z jego ust zaczęły wychodzić pierwsze słowa. Justin śpiewał tak płynnie, tak cudownie. Każdy jego dźwięk był tak naturalny. Nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby ktoś potrafił tak pięknie śpiewać. Mogłabym go słuchać w nieskończoność.



.________________________________________________________.

Cześć Wam. : 3
Z góry chciałam Was wszystkich bardzo przeprosić za to, że tak długo nie dodawałam rozdziału.
Wiem, że mogło się pojawić dużo błędów/powtórzeń, więc za nie też przepraszam.
Mam nadzieje, że rozdział się spodobał. Bardzo proszę was o komentarze, one naprawdę motywują. 
Do następnego!

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam te opowiadanie a rozdział jest ekstra:D

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział jest genialny!
    nie mogę się doczekać kolejnego sjkdfhn <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dovrze ze się pogodzili..świetnie
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  4. pogodzili się <3
    świetny rozdział, kocham to opowiadanie :)
    a Megan to suka, strasznie mnie denerwuje....
    @saaalvame

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej super rozdział :) ie lubię tej Megan mam wrażenie ze ona cos Odwali / @Vejtaszewska

    OdpowiedzUsuń
  6. łał! superowy rozdział! ja chce jeszcze! (:

    OdpowiedzUsuń