niedziela, 26 października 2014

Rożdział 21. W innym kierunku.



                Minęło już kilka dni odkąd tu przyjechaliśmy. Jest dobrze. Codziennie coś robimy razem, ale każdy znajdzie też chwilę dla siebie. Muszę przyznać, ze całkiem nieźle bawię się z tymi ludźmi. Po za tym uwielbiam spędzać czas w pobliżu Cassey. Przy niej czuje się lepszy. Ona sprawia, że zapominam o wszystkich męczących mnie każdego dnia problemach. Jedyny minus to Tommy, zaczyna mnie denerwować nawet bardziej niż Megan.
                - Justin, twój ruch. – Sam szturchnęła mnie w ramię, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.
                - Sorry. Już gram.
                Podniosłem kartę, którą podała mi Sammy. Po chwili zastanowienia się stwierdziłem, że do wygranej mi się ona nie przyda, więc oddałem ją siedzącemu po mojej lewej stronie Rayan’owi. Spojrzałem w stronę Cassey, która dyskretnie drapała się po nosie.
                - Kent. - Powiedziałem widząc znak dziewczyny, jednak los chciał, że w tym czasie Tom musiał powiedzieć „Stop Kent”.
                - Skąd miałeś pewność, że mamy kenta?
                - Widziałem znaki. – Syknął w moją stronę chłopak.
                - Czyżby? Ktoś tu chyba zaglądał innym w karty.
                - Ktoś zaglądał, ale na pewno nie ja.
                - Jev mógłby je bardziej zasłonić. – Uśmiechnąłem się do niego ironicznie.
                - Jev był pewny, że wszyscy grają sprawiedliwie. Po za tym ty też mógłbyś bardziej uważać, czy nikt nie patrzy.
                - Chłopaki, wrzućcie na luz. Poważnie będziecie się kłócić jak dzieci w przedszkolu o jakąś głupią grę?
                Carmen wtrąciła się w naszą wymianę zdań i żaden z nas nie powiedział już nic więcej.
Nie popatrzyłem, ani na niego, ani na Cassey, bo wiedziałem, że z gromi mnie swoim spojrzeniem. Co się dziwić, w końcu to jej przyjaciel.
                - Cieszcie się i radujcie ludzie, obiad gotowy. – Powiedziała Megan wchodzą do salonu z tacą, na której niosła talerz kanapek. Zaraz za nią wszedł do pomieszczenia Jack niosąc kolejne dwa pełne spodki.
                - Och Megan, naprawdę nie musiałaś aż tak się starać. Jestem pewny, że to danie zajęło ci mnóstwo czasu i nie mogłaś od rana wyjść z kuchni.
                - Ha ha ha. Jak taki mądry jesteś Rob to jutro ty robisz nam obiad. – Dziewczyna obdarzyła chłopaka zabójczym spojrzeniem.
                -  Z wielką chęcią. – Rob wstał ze swojego miejsca i z pełną powagą w głosie powiedział – Musicie więc wszyscy wiedzieć, że w jutrzejszym jadłospisie będzie królować kuchnia azjatycka. Więc zamówienia kto co chce z chińczyka przyjmuję do jutra do godziny pierwszej po południu. Mówił wasz nowy szef kuchni, dziękuję.
                Rob spokojnie usiadł, jak gdyby nigdy nic, a my zaczęliśmy z niego się śmiać.
                - Dobra, dobra szefie kuchni. Póki co tu królują moje kanapki, więc siedź cicho i je jedz. Smacznego. - Powiedziała Megan i wszyscy zaczęliśmy jeść nasz „obiad”.
                Kiedy każdy zjadł, rozeszliśmy się do swoich pokoi przygotować się na dzisiejszy wieczór, ponieważ mieliśmy jechać na festyn odbywający się gdzieś w okolicy. Cassey także poszła się szykować. Przepuściłem ją pierwszą do łazienki, ponieważ po pierwsze chce być dżentelmenem, a po drugie jej to zajmie trochę dłużej niż mi.
                Gdy usłyszałem, jak woda spływa po prysznicu po cichu wymknąłem się z pokoju mając nadzieję, że nie pomylę pokoju, w którym śpi Megan z jakimś innym. Na moje szczęście usłyszałem jej głos dobiegający z kuchni. Rozmawiała z kimś przez telefon, jednak kiedy zdążyłem zejść na dół ona akurat się rozłączyła.
                - Oo, to  ty Justin. Myślałam, że ktoś inny. Coś chciałeś?
                - Właściwie to tak.
                - Chodźmy do mnie do pokoju. Jack wyszedł coś zrobić przy samochodzie także tam nikt nic nie powinien słyszeć.
                Dziewczyna złapała mnie za nadgarstek i poprowadziła za sobą do jednej z sypialni w tym domu, po czym zanim zamknęła drzwi na klucz rozejrzała się po korytarzu.
                - Nie chce żeby ktoś myślał, że łączy nas coś więcej niż tylko znajomość.
                - Właśnie. Ja w sprawie tego, jak to ty nazwałaś, co „nas łączy”. Boje się, że Cassey zacznie coś podejrzewać i tak myślałem, że może bym ją gdzieś zabrał. Problem w tym, że w tej okolicy ty się orientujesz lepiej niż ja i mogłabyś mi zaproponować jakieś miejsce.
                Megan zaproponowała mi świetne miejsce i wyjaśniła, jak się do niego dostać. Szczerze mówiąc z jednej strony chciałem zabrać gdzieś Cassey nie dlatego, że się bałem, ale dlatego, że chciałem sprawić jej przyjemność. Chociaż z drugiej strony czułem strach, bo nie chciałem, żeby dowiedziała się o tym całym syfie związanym z Mattem i Megan. Gdyby się dowiedziała nigdy by mi nie wybaczyła. Nigdy bym sobie nie wybaczył.



                Gdy dojechaliśmy do miejsca w którym odbywał się festyn, każdy z nas wysiadł z van’a. Tylko Jack pojechał znaleźć miejsce do zaparkowania. Wspólnie ustaliliśmy, że za jakąś godzinę spotkamy się przy wesołym miasteczku, a póki co każdy pójdzie w swoją stronę. Ja, Cassey i Megan stwierdziliśmy, że pójdziemy po coś do picia, a potem zaczekamy na Jack’a przy jednym z rozstawionych stolików.
                - To jak? Podobają wam się nasze wspólne wakacje? – Zapytała Megan pijąc przez słomkę swoje zimne piwo z sokiem.
                - No pewnie. Nie wyobrażam sobie lepszego miejsca na wypoczynek. – Odpowiedziała jej Cessey, po czym przytuliła się do mnie. – A ty Justin co sądzisz?
                - No pewnie. Nie wyobrażam sobie lepszej osoby niż ty, z którą miałbym spędzić wakacje. – Pocałowałem ją delikatnie w usta i uśmiechnąłem się.
                - Pamiętam jak rodzice w dzieciństwie zabierali mnie tu na festyny. Nigdy nie pozwalali mi chociaż raz zjechać tamtą kolejką górką, także przygotujcie się, bo dzisiaj wy pojedziecie ze mną i za żadne skarby wam nie odpuszczę.
                Powiedziała Megan, wpatrując się w jakiś punkt za naszymi plecami. Cessey i ja spojrzeliśmy w tamtą stronę i naszym oczom ukazała się górującą nad wesołym miasteczkiem, pokręcona kolejka górska.  
                - Ty chyba żartujesz, przecież znasz mnie, Megn. Nie cierpię takich ustrojstw. Ja przecież umrę zanim jeszcze zdążę do tego wsiąść.
                - Nie panikuj Cassey. Kiedyś musisz spróbować. – Megan i ja zaśmialiśmy się widząc zaniepokojenie dziewczyny.
                - Wierzę w Ciebie. Poza tym nie pozwolę ci przecież wypaść.
                - Możliwe, ale ja już tobie nie mogę niestety zagwarantować, że po takiej przejażdżce będziesz nadal czysty, a jedzenie zostanie w moim żołądku.
                - Zaryzykuję. – Uśmiechnąłem się do niej i puściłem oczko.
                Gdy nadszedł czas razem z Cassey, Megan i Jack’iem poszliśmy w stronę wesołego miasteczka, gdzie mieliśmy się spotkać z resztą znajomych. Tommy’ego, Jev’a, Rayan’a i Rob’a zauważyliśmy przy kasie biletowej, jednak na Carmen i Sammy musieliśmy zaczekać, ponieważ dziewczyny poszyły do łazienki.
                - Na dobry początek proponuje samochodziki. – Odparła Carmen zachodzą nas od tyłu.
                - Czemu nie. To jest dobry pomysł. – Przytaknęliśmy zgodnie.
                - To ja kupię bilety, to przy okazji wezmę na kolejkę górską. – Uśmiechnęła się Megan.
               
                Wszyscy razem bawiliśmy się świetnie jeżdżąc i stukając w siebie samochodzikami. Ja i Cassey kierowaliśmy jednym autkiem. Potem na kolejce górskie było równie dobrze. Nawet Cessey przekonała się do niej pod koniec jazdy, pomimo, że na początku miała zamknięte oczy i bardzo mocno mnie ściskała. Kiedy kolejka stanęła wszyscy z niej wysiedliśmy.
                - Chodźmy może coś zjeść. – Zaproponował Rayan obejmując przy tym Carmen.
                - Czemu by nie. – Zgodziła się z nim jego dziewczyna.
                - Ja też jestem za. – Dodał Rob.
                - Proponuje zapiekanki, znam gościa co sprzedaje tu nie daleko całkiem niezłe. – Powiedział Tommy.
                - To idziemy. – Powiedziała Megan i ruszyliśmy wszyscy za Tommym.
                Idąc za rękę z Cassey zacząłem ją powoli odciągać od grupy naszych znajomych i prowadzić w innym kierunku.
                - A my idziemy gdzieś indziej Cassey.
                - Jak to gdzieś indziej? Przecież będą się o nas martwić.
                - Nie przejmuj się. Taksówka na nas już czeka. – Pocałowałem delikatnie dziewczynę w policzek, a ona spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
                - Gdzie ty chcesz jechać Justin?
                - Niespodzianka skarbie.

.________________________________________.

Cześć Wszystkim! : 3
Przepraszam, że nie dodałam rozdziału trochę wcześniej. Mam nadzieję, że wam się mimo wszystko spodobał.
Nie poprawiałam jeszcze błędów, ale postaram się to zrobić jak najszybciej.
Proszę Was zostawiajcie po sobie chociaż krótkie komentarze. Trochę smutno, że jest ich coraz mniej pod rozdziałami.
Do następnego.

6 komentarzy:

  1. ooo...ciekawe gdzie ją zabierze *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zawsze zajebisty <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdzial!!!!:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. wow wow wow wow !
    ekstra rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział... mam nadzieje ze Cassey nie długo dowie sie prawdy
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń