Justin
Postawiłem
talerz z kanapkami na stole i usiadłem na krześle.
- Jaxon! Kanapki gotowe – krzyknąłem do brata, biorąc do ręki szklankę z wodą.
Miałem dzisiaj okropny dzień, ale co mogę na to poradzić. Od rana siedzę z dzieciakami, mamy jeszcze nie ma, a za pół godziny jestem umówiony z Ali. Postanowiłem zakończyć nasz związek. Zrozumiałem, że naprawdę kocham Cassey i nie chce dłużej bawić się w to udawanie, tylko nie wiem co jeszcze zrobić z Mattem.
- Justin, mogę zjeść przed telewizorem? – Zapytał mój brat wchodząc do kuchni.
- Młody, nie. Dobrze wiesz co mama myśli na ten temat. Siadaj do stołu i tutaj jedz.
- No okej - powiedział niby smutny, ale gdy tylko usiadł na krześle i zaczął jeść kanapki na jego twarzy pojawił się duży uśmiech. – Wiesz, że jutro idziemy do Zoo?
- Naprawdę? – Zapytałem udając radość, chociaż wątpię że mi się udało. Tak naprawdę ciągle myślałem o tym co się wydarzy za niecałe pół godziny i trochę martwiłem się tym, że mamy jeszcze nie ma. Dziwnie wyjdzie jak się spóźnię.
- Tak. Mama obiecała i zobaczymy tygrysy. Będzie fajnie – Uśmiechnął się w moją stronę.
- No na pewno. Gdzie ta mama? – Zapytałem sam siebie i wstałem od stołu.
Podszedłem do drzwi od pokoju siostry i uchyliłem drzwi.
- Jazzy, mama mówiła coś, że się spóźni czy nie?
- Mi nic nie mówiła, jak chcesz mogę popilnować Jaxon'a .
- Tak, na pewno. Mama by mnie zabiła, gdybym zostawił was samych. Dzięki – odparłem i odwróciłem się w stronę kuchni, gdzie już nie było ani brata, ani kanapek.
- Jaxon! Mówiłem, że przed telewizorem się nie je – miałem już iść do niego, kiedy usłyszałem otwierane drzwi. W końcu.
- Jestem – odezwała się mama wchodząc do środka.
- Mamo dobrze, że jesteś – powiedziałem wchodząc do korytarza.
– Jaxon nakarmiony, Jazzy nie chciała jeść, wszystko jest okej, więc wychodzę – dałem jej buziaka w policzek i założyłem na nogi swoje nowe buty.
- Cześć synku, też się cieszę że cię widzę. A mogę przynajmniej wiedzieć gdzie wychodzisz? Myślałam, że spędzimy te popołudnie razem.
- Umówiłem się z Alison, będę wieczorem. – Uśmiechnąłem się i nie czekając na jej odpowiedź wyszedłem z mieszkania.
Kiedy byłem na ulicy spojrzałem na zegarek, zostało mi jeszcze dziesięć minut. Zdążę.
- Jaxon! Kanapki gotowe – krzyknąłem do brata, biorąc do ręki szklankę z wodą.
Miałem dzisiaj okropny dzień, ale co mogę na to poradzić. Od rana siedzę z dzieciakami, mamy jeszcze nie ma, a za pół godziny jestem umówiony z Ali. Postanowiłem zakończyć nasz związek. Zrozumiałem, że naprawdę kocham Cassey i nie chce dłużej bawić się w to udawanie, tylko nie wiem co jeszcze zrobić z Mattem.
- Justin, mogę zjeść przed telewizorem? – Zapytał mój brat wchodząc do kuchni.
- Młody, nie. Dobrze wiesz co mama myśli na ten temat. Siadaj do stołu i tutaj jedz.
- No okej - powiedział niby smutny, ale gdy tylko usiadł na krześle i zaczął jeść kanapki na jego twarzy pojawił się duży uśmiech. – Wiesz, że jutro idziemy do Zoo?
- Naprawdę? – Zapytałem udając radość, chociaż wątpię że mi się udało. Tak naprawdę ciągle myślałem o tym co się wydarzy za niecałe pół godziny i trochę martwiłem się tym, że mamy jeszcze nie ma. Dziwnie wyjdzie jak się spóźnię.
- Tak. Mama obiecała i zobaczymy tygrysy. Będzie fajnie – Uśmiechnął się w moją stronę.
- No na pewno. Gdzie ta mama? – Zapytałem sam siebie i wstałem od stołu.
Podszedłem do drzwi od pokoju siostry i uchyliłem drzwi.
- Jazzy, mama mówiła coś, że się spóźni czy nie?
- Mi nic nie mówiła, jak chcesz mogę popilnować Jaxon'a .
- Tak, na pewno. Mama by mnie zabiła, gdybym zostawił was samych. Dzięki – odparłem i odwróciłem się w stronę kuchni, gdzie już nie było ani brata, ani kanapek.
- Jaxon! Mówiłem, że przed telewizorem się nie je – miałem już iść do niego, kiedy usłyszałem otwierane drzwi. W końcu.
- Jestem – odezwała się mama wchodząc do środka.
- Mamo dobrze, że jesteś – powiedziałem wchodząc do korytarza.
– Jaxon nakarmiony, Jazzy nie chciała jeść, wszystko jest okej, więc wychodzę – dałem jej buziaka w policzek i założyłem na nogi swoje nowe buty.
- Cześć synku, też się cieszę że cię widzę. A mogę przynajmniej wiedzieć gdzie wychodzisz? Myślałam, że spędzimy te popołudnie razem.
- Umówiłem się z Alison, będę wieczorem. – Uśmiechnąłem się i nie czekając na jej odpowiedź wyszedłem z mieszkania.
Kiedy byłem na ulicy spojrzałem na zegarek, zostało mi jeszcze dziesięć minut. Zdążę.
Cassey.
Siedziałam
na kanapie w salonie i przeskakiwałam z kanału na kanał. Ciągle myślałam o
Tommym, nie chciałam się z nim kłócić, ale też nie mogłam zrozumieć, dlaczego
on mi to robi. Byłam zła na siebie, ale
też na niego. A ta złość rozdzierała mnie od środka.
Moje przemyślenia przerwał dźwięk telefonu. Niechętnie podniosłam się i sięgnęłam po komórkę, która leżała na stole.
- Słucham? – Zapytałam nawet nie patrząc kto dzwoni.
- Cassey? Przyjedź proszę jak najszybciej.
- Tommy? Żartujesz sobie? - Zapytałam i teraz żałowałam, że nie spojrzałam kto dzwoni. Nie miałam najmniejszej ochoty w tej chwili z nim rozmawiać.
- Proszę cię to ważne. Możesz być za chwilę u mnie? – Słyszałam w jego głosie nadzieje na to, abym się zgodziła.
Nie ma co, trzeba stanąć twarzą w twarz ze swoim strachem. Musimy wszystko wyjaśnić sobie na spokojnie.
- Okej. Zaraz będę.
- Pośpiesz się.
Chwilę później stałam przed drzwiami mieszkania moich przyjaciół. Gdy już miałam nacisnąć dzwonek drzwi się otworzyły.
- Jeszcze zdążyłaś – odparł Tommy i pociągnął mnie za rękę do środka.
Przez pierwszą chwilę nie wiedziałam o co mu chodzi, ale kiedy zamknął drzwi usłyszałam głośne krzyki roznoszące się po domu.
- Myślałam, że coś dla ciebie znaczę! A ty co bawiłeś się moimi uczuciami tak? Tylko tyle dla ciebie znaczyłam? Byłam zabawką, która miała przybliżyć cię do Cassey tak?! Byłam taka naiwna.
- A co ty sobie myślałaś? Że ja cię kocham? Liczyło się tylko dojście do tej suki, no i może jeszcze zabawa.
Gdy zrozumiałam kto wypowiedział te słowa, aż zrobiło mi się słabo. Myślałam, że zemdleje. To nie mogła byś prawda.
- I co teraz mnie tak po prostu zostawisz tak?! Tylko przez to, że jestem w ciąży?! Idiota, ale nie myśl sobie, że będę nadal trzymała te twoje sekrety i kryła Justina. Wszystko wyjdzie na jaw!
- Nie jesteś mi już potrzebna i nie boje się ciebie. Zapomnij! – Głos Matta rozniósł się po całym mieszkaniu i usłyszałam kroki zbliżające się w naszą stronę.
Moje serce biło niesamowicie mocno, nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Tommy miał racje, oni wszyscy knuli przeciwko mnie.
Kolejny raz w przeciągu kilku minut poczułam mocne szarpnięcie i zostałam wciągnięta do pokoju obok. Chłopak zamknął drzwi i stanął cicho opierając się o nie. Nic się nie odzywałam, wiedziałam, że tam za ścianą znajduje się mój największy wróg, nawet jeszcze większy niż myślałam jakieś pół godziny wcześniej. Teraz zniszczył wszystko, wszystko co miało dla mnie jakiś większy sens.
Staliśmy tak z Tommy’m patrząc na siebie w ciszy. Nie umiałam nic z siebie wydusić, nie mogłam uwierzyć po prostu w to co usłyszałam chwile wcześniej. Czekałam, aż Matt opuści to mieszkanie i będę mogła uciec jak najdalej od ludzi, chciałam być sama chociaż wiedziałam, że jest to niemożliwe.
W chwili gdy chłopak chciał coś powiedzieć usłyszeliśmy mocne trzaśnięcie drzwiami, a następnie huk spadających rzeczy gdzieś na górze. Megan musiała być załamana, ale na pewno nie tak jak ja. Moja najlepsza przyjaciółka i mój prawie chłopak działali przeciwko mnie, a ja tak głupio im wierzyłam.
- Tommy, ja przepraszam. Naprawdę przepraszam – szepnęłam załamana patrząc na mojego przyjaciela. Wiedziałam, że za chwile cała zaleje się łzami, bo twarz chłopaka powoli robiła się rozmazana.
- Cassey nie przepraszaj, musisz być teraz silna rozumiesz. Musisz raz na zawsze zerwać kontakt z Justinem i musisz dać mi sobie pomóc. Cassey słyszysz mnie? – Zapytał kładąc swoje dłonie na moich ramionach, patrząc prosto w moje oczy.
Nie potrafiłam nic odpowiedzieć, więc tylko pokiwałam głową i wtuliłam się w jego ciało.
Byłam tak cholernie na siebie zła. Jako jedyny był wobec mnie szczery i lojalny, a ja tak źle go potraktowałam i uwierzyłam tym, co tak naprawdę działali w przeciwnej drużynie. Jestem taką idiotką.
- Zawiozę cię do niego.
- Co? – Odsunęłam się od niego. – Nie, Tommy ja nie mam ochoty go widzieć – powiedziałam szybko wystraszona. Jak ja mogłam teraz spojrzeć na niego, przecież ja oddałam mu się cała, pokochałam go, a on się tylko mną bawił. Teraz najchętniej zniknęłabym z tego świata.
- No co? Powiesz mu wszystko prosto w twarz. Nie możesz pokazać im, że jesteś słaba rozumiesz?
Może i on miał racje. Justin bawił się mną cały czas, ale nie mogę pozwolić mu na to nawet minuty dłużej. Lepiej, żebym zakończyła to od razu.
- Niech będzie, ale potem chce od razu do domu.
- No jasne, a teraz chodź zanim Megan nas zobaczy. Potem sam się z nią rozprawię – powiedział i złapał moją dłoń.
Moje przemyślenia przerwał dźwięk telefonu. Niechętnie podniosłam się i sięgnęłam po komórkę, która leżała na stole.
- Słucham? – Zapytałam nawet nie patrząc kto dzwoni.
- Cassey? Przyjedź proszę jak najszybciej.
- Tommy? Żartujesz sobie? - Zapytałam i teraz żałowałam, że nie spojrzałam kto dzwoni. Nie miałam najmniejszej ochoty w tej chwili z nim rozmawiać.
- Proszę cię to ważne. Możesz być za chwilę u mnie? – Słyszałam w jego głosie nadzieje na to, abym się zgodziła.
Nie ma co, trzeba stanąć twarzą w twarz ze swoim strachem. Musimy wszystko wyjaśnić sobie na spokojnie.
- Okej. Zaraz będę.
- Pośpiesz się.
Chwilę później stałam przed drzwiami mieszkania moich przyjaciół. Gdy już miałam nacisnąć dzwonek drzwi się otworzyły.
- Jeszcze zdążyłaś – odparł Tommy i pociągnął mnie za rękę do środka.
Przez pierwszą chwilę nie wiedziałam o co mu chodzi, ale kiedy zamknął drzwi usłyszałam głośne krzyki roznoszące się po domu.
- Myślałam, że coś dla ciebie znaczę! A ty co bawiłeś się moimi uczuciami tak? Tylko tyle dla ciebie znaczyłam? Byłam zabawką, która miała przybliżyć cię do Cassey tak?! Byłam taka naiwna.
- A co ty sobie myślałaś? Że ja cię kocham? Liczyło się tylko dojście do tej suki, no i może jeszcze zabawa.
Gdy zrozumiałam kto wypowiedział te słowa, aż zrobiło mi się słabo. Myślałam, że zemdleje. To nie mogła byś prawda.
- I co teraz mnie tak po prostu zostawisz tak?! Tylko przez to, że jestem w ciąży?! Idiota, ale nie myśl sobie, że będę nadal trzymała te twoje sekrety i kryła Justina. Wszystko wyjdzie na jaw!
- Nie jesteś mi już potrzebna i nie boje się ciebie. Zapomnij! – Głos Matta rozniósł się po całym mieszkaniu i usłyszałam kroki zbliżające się w naszą stronę.
Moje serce biło niesamowicie mocno, nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Tommy miał racje, oni wszyscy knuli przeciwko mnie.
Kolejny raz w przeciągu kilku minut poczułam mocne szarpnięcie i zostałam wciągnięta do pokoju obok. Chłopak zamknął drzwi i stanął cicho opierając się o nie. Nic się nie odzywałam, wiedziałam, że tam za ścianą znajduje się mój największy wróg, nawet jeszcze większy niż myślałam jakieś pół godziny wcześniej. Teraz zniszczył wszystko, wszystko co miało dla mnie jakiś większy sens.
Staliśmy tak z Tommy’m patrząc na siebie w ciszy. Nie umiałam nic z siebie wydusić, nie mogłam uwierzyć po prostu w to co usłyszałam chwile wcześniej. Czekałam, aż Matt opuści to mieszkanie i będę mogła uciec jak najdalej od ludzi, chciałam być sama chociaż wiedziałam, że jest to niemożliwe.
W chwili gdy chłopak chciał coś powiedzieć usłyszeliśmy mocne trzaśnięcie drzwiami, a następnie huk spadających rzeczy gdzieś na górze. Megan musiała być załamana, ale na pewno nie tak jak ja. Moja najlepsza przyjaciółka i mój prawie chłopak działali przeciwko mnie, a ja tak głupio im wierzyłam.
- Tommy, ja przepraszam. Naprawdę przepraszam – szepnęłam załamana patrząc na mojego przyjaciela. Wiedziałam, że za chwile cała zaleje się łzami, bo twarz chłopaka powoli robiła się rozmazana.
- Cassey nie przepraszaj, musisz być teraz silna rozumiesz. Musisz raz na zawsze zerwać kontakt z Justinem i musisz dać mi sobie pomóc. Cassey słyszysz mnie? – Zapytał kładąc swoje dłonie na moich ramionach, patrząc prosto w moje oczy.
Nie potrafiłam nic odpowiedzieć, więc tylko pokiwałam głową i wtuliłam się w jego ciało.
Byłam tak cholernie na siebie zła. Jako jedyny był wobec mnie szczery i lojalny, a ja tak źle go potraktowałam i uwierzyłam tym, co tak naprawdę działali w przeciwnej drużynie. Jestem taką idiotką.
- Zawiozę cię do niego.
- Co? – Odsunęłam się od niego. – Nie, Tommy ja nie mam ochoty go widzieć – powiedziałam szybko wystraszona. Jak ja mogłam teraz spojrzeć na niego, przecież ja oddałam mu się cała, pokochałam go, a on się tylko mną bawił. Teraz najchętniej zniknęłabym z tego świata.
- No co? Powiesz mu wszystko prosto w twarz. Nie możesz pokazać im, że jesteś słaba rozumiesz?
Może i on miał racje. Justin bawił się mną cały czas, ale nie mogę pozwolić mu na to nawet minuty dłużej. Lepiej, żebym zakończyła to od razu.
- Niech będzie, ale potem chce od razu do domu.
- No jasne, a teraz chodź zanim Megan nas zobaczy. Potem sam się z nią rozprawię – powiedział i złapał moją dłoń.
Siedziałam na miejscu pasażera i w ciszy wpatrywałam się w
mijające budynki. Byliśmy coraz bliżej jego domu, a moje serce biło coraz
mocniej. Teraz zrozumiałam, że naprawdę go pokochałam i to tak jak jeszcze
nigdy nikogo. Stał się dla mnie jedną z najważniejszych osób, zaraz po moich
rodzicach. Myślałam, uwierzyłam mu, że on mnie też pokochał, a on. On po prostu perfidnie kłamał prosto w
moje oczy.
- Jesteśmy – powiedział Tommy, kiedy zaparkował przed domem Justina. – Chcesz abym poszedł z tobą?
- Nie, załatwię to sama – szepnęłam i otworzyłam drzwi.
Stanęłam na chwilę na środku chodnika i patrzyłam się w stronę drzwi. Bałam się cholernie, bałam się go zobaczyć, bo wiedziałam, że mogłabym nie wytrzymać i po prostu wybuchnąć płaczem. Ale muszę być silna, nie mogę okazać skruchy.
Wyprostowałam się, otarłam ręką oczy i pewnym krokiem ruszyłam w stronę wejścia. Stojąc już na najwyższym stopniu, nacisnęłam dzwonek i czekałam, aż drzwi się otworzą.
Chwilę później stanęła przede mną kobieta.
- Dzień dobry. Jest może Justin? – Zapytałam, próbując zapanować nad swoim głosem.
- Dzień dobry. Oczywiście, wejdź.
- Dziękuje – odparłam i uśmiechnęłam się delikatnie do niej. Weszłam do środka, a następnie zdjęłam buty.
- Jest w swoim pokoju, tamte drzwi – Wskazała ręką.
Nie czekając dłużej ruszyłam do niego, a kobieta wróciła raczej do swoich poprzednich czynności. Czułam się nie zręcznie wiedząc, że jego rodzina może nas usłyszeć, ale nie mogłam się teraz tym przejmować. Musiałam załatwić sprawę raz na zawsze.
Biorąc głęboki oddech otworzyłam drzwi od jego pokoju i weszłam do środka. Chłopak w tym samym momencie odwrócił się w moją stronę i zauważyłam zaskoczenie w jego oczach.
- Cassey? Co ty tutaj robisz? – Wstał z krzesła na którym siedział i zaczął iść w moim kierunku.
Zamknęłam szybko drzwi, aby jego mama nas nie usłyszała i spojrzałam w jego oczy.
- Znam całą prawdę
- Co? – Zapytał jakby nie wiedział o czym mówię, ale wiedział i ja to dobrze wiem.
- Proszę cię, przestań już kłamać. Wszystko wiem. Nie wiedziałam, że ty i Megan tak możecie mnie potraktować.
- Cassey to nie tak jak myślisz…
- Nie Justin. Ja dobrze wiem o co tutaj chodzi, szkoda tylko, że tak późno to zrozumiałam.
Przyszłam tutaj tylko na chwilę. Wiem, że to co było między nami to tylko zwykłe kłamstwa z twojej strony i może kompletnie nie obchodzą cię moje uczucia, ale wydawało mi się że jesteś innym człowiekiem. Szkoda, że tak cholernie się na tobie zawiodłam. Proszę cię tylko, żebyś dał mi spokój i już nigdy nie pojawił się w moim życiu. Mam nadzieje, że uszanujesz moją prośbę, a teraz żegnam – nie dając mu czasu na odpowiedź szybko wyszłam z jego pokoju i udałam się do wyjścia.
- Cassey! Zaczekaj…- krzyknął udając się zaraz za mną, ale szybko założyłam buty i opuściłam mieszkanie.
Próbując powstrzymać łzy, biegiem udałam się do samochodu. To tak bardzo bolało, ale wiedziałam, że to co zrobił nie miało żadnego usprawiedliwienia.
Otworzyłam drzwi auta i usiadłam na wcześniej zajmowanym miejscu. Spojrzałam jeszcze raz w stronę budynku i zauważyłam wybiegającego Justina, który rozglądał się, szukając mnie wzrokiem. Nasze oczy spotkały się w pewnej chwili, ale nie mogłam pozwolić aby trwało to chociażby kilka sekund dłużej.
- Jedź – spojrzałam na Tommy’ego, a on od razu wykonał moje polecenie.
- Jesteśmy – powiedział Tommy, kiedy zaparkował przed domem Justina. – Chcesz abym poszedł z tobą?
- Nie, załatwię to sama – szepnęłam i otworzyłam drzwi.
Stanęłam na chwilę na środku chodnika i patrzyłam się w stronę drzwi. Bałam się cholernie, bałam się go zobaczyć, bo wiedziałam, że mogłabym nie wytrzymać i po prostu wybuchnąć płaczem. Ale muszę być silna, nie mogę okazać skruchy.
Wyprostowałam się, otarłam ręką oczy i pewnym krokiem ruszyłam w stronę wejścia. Stojąc już na najwyższym stopniu, nacisnęłam dzwonek i czekałam, aż drzwi się otworzą.
Chwilę później stanęła przede mną kobieta.
- Dzień dobry. Jest może Justin? – Zapytałam, próbując zapanować nad swoim głosem.
- Dzień dobry. Oczywiście, wejdź.
- Dziękuje – odparłam i uśmiechnęłam się delikatnie do niej. Weszłam do środka, a następnie zdjęłam buty.
- Jest w swoim pokoju, tamte drzwi – Wskazała ręką.
Nie czekając dłużej ruszyłam do niego, a kobieta wróciła raczej do swoich poprzednich czynności. Czułam się nie zręcznie wiedząc, że jego rodzina może nas usłyszeć, ale nie mogłam się teraz tym przejmować. Musiałam załatwić sprawę raz na zawsze.
Biorąc głęboki oddech otworzyłam drzwi od jego pokoju i weszłam do środka. Chłopak w tym samym momencie odwrócił się w moją stronę i zauważyłam zaskoczenie w jego oczach.
- Cassey? Co ty tutaj robisz? – Wstał z krzesła na którym siedział i zaczął iść w moim kierunku.
Zamknęłam szybko drzwi, aby jego mama nas nie usłyszała i spojrzałam w jego oczy.
- Znam całą prawdę
- Co? – Zapytał jakby nie wiedział o czym mówię, ale wiedział i ja to dobrze wiem.
- Proszę cię, przestań już kłamać. Wszystko wiem. Nie wiedziałam, że ty i Megan tak możecie mnie potraktować.
- Cassey to nie tak jak myślisz…
- Nie Justin. Ja dobrze wiem o co tutaj chodzi, szkoda tylko, że tak późno to zrozumiałam.
Przyszłam tutaj tylko na chwilę. Wiem, że to co było między nami to tylko zwykłe kłamstwa z twojej strony i może kompletnie nie obchodzą cię moje uczucia, ale wydawało mi się że jesteś innym człowiekiem. Szkoda, że tak cholernie się na tobie zawiodłam. Proszę cię tylko, żebyś dał mi spokój i już nigdy nie pojawił się w moim życiu. Mam nadzieje, że uszanujesz moją prośbę, a teraz żegnam – nie dając mu czasu na odpowiedź szybko wyszłam z jego pokoju i udałam się do wyjścia.
- Cassey! Zaczekaj…- krzyknął udając się zaraz za mną, ale szybko założyłam buty i opuściłam mieszkanie.
Próbując powstrzymać łzy, biegiem udałam się do samochodu. To tak bardzo bolało, ale wiedziałam, że to co zrobił nie miało żadnego usprawiedliwienia.
Otworzyłam drzwi auta i usiadłam na wcześniej zajmowanym miejscu. Spojrzałam jeszcze raz w stronę budynku i zauważyłam wybiegającego Justina, który rozglądał się, szukając mnie wzrokiem. Nasze oczy spotkały się w pewnej chwili, ale nie mogłam pozwolić aby trwało to chociażby kilka sekund dłużej.
- Jedź – spojrzałam na Tommy’ego, a on od razu wykonał moje polecenie.
_______________________________
Proszę mamy rozdział 26 i tak wielkimi krokami zbliżamy się do końca.
Przed nami niecałe dziesięć rozdziałów i koniec ... no chyba, że nasi czytelnicy w końcu zainteresują się opowiadaniem.
Jest mi bardzo przykro informuje 20 osób, a komentuje 2? Bardzo miło naprawdę. Dziękujemy.
Proszę mamy rozdział 26 i tak wielkimi krokami zbliżamy się do końca.
Przed nami niecałe dziesięć rozdziałów i koniec ... no chyba, że nasi czytelnicy w końcu zainteresują się opowiadaniem.
Jest mi bardzo przykro informuje 20 osób, a komentuje 2? Bardzo miło naprawdę. Dziękujemy.