czwartek, 13 listopada 2014

Rozdział 23. Ostatni dzień.



                Obudziłam się czując, że jest mi za gorąco. Justin smacznie spał obejmując mnie praktycznie całym swoim ciałem. Uwielbiałam czuć jego bliskość. W tym momencie jednak, ciepło bijące od skóry chłopaka zaczynało mi doskwierać. Bardo powoli odsunęłam się od niego i starając się nie narobić hałasu założyłam na siebie luźną koszulkę Justina.
                Postanowiłam zrobić dla naszej dwójki śniadanie, więc zeszłam na parter do kuchni. Nikogo tam nie było. W całym domu ogólnie panowała jeszcze cisza, która oznaczała, że najprawdopodobniej wszyscy oprócz mnie śpią. Nie przeszkadzało mi to, bo w sumie lubię czasem takie ciche poranki, kiedy mogę sobie spokojnie porozmyślać i nikt nie zadaje mi zbędnych pytać.
                Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Okazało się, że parę minut po godzinie dziewiątej. Postanowiłam zrobić nam tosty z dżemem, zaczęłam więc wyciągać potrzebne do śniadania rzeczy.
                Kiedy wkładałam kolejne kromki chleba do tostera, wzięłam czajnik i nastawiłam w nim wodę na herbatę. Sięgnęłam na półkę po dwa identyczne kubki. Gdy miałam już je stawiać na blacie nagle poczułam czyjeś ręce na moich biodrach i podskoczyłam z przerażenia, a jeden kubek wyleciał mi z rąk tłukąc się przy tym na kilka części.
                - Nie bój się, nie zjem cię. Wole tosty.
                Justin zaśmiał się i w zabawny sposób poruszył swoimi krzaczastymi brwiami. Chłopak wziął jedną z posmarowanych kromek i już miał ugryźć, jednak zdążyłam ją zabrać. Spojrzałam na niego robiąc złowrogą minę.
                - Justin! Po pierwsze poczekaj aż skończę, po drugie pewnie wszystkich obudziłeś, a  po trzecie prawie przez Ciebie dostałam zawału..
                Miałam już go poinformować, że ma tak więcej nie robić, a jeżeli to się powtórzy to ma gwarancje, że się do niego nie będę odzywać, lecz on przyciągnął mnie zwinnym ruchem do siebie i czule pocałował. Bez wahania odwzajemniłam pocałunek. Całował mnie namiętnie i zarazem delikatnie.  Nie mogłam się mu oprzeć. Mimo to po chwili odepchnęłam go od siebie.
                - Ej, przecież ty wolisz tosty.
                Pokazałam mu język i śmiejąc się rzuciłam w niego jednym z leżących na talerzu tostów, przez co jego naga klatka piersiowa była ubrudzona dżemem.
                - Mm.. Jadłabym. – Wybuchłam śmiechem widząc, że usiłuje zrobić złą minę, jednak rozbawienie mu na to nie pozwalało.
                - Wiesz co Cassey? Na twoim miejscu to martwiłbym się o swoje życie.
                - Ojej, jaki groźny.
                Nie przestając się śmiać powoli zaczęłam się cofać, omijając przy tym leżące na podłodze szkła. Za każdym razem kiedy ja robiłam krok w tył, on robił krok w przód. Stwierdziłam, że nie dam mu się tak łatwo złapać i przebiegłam obok dużego stołu. Justin nie czekając ani chwili, od razu zaczął mnie gonić. Postanowiłam więc uciec przed nim do pokoju dziennego.
                - Nie złapiesz mnie.
                - Jestem coraz bliżej.
                - I tak nie dasz rady! – Krzyknęłam do niego śmieją się.
                - Nie bądź taka pewna skarbie.
                Kiedy przebiegałam koło kanapy znienacka poczułam jak chłopak chwyta mnie w pasie i podnosi do góry. Próbowałam się wydostać z jego uścisku, lecz Justin z wielkim uśmiechem na twarzy przewrócił się ze mną na sofę i przygniótł swoim ciężarem ciała tak, żebym nie dała rady wydostać się spod niego.
                - Justin! Ubrudziłeś mnie.
                - No wiesz.. Okłamałbym cię, gdybym powiedział, że nie chciałem. – Zaśmiał się i lekko pocałował mnie w usta.
                -  O ty! W takim razie skoro jesteś taki chętny to dokończysz robić śniadanie i ładnie posprzątasz. – Uśmiechnęłam się do niego uroczo.
                - A ty co będziesz robić?
                - A ja sobie popatrzę jak świetnie sprawdzasz się w roli perfekcyjnej pani domu.
                - Nie uważasz, że lepiej byłoby gdybym to ja sobie posiedział i poobserwował ciebie?
                - Nie.
                - Jak to nie? Czy ty mi właśnie odmówiłaś? – Justin spojrzał na mnie groźnie.
                - Tak. – Odpowiedziałam mu nadal z rozbawieniem w głosie.
                - Mi się nie odmawia. - Chłopak powiedział każde słowo głośno i wyraźnie, po czym zaczął mnie gilgotać.
                - Justin! – Krzyczałam i śmiałam się jednocześnie. – Przestań. Mam łaskotki.
                - Co tam mówisz? Mam nie przestawać? No dobrze, dobrze. Mogę cię łaskotać bez przerwy jeśli chcesz.
                - Nie gilgocz. Zrobię wszystko co będziesz chciał. Tylko nie gilgocz. Błagam. – Mówiłam do niego wiercąc się i nie mogąc wytrzymać ze śmiechu.
                - Wszystko? – Przestał mnie łaskotać i spojrzał mi w oczy.
                - Wszystko. – Odparłam do niego.
                - No to chodźmy do kuchni, bo zgłodniałem. – Chłopak zaśmiał się, a potem w końcu pozwolił mi swobodnie usiąść.
                - Ja mówię mu, że zrobię dla niego wszystko, a ten tylko o jedzeniu. Świetny wybór, serio. – Zaśmiałam się. – A tak w ogóle jesteśmy tu ostatni dzień. Co ty na to żebyśmy wybrali się dziś razem do miasta na przykład na lody?
                - Z tobą mogę iść wszędzie, a już szczególnie na lody. – Słysząc jego odpowiedź zaśmiałam się lekko i pocałowałam go w nosek.
                Poszliśmy razem do kuchni. Podczas gdy ja robiłam tosty, Justin zajął się sprzątaniem rozbitego kubka. Postanowiliśmy zjeść oglądając telewizje w naszym pokoju. Po śniadaniu kiedy Justin brał prysznic, ja poszłam poprosić Tommy’ego o przyjacielską przysługę, mianowicie o pożyczenie samochodu. Chłopak zgodził się pomimo małego zawahania. Już w pół do pierwszej byliśmy w drodze do pobliskiego miasteczka.


                - Justin, widzisz może gdzieś tu miejsce do zaparkowania? - Zapytałam.
                Chłopak siedział obok mnie na miejscu pasażera i bawił się swoją komórką. Był na mnie obrażony, bo nie chciałam mu dać prowadzić auta. Przez całą drogę nasza rozmowa opierała się główne na tym jak to ja niby jadę albo za szybko, albo za wolno. Chociaż moim zdaniem ja jeżdżę całkiem dobrze. Poza tym brak mandatów chyba coś o tym świadczy.
                - Oj dam ci już prowadzić w drodze powrotnej, tylko teraz powiedz mi, gdzie można tutaj zostawić samochód? – Cmoknęłam go w policzek i się uśmiechnęłam.
                - Ok.
                 - Wow. Jakoś szybko poszło. – Zrobiłam zdziwioną minę, a potem lekko się zaśmiałam. – No dobrze. Ale gdzie jest parking?
                - No tam. – Justin wskazał mi wysoki, niebieski znak z dużą, białą literą „P” na środku.
                - Oo nie.. Że ja go nie mogłam zauważyć wcześniej. – Zrobiłam smutną minę, a Justin dumnie się uśmiechną.
                Podjechałam na bezpłatny parking i zajęłam jedno z wolnych miejsc. Nie stało tu za wiele aut, ale nie ma co się dziwić. W końcu to niewielkie, zwykłe miasto. Nie przyjeżdżają tu żadni turyści, nie zauważyłam żeby było tu jakoś wiele atrakcji. Miasteczko to jest wręcz spokojne i trzeba przyznać, że całkiem sympatyczne.
                Justin wysiadł z samochodu jako pierwszy i otworzył mi drzwi. Wzięłam swoją torebkę, po czym również wyszłam z auta. Zamknęłam drzwi oraz upewniłam się, czy nie są otwarte.
                - To jak, w którą stronę idziemy? – Zapytał chłopak.
                - Niedaleko stąd widziałam małą lodziarnie. Możemy pójść tam, a potem na przykład na spacer.
                - No pewnie. Chodźmy.
                Justin wyciągnął do mnie dłoń, a ja ją chwyciłam. Wyszliśmy z parkingu, a następnie udaliśmy się do wybranego celu. Lodziarnia była stosunkowo blisko, więc nie szliśmy zbyt długo. Na miejscu byliśmy zaledwie po kilku minutach. Oboje wezbraliśmy po dwie gałki takich samych lodów. Jedną o smaku ciasteczkowym, a drugą truskawkową. Chłopak zapłacił również za mnie. Nie przeszkadzało mi to. Jak mówiła zawsze moja babcia – Jeśli facet jest dżentelmenem to nie tylko przepuszcza ją w drzwiach, ale także za nią płaci. Jeśli tego nie robi  - jest zwykłą dupą.
                Jedząc lody powoli spacerkiem szliśmy przed siebie wypatrując miejsca, gdzie moglibyśmy sobie usiąść w cieniu. Znaleźliśmy takie w jakimś skwerku przy placu zabaw. Justin usiadł pierwszy i posadził sobie mnie na kolanach. Siedzieliśmy sobie tak rozmawiając i patrząc na bawiące się małe dzieci. Były naprawdę urocze. Lubię dzieci, bo są po prostu jakie są. Małe, słodkie i niewinne.
                Pomimo, że tego dnia wracaliśmy do Nowego Jorku to i tak do domu przyjechaliśmy powrotem dopiero późnym popołudniem. W sumie nikt nam nie wypominał, że nie było nas cały dzień, i że przez nas będzie opóźniony wyjazd stąd. Właściwie każdy z nas bardzo chętnie pobył by tu jeszcze chociaż przez kilka dni. Niestety czas leci bardzo szybko i już przyszedł moment na pakowanie walizek.
               

                .________________________________________________.
Cześć Wam!  : )
Przepraszam za wszystkie błędy.
Mam nadzieję, że rozdział chociaż trochę się podoba.

Do następnego.





1 komentarz:

  1. Troszkę krótki się wydaje, ale i tak jest fajny
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń