niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 28. Też ją kochałem



Cassey

                Leżałam na łóżku patrząc się w sufit. Mijała już chyba trzecia godzina odkąd się obudziłam, ale nie miałam nawet najmniejszej ochoty aby się podnieść. Moje życie straciło wczoraj najmniejszy sens i to  czy wstanę, czy przeleżę cały dzień w łóżku było bez różnicy.  Przekręciłam się na bok i spojrzałam w okno po drugiej stronie pokoju. W głowie ciągle miałam słowa Tommy’ego oznajmiającego, że Justin przez cały czas, kiedy to mi wyznawał miłość miał dziewczynę. Nie chciałam w to wierzyć, ale wiedziałam, że to prawda. Miałam wiele faktów, które mogłyby to potwierdzić, ale dlaczego to musi tak boleć. Wiem, dlatego że go pokochałam, ale nie tak jak on mnie. Pokochałam go całym sercem, jak jeszcze nikogo wcześniej. Tylko dlaczego to nie może szybko odejść tak samo jak  szybko przyszło? Z jednej strony nienawidzę go całym sercem, ale z drugiej kocham jak nikogo innego. Chciałabym aby był tu teraz, aby mnie przytulił, powiedział, że mnie kocha i to wszystko co się ostatnio wydarzyło to tylko zły sen, koszmar, który już nigdy nie powróci.
                Moje rozmyślenia przerwał dźwięk komórki, więc niechętnie się podniosłam. Myślałam, że  to mama, może czegoś zapomniała, albo coś potrzebuje, ale się pomyliłam. Na wyświetlaczu pojawił się numer Justina. Chwile zastanawiałam się, czy odebrać, czy nie, ale w końcu postanowiłam, że odrzucę połączenie. Nie zamierzam wysłuchiwać jego kolejnej sterty kłamstw.
                Przejechałam palcem po ekranie telefonu i rzuciłam ją na łóżko. Jednak to nic nie dawało, dzwonił i dzwonił, ale nie zamierzałam się poddać. Wyłączyłam komórkę i zeszłam na dół, gdzie przez resztę dnia zamierzałam oglądać seriale.

Justin

                Wsiadłem do samochodu już cały poddenerwowany, dlaczego ona nie mogła odebrać tego pierdolonego telefonu. Czy to takie trudne wybrać zieloną słuchawkę i przez chwile mnie wysłuchać? Położyłem telefon obok na siedzeniu i skierowałem się w stronę centrum. Musiałem jak najszybciej dotrzeć do Tommy’ego, teraz już tylko on może mi pomóc. Nigdy nie pomyślałbym, że właśnie do tego gościa będę zwracał się o pomoc, ale nie mam już innego wyboru. Niestety wszystko spieprzyło się, zanim jeszcze dobrze zaczęło.
                Dlaczego to akurat ja jak zwykle muszę wszystko zepsuć? Jestem chyba najgorszym facetem na ziemi i nikt nie zaprzeczy.  Zraniłem dwie dziewczyny jednocześnie, ale jedną szczególnie i to akurat tą na której najbardziej mi zależało. Może jednak to lepiej, że teraz wszystko wyszło na jaw, jednak jeśli coś stanie się Cassey, nigdy sobie tego nie wybaczę.
                Po jakiś niecałych trzydziestu minutach stanąłem na parkingu niedaleko mieszkania Megan i jej brata.  Wiedziałem, że będzie mi go trudno przekonać do współpracy, ale muszę to zrobić nie zwracając uwagi na cenę.
                Wysiadłem z samochodu, wcześniej zabierając swoją komórkę i chowając ją do kieszeni. Zamknąłem drzwi i kluczyki schowałem tam gdzie telefon. Rozejrzałem się dookoła, aby upewnić się czy Matt nie wysłał kogoś na szpiegowanie. Nie mogę teraz mu ufać, nigdy nie mogłem.
Ruszyłem w stronę wieżowca, a gdy tylko znalazłem się w środku wsiadłem do windy i wybrałem odpowiedni poziom. Muszę przyznać martwiłem się, martwiłem się tym że on mi nie uwierzy, a wtedy nie będę już miał do kogo się zwrócić o pomoc. On to ostatnia deska ratunku w tej sprawie. Nawet nie chce myśleć co by się stało, gdyby mi nie zaufał.
                Stanąłem przed drzwiami i nacisnąłem dzwonek, miałem nadzieje że otworzy Megan, wtedy może przynajmniej wpuści mnie do środka.  Na moje szczęście, przed sobą ujrzałem właśnie jej osobę.
                - Justin? A co ty tutaj robisz? – Zapytała, a na jej twarzy zauważyłem delikatny uśmiech.
                - Słuchaj nie wiem w kogo teraz drużynie jesteś, ale ja musze pomóc Cassey – odparłem prosto z mostu i spojrzałem w głąb jej domu, czy nie ma gdzieś tam jej brat.     
                - Może i jesteś najgorszą przyjaciółką na świecie, ale zrozumiałam swój błąd i również chce jej szczęścia, więc jak mam pomóc? – Zapytała, opierając się o wejściowe drzwi.
                - Wydaje mi się, że my już nic nie zdołamy zrobić. Potrzebujemy Tommy’ego.
                Nic więcej nie musiałem mówić, dziewczyna od razu mnie zrozumiała. Na szczęście byli sami w domu. Pozwoliła mi wejść i zaczekać w salonie, a ona poszła po brata.  Przekonamy go, nie mamy innego wyjścia.
                Siedziałem na kanapie i rozglądałem się po pokoju. Nigdy wcześniej tutaj nie byłem i muszę przyznać, że niezłe mają mieszkanie, w porównanie z moim.  Długo nie czekałem, a za chwile w pokoju pojawił się Tom.
                -  A ten co tutaj robi? Nie mam zamiaru z wami gadać – odparł od razu, kiedy tylko mnie zobaczył.
                Popatrzył się na Megan, a następnie odwrócił i chciał wrócić do swoich wcześniejszych czynności, ale dziewczyna zastawiła mu swoim ciałem drzwi.
                - Nigdzie nie wyjdziesz, dopóki nie posłuchasz tego, co ma do powiedzenia Justin. 
                - Nawet nie zamierzam go słuchać, ale coś ci powiem – tym razem skierował się w moją stronę.
                Nie chciałem mu przerywać, niech powie co chce to może wtedy posłucha też mnie. Podniosłem się z kanapy i spojrzałem prosto na jego twarz.
                - Myślałem, że przemyślisz to wszystko i zakończysz współprace z Mattem, myślałem że może naprawdę ci na niej zależy i nigdy sobie nie wybaczę, że dałem ci ją tak skrzywdzić i nie zareagowałem wcześniej. Jesteś pierdolonym draniem i śmieciem.  Z chęcią bym cię zabił, ale nie zamierzam sobie przez ciebie niszczyć życia i nie chce jej jeszcze bardziej ranić, bo mimo tych twoich przekrętów, kłamstw ona cię kocha jak nie wiem. Chociaż wcale na to nie zasługujesz – wysyczał patrząc prosto w moje oczy. Nawet sobie nie zdawał sprawy jak jego słowa mocno mnie raniły. Wiedziałem doskonale, że ją zraniłem, ale nigdy nie wierzyłem, że aż tak bardzo. Teraz gdy te wszystkie słowa wyszły jego z ust, prawda uderzyła w moją twarz tak jak dostałbym w głowę podczas porządnej bójki.  Najgorsze w tym wszystkim było to, że ona mnie kochała, a przecież ja też ją kochałem, nadal ją kocham, a przez to wszystko nie mam już żadnych szans. Nigdy tego sobie nie daruje.
                - Masz racje – wydusiłem tylko tyle z siebie i spojrzałem na Megan. Nie wiedziałem jak przekonać go do siebie, tak żeby mógł mi uwierzyć, że to co powiem to prawda. – Ale tutaj nie chodzi o mnie, chodzi tylko i wyłącznie o bezpieczeństwo Casssey. Musisz mnie wysłuchać.
                - Przepraszam, czy wy chcecie mi zasugerować, że chodzi wam o bezpieczeństwo Cass? – Spojrzał najpierw na Megan, a później znowu na mnie. – Myślicie, że wam uwierzę?
                - Musisz Tommy, jeśli zależy ci na niej, musisz nam zaufać – odparła cicho Megan. – Myślisz, że po tym wszystkim co zrobił mi Matt, będę dalej po jego stronie? Jak tak to się mylisz. Wiem, że teraz może być już za późno na odratowanie mojej przyjaźni z Cassey, ale nadal zależy mi na niej i żałuje tego co zrobiłam.  Razem z Justinem chcemy pomóc, ale musisz nas wysłuchać. Proszę.                Widziałem niepewność na jego twarzy, ale miałem nadzieje, że się zgodzi. To, że nas wysłucha to już jakaś szansa.
                - Niech wam będzie, ale szybko – westchnął i usiadł w fotelu po drugiej stronie pokoju.
                - Justin – Megan spojrzała na mnie wyczekująco. No tak, przecież jej też wszystkiego nie powiedziałem.
                - Rozmawiałem wczoraj z Mattem i od razu mówię, że nie pracuje już dla niego, jednak dowiedziałem się czegoś ważnego.  Jest wkurzony jak nie wiem, a przez to swoją całą złość kieruje na Cassey. Wiem, że może wymyśleć coś naprawdę okropnego, nie raz chciał ją zabić, oczywiście nie sam, tylko przeze mnie, lecz nigdy jego plan nie ulegał realizacji, bo po prostu nie potrafiłem, zrobić jej czegoś tak okrutnego. On chyba domyślił się, że coś jest nie tak, więc wydaje mi się że teraz weźmie do tego kogoś innego. Zrozum, że Cass jest w niebezpieczeństwie,  a ja sam nie mogę jej pomóc. Potrzebuje twojej pomocy i proszę cię, abyś mi uwierzył. Cholernie mi na niej zależy, nie chce żeby jej się coś stało. Pokochałem ją i jest dla mnie jedną z najważniejszych osób, naprawdę – powiedziałem wszystko szybko i prawie w ogóle nie brałem oddechów przez ten czas. Mówiłem jak jakiś chory, ale po prostu nie wiedziałem jak mam to wszystko wyjaśnić, aby on mi pomógł.
                - Czyli Cassey jest tak ważna jak ta twoja dziewczyna, jak jej tam Alison? – Spojrzał na mnie wymownie, a ja mało co się nie zakrztusiłem powietrzem. Skąd on wiedział o Ali? - Zerwałem z nią, jak tylko dotarło do mnie, że Kocham Cassey.
                - Mam ci uwierzyć? To daj dowody. Nie pozwole wam kolejny raz wtrącać się do życia mojej przyjaciółki i od nowa go niszczyć, chce dowodów - Popatrzył na Megan, a ona chwile później spojrzała na mnie.
                - Jak możemy ci to udowodnić? - Zapytała lekko poddenerwowana.
                Moje nerwy z minuty na minutę również stawały się  coraz słabsze, ale wiedziałem że jeśli chce mu coś udowodnić nie mogę dać się porwać uczuciom.
                - Mam plan, ale musisz mi pomóc. Mogę działać tylko na twoich zasadach nie ważne, ale musimy zabrać z tego miasta Cassey - podszedłem do niego, tak abyśmy mogli stanąć w twarz. Przez jakiś czas lustrował mnie wzrokiem, a następnie podniósł się z miejsca na którym siedział i pokiwał lekko głową.
                - Na pewno ją kochasz?
                - Naprawdę. Jest dla mnie bardzo ważna i wiem, że przez to co się stało mogę jej nie odzyskać, ale tu nie chodzi o to. Ona po prostu musisz żyć i tyle.
                - Okej, ale nie myśl sobie że teraz jestem jakimś twoim przyjacielem. Po protu pomogę, ale nie dla ciebie. Dla niej - powiedział, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Nie wszystko stracone.

*

                Siedziałem na kanapie co chwile zerkając na Megan lub Tommy'ego.  Razem zastanawialiśmy się jakie miejsce byłoby najodpowiedniejsze dla Cass. Miałem wiele opcji, ale każde z nich było bardzo dobrze znane przez Matt'a, a takie odpadały już na samym początku. Potrzebujemy miejsca, gdzie nikt by jej nie znalazł, a w szczególności on. Moje myśli błądziły koło tylu miejsc i ciągle myślałem o jej bezpieczeństwu, mógłbym ją zabrać nawet na koniec świata, ale to mało prawdopodobne.
                - Mam!  - krzyknęła nagle Megan i wstała od stołu, podchodząc od razu do szafki. Wyjęła z komody laptopa i siadając obok mnie, włączyła go.
                - Szukając kiedyś miejsca na wakacje łaziłam po różnych stronach i napotkałam bardzo fajne miejsce, w małej miejscowości, ale że miał być to wspólny wyjazd więc odrzuciłam pomysł. Jednak chyba dodałam w zakładki stronę, bo to miejsce  wydawało mi się idealne na wyjazd we dwójkę... z kimś. Nieważne.
                - A gdzie to dokładnie? - Zapytał Tom i podszedł bliżej nas.
                - W górach przy granicy z Kanadą. Wydaje mi się, że to mogłoby być dobre miejsce - spojrzała na mnie posyłając mi delikatny uśmiech i włączyła jakąś stronę.
                Byłem cały poddenerwowany, więc miałem nadzieje że jej pomysł spodoba się Tommy'emu i to będzie dobre miejsce.
                - Patrzcie - wskazała na zdjęcie.
                Przyglądałem się każdemu z nich uważnie, to miejsce było cudowne, ale był także problem. Dom wyglądał jak dla jakiegoś bogacza, a ja nie miałem tylu pieniędzy by móc zorganizować wyjazd.
                - Okej bierzemy, więc ty Megan zarezerwuj domek. Ja pojadę do Cassey i powiem, że zabieram ją na weekend. Spakuje tam najważniejsze rzeczy i nie chce tego mówić, ale ty Bieber - spojrzał na mnie. - Jedziesz teraz do domu i pakujesz swoje rzeczy, jedziesz z Cass.  Meg zarezerwuje bilety na samolot, ty pojedziesz je odebrać i będziesz na nas czekał na lotnisku, jasne?
                - Jest mały problem - odparłem cicho.
                - Chyba nie powiesz mi teraz, że się wycofujesz, co? - wyprostował się i popatrzył prosto na mnie.
                - Nie chodzi o to, po prostu mnie nie stać na ten wyjazd. Nie mogę jej zabrać, ty jedź.
                - Ja nie mogę, ktoś musi się zająć Matt'em. A tobie nie ufam na tyle by oddać go w twoje ręce.
                - A Cassey nie boisz się mi powierzyć?
                - Podobno ją kochasz tak? - Odparł pytaniem na pytanie.
                - Oczywiście, ale...
                - Nie ma żadnego ale. Zapłacę, ale masz stosować się mojego planu, a każdą samodzielną decyzje konsultować ze mną, jasne?
                - Okej - westchnąłem, wiedząc że to jedyna szansa na uratowanie mojej ukochanej od tego niebezpiecznego gnoja.


Cassey.

                Wyciągałam właśnie mleko z lodówki, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie miałam najmniejszej ochoty się z kimś spotykać, chciałam spędzić ten dzień sama, ale jak zwykle coś pójdzie nie tak. Odstawiłam karton na półkę obok i zamknęłam drzwiczki od lodówki. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę schodów, nawet nie przejrzałam się w lusterku jak to miałam w zwyczaju, a po prostu szarpnęłam za klamkę.
                Ujrzałam przed sobą Tommy'ego.
                - Od razu mówię, że nie mam ochoty dzisiaj na towarzystwo - westchnęłam i odwróciłam się w drugą stronę, ale on od razu złapał moją dłoń.
                - Przykro mi kochanie, ale mam inne plany na dzisiejsze popołudnie - pchnął mnie lekko do środka i wszedł zaraz za mną. Nogą zamknął drzwi, a następnie obdarował mnie krótkim spojrzeniem, posyłając uśmiech.
                - Zabieram cię na weekend - powiedział, kierując się do razu w stronę mojego pokoju. 
                - Słucham? - Zapytałam i szybko udałam się za nim, kiedy on już wyciągał ciuchy z mojej  szafy.
                - Łap - krzyknął podając mi ubrania. - Ubieraj się, a ja cię spakuje.
                Spojrzałam na niego jak na debila, ale stwierdziłam co mi szkodzi. Pojadę, rozerwę się i może chociaż choć trochę zapomnę o Justinie.
                Poszłam do łazienki gdzie przebrałam się w ciuchy wybrane przez mojego przyjaciele, a następnie uczesałam włosy i pomalowałam się nie za mocno. Kiedy byłam gotowa, wyciągnęłam z szafki kosmetyczkę i powrzucałam do niej najważniejsze rzeczy. Wyszłam i udałam się prosto do pokoju, ale Tommy'ego już tam nie było. Zeszłam na dół i zobaczyłam go w kuchni, kładącego na stole jakąś kartkę.
                - Żeby twoja mama się nie martwiła - odparł.
                Kilka minut później siedzieliśmy już w samochodzie, kierując się w stronę miejsca, którego Tommy nie chciał mi zdradzić. Zastanawiało mnie gdzie on mnie zabiera. Z jednej strony nie miałam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek wypady, ale z drugiej musiałam zapomnieć. Patrzyłam przez okno na budynki, które mijaliśmy i na osoby na ulicy, które jak zwykle się gdzieś spieszyły. Ale i tak w mojej głowie była tylko jedna osoba.
                - Jesteśmy - odparł mój przyjaciel, kiedy zaparkował samochód na parkingu przed lotniskiem.
                - Lotnisko? - Zapytałam wychodząc z auta. - Lecimy gdzieś? - Podeszłam do niego, kiedy wyciągał moją torbę z bagażnika.
                - Tak - usłyszałam głos, który od razu przyprawił mnie o dreszcze.
                Nie wierzyłam własnym uszom, ale kiedy się odwróciłam i ujrzałam jego, moje serce tak jakby stanęło.


.____________.

Witam tutaj

4 komentarze:

  1. aaa! genialny rozdział! <3
    mam nadzieję, że cały plan wypali i Cassey będzie bezpieczna :)
    i że pogodzi się z Justinem <3
    czekam na kolejny :* ale trochę szkoda, że już tak blisko do zakończenia :(
    @saaalvame

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale swietnie sie dzieje!!! Jejku trzymasz w napięciu !! Czekam na następny, dodaj szybko 💛

    OdpowiedzUsuń
  3. Super jak zawsze :) czekam na kolejny ;) /@Vejtaszewska

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny! Oby wszystko się udało ;/
    Czekam na kolejny i zapraszam do siebie http://too-easy-love.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń