Wszystkie
wydarzenia w ostatniej godzinie działy się tak szybko, że chłopak nawet nie był
ich w pełni świadomy. Gdy tylko ich samochód zatrzymał się w bezruchu, oczy
blondyna powędrowały w stronę brunetki. Jej ciało było całe pokryte krwią. Patrząc na tak poobijaną, bezbronną osobę
można było od razu stwierdzić, że nie ma już dla niej żadnych szans, lecz on
nie dopuszczał do siebie za nic takiej myśli.
Mimo, że czuł okropny ból przeszywający jego ciało, powoli uniósł rękę do góry i przesuną ją w stronę swojej ukochanej. Ona nawet nie wiedziała, jak ważna dla niego była i ile by teraz oddał, aby być na jej miejscu, a ona na jego. Bał się, że nigdy więcej nie ujrzy jej pięknych oczu, uśmiechu na twarzy, nie usłyszę jej głosu, śmiechu, ani nie poczuje jej dotyku. Potrzebował jej jak nikogo innego. Złapał jej zimną dłoń i potarł ją delikatnie kciukiem. Drugą ręką starał się wyciągnąć komórkę z kieszeni spodni, lecz za nic nie mógł tego uczynić, denerwując się przy tym na samego siebie.
- Cholera – zaklął po cichu i obrócił się za siebie.
Poczuł delikatny ból w karku, ale nie zwrócił na niego dłuższej uwagi, gdy za sobą ujrzał również rozwalony samochód Matt. Wtedy zrozumiał, że jeszcze nie wszystko stracone.
Zebrał w sobie wszystkie siły i jak najszybciej wyciągnął telefon z kieszeni. Drugą ręką nadal trzymał zimną dłoń Cassey. Bał się ją puścić, tak jakby miało to oznaczać, że już nigdy więcej nie będzie mógł poczuć jej dotyku.
Gdy udało mu się już wykręcić numer i skontaktować z policją, odetchnął z ulgą. Mieli przyjechać jak najszybciej i zawiadomić również karetkę, bo w tej chwili mimo, że myślał o tym aby pozbyć się Matt ‘a, najważniejsze dla niego było zdrowie Cassey.
Jego wzrok nagle przykuł dym wydobywający się spod maski samochodu, w tamtej chwili jakby wszystko zaczęło dziać się szybciej. Usłyszał mocne trzepnięcie drzwiami, a następnie roznoszący się w powietrzu huk uderzającej kuli z pistoletu o samochodu. Wiedział, że Matt może pokonać ich jednym strzałem, ale nie mógł pozwolić, aby zostali w samochodzie, z którego już po chwili mogło nic nie pozostać. Zebrał w sobie całą moc i podniósł się, a następnie nachylił nad ciałem dziewczyny. Czuł, że ich wróg znajduje się coraz bliżej, ale był świadomy tego, że pomoc zaraz nadjedzie, przecież nie będę docierali tutaj całe wieki.
Ręką jak najszybciej otworzył drzwi od swojej strony i uważając na to, aby nie zrobić krzywdy dziewczynie udało mu się opuścić samochód. W duchu modlił się, aby Bóg był po ich stronie i dał mu szanse na uratowanie swojej kochanej. Tym razem może akurat szczęście będzie po ich stronie.
Gdy tylko dotknął stopami ziemi, usłyszał dochodzące z niedaleka sygnały syren policyjnych i karetki. W tym samym czasie jego wzrok napotkał się ze wzrokiem Matt ‘a. Chłopak kierował już broń w jego stronę, lecz kiedy dotarło do niego co tak naprawdę się dzieję, nie był już taki odważny jak wcześniej. Justin sam zdziwił się, kiedy w jego oczach zobaczył strach. Jednak nie obchodziło go, co teraz zrobi, on musiał uratować Cass.
Spojrzał ponownie na swoją dziewczynę i dopiero teraz dotarło do niego w jak ciężkim stanie się znajduje. Szyba od jej strony była całkowicie rozwalona, a z głowy Cassey wypływała krew. Jej druga ręką była wykrzywiona pod dziwnym kątem, gdy docierało do niego co się tak naprawdę stało, bał się jeszcze bardziej. A za to wszystko obwiniał tylko siebie.
Wziął na swoje ręce ciało dziewczyny i wiedząc, że zaraz wszystko wybuchnie, zaczął uciekać. Uciekać jak najdalej od tego miejsca, nie zważając żadnej uwagi na to, że nie ma siły i na to, że co chwile się potykał. Biegł myśląc, że tym uratuje życie dziewczyny, którą przecież tak bardzo kochał.
Mimo, że czuł okropny ból przeszywający jego ciało, powoli uniósł rękę do góry i przesuną ją w stronę swojej ukochanej. Ona nawet nie wiedziała, jak ważna dla niego była i ile by teraz oddał, aby być na jej miejscu, a ona na jego. Bał się, że nigdy więcej nie ujrzy jej pięknych oczu, uśmiechu na twarzy, nie usłyszę jej głosu, śmiechu, ani nie poczuje jej dotyku. Potrzebował jej jak nikogo innego. Złapał jej zimną dłoń i potarł ją delikatnie kciukiem. Drugą ręką starał się wyciągnąć komórkę z kieszeni spodni, lecz za nic nie mógł tego uczynić, denerwując się przy tym na samego siebie.
- Cholera – zaklął po cichu i obrócił się za siebie.
Poczuł delikatny ból w karku, ale nie zwrócił na niego dłuższej uwagi, gdy za sobą ujrzał również rozwalony samochód Matt. Wtedy zrozumiał, że jeszcze nie wszystko stracone.
Zebrał w sobie wszystkie siły i jak najszybciej wyciągnął telefon z kieszeni. Drugą ręką nadal trzymał zimną dłoń Cassey. Bał się ją puścić, tak jakby miało to oznaczać, że już nigdy więcej nie będzie mógł poczuć jej dotyku.
Gdy udało mu się już wykręcić numer i skontaktować z policją, odetchnął z ulgą. Mieli przyjechać jak najszybciej i zawiadomić również karetkę, bo w tej chwili mimo, że myślał o tym aby pozbyć się Matt ‘a, najważniejsze dla niego było zdrowie Cassey.
Jego wzrok nagle przykuł dym wydobywający się spod maski samochodu, w tamtej chwili jakby wszystko zaczęło dziać się szybciej. Usłyszał mocne trzepnięcie drzwiami, a następnie roznoszący się w powietrzu huk uderzającej kuli z pistoletu o samochodu. Wiedział, że Matt może pokonać ich jednym strzałem, ale nie mógł pozwolić, aby zostali w samochodzie, z którego już po chwili mogło nic nie pozostać. Zebrał w sobie całą moc i podniósł się, a następnie nachylił nad ciałem dziewczyny. Czuł, że ich wróg znajduje się coraz bliżej, ale był świadomy tego, że pomoc zaraz nadjedzie, przecież nie będę docierali tutaj całe wieki.
Ręką jak najszybciej otworzył drzwi od swojej strony i uważając na to, aby nie zrobić krzywdy dziewczynie udało mu się opuścić samochód. W duchu modlił się, aby Bóg był po ich stronie i dał mu szanse na uratowanie swojej kochanej. Tym razem może akurat szczęście będzie po ich stronie.
Gdy tylko dotknął stopami ziemi, usłyszał dochodzące z niedaleka sygnały syren policyjnych i karetki. W tym samym czasie jego wzrok napotkał się ze wzrokiem Matt ‘a. Chłopak kierował już broń w jego stronę, lecz kiedy dotarło do niego co tak naprawdę się dzieję, nie był już taki odważny jak wcześniej. Justin sam zdziwił się, kiedy w jego oczach zobaczył strach. Jednak nie obchodziło go, co teraz zrobi, on musiał uratować Cass.
Spojrzał ponownie na swoją dziewczynę i dopiero teraz dotarło do niego w jak ciężkim stanie się znajduje. Szyba od jej strony była całkowicie rozwalona, a z głowy Cassey wypływała krew. Jej druga ręką była wykrzywiona pod dziwnym kątem, gdy docierało do niego co się tak naprawdę stało, bał się jeszcze bardziej. A za to wszystko obwiniał tylko siebie.
Wziął na swoje ręce ciało dziewczyny i wiedząc, że zaraz wszystko wybuchnie, zaczął uciekać. Uciekać jak najdalej od tego miejsca, nie zważając żadnej uwagi na to, że nie ma siły i na to, że co chwile się potykał. Biegł myśląc, że tym uratuje życie dziewczyny, którą przecież tak bardzo kochał.
Justin
Siedziałem
cały poddenerwowany na krzesełku w szpitalnym korytarzu. Moje nerwy rozsadzały
mnie od środka, tak że nie mogłem usiedzieć w miejscu. Przeszedłem ten hol już
jakieś pięćdziesiąt razy, ale pielęgniarka upomniała mnie, że nie powinienem się
przemęczać.
Przez ostatnie kilka godzin tyle się wydarzyło, ten wypadek, aresztowanie Matt ‘a, zabranie mnie i Cass do szpitala. Mi oczywiście nic się nie stało, tylko kilka zadrapań i stłuczeń, gorzej z Cassey. Dlaczego akurat ona musiała siedzieć po tamtej stronie, dlaczego akurat musieliśmy uderzyć w to jebane drzewo? Gdyby nie to ona by tutaj była, a nie tam za ścianą walcząc o swoje życie. Najgorsze było to czekanie, tak bardzo się bałem, że po chwili wyjdzie ktoś z tej sali i oznajmi mi najgorszą wiadomość jaka może teraz nastąpić. Wiedziałem jednak, że nie mogę dopuszczać za nic takiej myśli do siebie.
Gdy tylko skończyli mnie badać powiadomiłem mamę mojej dziewczyny o całym zdarzeniu. Teraz gdy zabrali Matt’a była całkowicie bezpieczna, więc nic nie stało na przeszkodzie by tu przyleciała. Dla Cassey to lepiej jeśli będzie miała więcej wsparcia.
Mijały kolejne godziny, a ja siedziałem bez żadnej nowej informacji, coraz bardziej się denerwując, czy na pewno wszystko idzie tak jak powinno. Tommy dzwonił do mnie niecałe trzydzieści minut temu. Media w całym kraju huczą o wypadku w górach, a mimo wszystko to nie idzie na naszą korzyść. Przyjaciel mojej dziewczyny, powiedział, że postara się przylecieć najszybciej jak to możliwe, ale na początku musi załatwić wszystkie sprawy. Rozumiem go, w końcu to on miał się pozbyć Matt’a , a teraz cała sytuacja obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Sam jestem ciekawy jak to wszystko się potoczy.
Moje rozmyślenia przerwało skrzypnięcie drzwi, więc od razu podniosłem głowę i spojrzałem na zmęczonego lekarza.
- Co z Cassey? Wszystko w porządku? – Zapytałem podnosząc się z zajmowanego przeze mnie miejsca.
Lekarz nie udzielał mi odpowiedzi, a przez jakiś czas, patrzył na mnie smutnym wzrokiem. W tym momencie we mnie zbierały się wszystkie możliwe emocje.
Nie to nie może być prawda, moja Cassey musi żyć, ona nie może mnie teraz zostawić, nie teraz gdy miało być już tak dobrze, pomyślałem kiedy doktor przekręcił smutno głową.
- Niech pan idzie do niej i się pożegna – odparł cicho i krótko, klepiąc mnie po ramieniu.
Po chwili zauważyłem wychodzących kolejno lekarzy, pchających jej łóżko. Kierowali się do sali po drugiej stronie korytarza. Moje serce waliło jak nigdy w życiu, a z oczu wypływały łzy. To nie mógł być koniec, nie mógł. Ona musi żyć, to ja powinienem być na jej miejscu, nie ona. Nie moja śliczna, kochana Cass.
Przez ostatnie kilka godzin tyle się wydarzyło, ten wypadek, aresztowanie Matt ‘a, zabranie mnie i Cass do szpitala. Mi oczywiście nic się nie stało, tylko kilka zadrapań i stłuczeń, gorzej z Cassey. Dlaczego akurat ona musiała siedzieć po tamtej stronie, dlaczego akurat musieliśmy uderzyć w to jebane drzewo? Gdyby nie to ona by tutaj była, a nie tam za ścianą walcząc o swoje życie. Najgorsze było to czekanie, tak bardzo się bałem, że po chwili wyjdzie ktoś z tej sali i oznajmi mi najgorszą wiadomość jaka może teraz nastąpić. Wiedziałem jednak, że nie mogę dopuszczać za nic takiej myśli do siebie.
Gdy tylko skończyli mnie badać powiadomiłem mamę mojej dziewczyny o całym zdarzeniu. Teraz gdy zabrali Matt’a była całkowicie bezpieczna, więc nic nie stało na przeszkodzie by tu przyleciała. Dla Cassey to lepiej jeśli będzie miała więcej wsparcia.
Mijały kolejne godziny, a ja siedziałem bez żadnej nowej informacji, coraz bardziej się denerwując, czy na pewno wszystko idzie tak jak powinno. Tommy dzwonił do mnie niecałe trzydzieści minut temu. Media w całym kraju huczą o wypadku w górach, a mimo wszystko to nie idzie na naszą korzyść. Przyjaciel mojej dziewczyny, powiedział, że postara się przylecieć najszybciej jak to możliwe, ale na początku musi załatwić wszystkie sprawy. Rozumiem go, w końcu to on miał się pozbyć Matt’a , a teraz cała sytuacja obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Sam jestem ciekawy jak to wszystko się potoczy.
Moje rozmyślenia przerwało skrzypnięcie drzwi, więc od razu podniosłem głowę i spojrzałem na zmęczonego lekarza.
- Co z Cassey? Wszystko w porządku? – Zapytałem podnosząc się z zajmowanego przeze mnie miejsca.
Lekarz nie udzielał mi odpowiedzi, a przez jakiś czas, patrzył na mnie smutnym wzrokiem. W tym momencie we mnie zbierały się wszystkie możliwe emocje.
Nie to nie może być prawda, moja Cassey musi żyć, ona nie może mnie teraz zostawić, nie teraz gdy miało być już tak dobrze, pomyślałem kiedy doktor przekręcił smutno głową.
- Niech pan idzie do niej i się pożegna – odparł cicho i krótko, klepiąc mnie po ramieniu.
Po chwili zauważyłem wychodzących kolejno lekarzy, pchających jej łóżko. Kierowali się do sali po drugiej stronie korytarza. Moje serce waliło jak nigdy w życiu, a z oczu wypływały łzy. To nie mógł być koniec, nie mógł. Ona musi żyć, to ja powinienem być na jej miejscu, nie ona. Nie moja śliczna, kochana Cass.
*
Stanąłem nad jej łóżkiem i patrzyłem na jej bladą twarz, nie miałem już żadnej siły, poddałem się emocjom. Wtuliłem się jak najmocniej w nią i po prostu płakałem, płakałem kierując do niej wszystkie swoje myśli jakie chodziły mi teraz po głowie, chociaż ona i tak już pewnie ich nie słyszała.
- Nie możesz mnie zostawić rozumiesz? Nie możesz, ja Cię potrzebuje… potrzebuje. Za dużo dla mnie znaczysz, żeby teraz odchodzić. Ja Cię Kocham Cassey, nie rób mi tego – odparłem przez łzy, delikatnie się od niej odsuwając.
Popatrzyłem na jej twarz i delikatnie sunąłem palcami od jej czoła do ust. Przejechałem po nich kciukiem, a następnie nachyliłem się i obdarzyłem ją pocałunkiem pełnym miłości, a w tym samym czasie wszystkie maszyny w sali zaczęły wariować.
. ____________.
I JEST OTO OSTATNI ROZDZIAŁ NASZEGO BLOGA :D
I JEST OTO OSTATNI ROZDZIAŁ NASZEGO BLOGA :D
Mam nadzieje, że wam się podoba i tym razem wszyscy nasi czytelnicy skomentują rozdział :)
kochamy wam i nie martwcie się jeszcze epilog ;3
kochamy wam i nie martwcie się jeszcze epilog ;3
Proszę to sie nie moze tak skończyc 😥😓
OdpowiedzUsuńto są chyba jakieś żarty!! Cassey ma żyć! :'( ona musi żyć, no!
OdpowiedzUsuńna samej końcówce się popłakałam :(
czekam na epilog i mam nadzieję, że wszystko będzie ok :3
@saaalvame
Ryczałam przez cały rozdział :c Jezu no ona musi żyć :"c -@thisswaggirl_JB
OdpowiedzUsuńo kurcze, płacze. Jeezu..ona musi żyć!po tym wszystkim co oni przeszli..musi im się udać..Jeejku..
OdpowiedzUsuństraszna szkoda, że tylko epilog został;(
@magda_nivanne
Cass nie żyje? o nie! smutam...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to był ostatni rozdział tego bloga i tej pary...
wow wow wow !
OdpowiedzUsuńPłacze. Smutny rozdzial. Nie moge do czekac sie nastepnego :'(
OdpowiedzUsuńNie ona musi zyc ptosze no
OdpowiedzUsuń