sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 29. Brak słów.



Cassey
                Lot trwał kilka dobrych godzin i przez cały ten czas myślałam  o tym co zrobię Tommy’emu, jak tylko go zobaczę, za to że zostawił mnie tu samą z nim. Owszem, wcześniej moje myśli skupiały się tylko na jego osobie, lecz nie czułam się na siłach, żeby go zobaczyć i to tak bez zapowiedzi. To spotkanie sprawiło, że poczułam jeszcze większy ból, niż ten, który ciągle we mnie tkwił odkąd się o wszystkim dowiedziałam.
                W samolocie Justin usilnie próbował coś do mnie powiedzieć, coś wyjaśnić. Nie miałam jednak w sobie na tyle mocy, by popatrzeć w jego stronę i go wysłuchać. Skupiałam się tylko na tym, by nic mu nie odpowiedzieć, a najlepiej nie zwracać na niego uwagi, gdyż łzy, które ciągle czaiły się pod moimi powiekami były już bardzo bliskie ucieczki.
                Po wyjściu z lotniska, chłopak złapał taksówkę, informując mnie przy tym, że nią szybciej dostaniemy się do miejsca, w którym spędzimy kilka najbliższych dni. Jadąc autem przyglądałam się  pięknemu, górskiemu krajobrazowi i zastanawiałam się, gdzie ja teraz właściwie jestem. Widząc zmniejszającą się ilość sklepów i domów stwierdziłam, że zmierzamy do jakiejś niewielkiej miejscowości.
                Byłam bardzo zmęczona lotem. Kołysanie jadącego samochodu sprawiało, że z minuty na minutę stawałam się coraz bardziej senna. Nie miałam ochoty walczyć z tym ogarniającym mnie stanem. Delikatnie oparłam swoją głowę o drzwi i przymknęłam oczy. Czułam jak powoli odpływam do innego, lepszego świata snów.

                Do moich uszu, budząc mnie, dobiegł głośny świst czajnika oznajmiający, że woda właśnie się zagotowała. Niechętnie zmieniłam pozycje na łóżku i otworzyłam pomału oczy. Wpatrywałam się w sufit, jednak już po chwili uświadomiłam sobie, że wcale nie zasypałam w tym pomieszczeniu. Natychmiast usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Był urządzony całkiem przytulnie, choć po góralsku. Drewniane podłogi przyozdobione jasnymi skórami, drewniane ściany, przy których stały drewniane meble. Można by pomyśleć, że nadmiar drewna, jest przytłaczający, jednak to wszystko podkreślała szklana ściana, przez którą można było przejść na duży balkon z pięknym, zapierającym dech w piersiach widokiem. Z jednej strony pragnęłam tak bezmyślnie wpatrywać się piękny krajobraz, lecz poczułam, że mój żołądek jest pusty.
                Bez pośpiechu zsunęłam się z łóżka i ruszyłam w stronę drzwi. Korytarzem przeszłam w stronę schodów, po których zeszłam na dół z nadzieją, że znajdę tam kuchnie.  Cały parter zajmował wielki salon, który oddzielony był od kuchni jedynie długim blatem, przy którym postawiono wysokie krzesła. Nigdzie nie zauważyłam Justina.
                Czując częściową ulgę podeszłam szybko do lodówki i w tedy zauważyłam, że chłopak również to robi. Chciałam otworzyć szybko drzwi od urządzenia, gdyż miałam nadzieję, że pozwolą mi one oddzielić się od niego, jednak Justin przytrzymał je kładąc na nich swoją rękę.
                - Cassey, proszę porozmawiaj ze mną. Ja naprawdę nie mogę tak dłużej..
                Nic nie odpowiadałam. Stałam wpatrując się w jego dłoń. Dłoń, którą jeszcze niedawno mnie dotykał. Dłoń, którą jeszcze nie dawno dotykał najprawdopodobniej nie tylko mnie. Czułam jak wściekłość z powrotem do mnie wraca.
                - Przepraszam cię. Jestem idiotą. Za późno zrozumiałem, że jesteś dla mnie najważniejsza. Przepraszam.
                Justin wciąż mówił, a we mnie rosła ochota chwycenia za nóż i zrobienia tego z nim, co on miał zrobić ze mną.
                - Ja wiem, ja doskonale teraz wiem, że sam powinienem ci o wszystkim powiedzieć wcześniej. Tak strasznie cholernie żałuje, że to wszystko ukrywałem.
                Wiedziałam jednak, że nigdy nie byłam i nigdy nie będę w stanie tego zrobić.
                - Cassey, skarbie.. Błagam cię, wybacz mi. Jestem skończonym debilem, chociaż i to mało powiedziane, ale tak bardzo cię proszę, wybacz mi.
                Nie jestem pewna, czy mi się zdawało, czy nie, jednak słyszałam smutek w głosie Justina, który z każdym wyrazem stawał się coraz większy, i który z każdą sylabą przypominał mi jak bardzo jestem rozdarta i jak bardzo tego debila kochałam.. Nie, nie kochałam. Kocham.

Justin

                Stałe m, przy jednym z drewnianych parapetów patrząc na znajdujący się stosunkowo niedaleko las. Moje myśli od czasu do czasu przechodziły do mojej rodziny i tego, jak radzi sobie Tommy, jednak skupiały się głównie na Cassey.
                Byłem w tej kuchni razem z Cassey. Byliśmy tam we dwoje. Z każdym wypowiedzianym jednak przeze mnie słowem czułem, jak ona jest coraz dalej i dalej, a ja mam coraz mniejsze szanse, by ją odzyskać.
                Czułem jak brak jej odpowiedzi doprowadza mnie od środka do szału, mimo to mówiłem dalej. Chciałem usłyszeć z jej ust chociaż jedno słowo. Jakiekolwiek. Chciałem by na mnie spojrzała. Tak bardzo mi tego brakowało. Pragnąłem ją przytulić, pocałować, powiedzieć, że wszystko nam się ułoży. Przede wszystkim powiedzieć, że tak bardzo ją kocham, że aż żadne słowa nie są w stanie tego określić. I pragnąłem, żeby oba była w stanie chociaż trochę odwzajemnić to uczucie. Marzyłem o tym, by czuła się przy mnie bezpieczna, by była przy mnie bezpieczna. Zrobiłbym wszystko, żeby cofnąć czas i naprawić każdą jedną wyrządzoną jej krzywdę, każdy jeden swój błąd. Dlaczego musiałem tak bardzo to wszystko skomplikować..
                Nagle poczułem, jak w mojej kieszeni wibruje telefon. Przez myśl przemknęło mi, że to może dzwonić Matt. Gdy wyciągnąłem komórkę z kieszeni okazało się, że to dzwoni jednak moja mama. Przesunąłem palcem po wyświetlaczu i przyłożyłem słuchawkę do ucha.
                - Cześć mamo. – Starałem się brzmieć jak najbardziej normalnie, mając nadzieję, że nie wyczuje w moim głosie smutku.
                - Justin, synu. Gdzie ty jesteś? Przyszli do naszego domu jacyś obcy mężczyźni. Nie wiem co się dzieje. – Usłyszałem roztrzęsiony głos matki.
                - Mamo, co oni chcieli? Przedstawili ci się?  - Odparłem zdenerwowanym głosem.
                - Powiedzieli, że jakiś Matt kazał przekazać, że nie dotrzymałeś umowy i my wszyscy będziemy przez to cierpieć. – Z każdym usłyszanym słowem czułem rosnący strach. – O jaką umowę im chodzi? Justin, czego oni chcą od naszj rodziny?
                - Wytłumaczę ci to później, a teraz mamo posłuchaj mnie uważnie. Proszę cię, spakuj jak najszybciej najpotrzebniejsze rzeczy i zabierz dzieciaki. Nawet jak czegoś zapomnisz to nie wracaj się po to. Jedź jak najdalej od domu. Pojedź może do ciotki Sophii. Nie wracaj do mieszkania dopóki ci na to nie pozwolę, rozumiesz mamo? Nie pytaj teraz o nic. Obiecuje ci, że wszystko wyjaśnię, ale nie teraz.
                - Justin, ale..
                - Nie mamo, nie ma ale. Jedź już teraz i zadzwoń jak będziesz na miejscu. Kocham cię mamo i powiedz dzieciakom, że ich też kocham.
                - Dobrze synku, ale błagam uważaj na siebie. 
                - Cześć mamo.
                Rozłączyłem się i poczułem ogromny ból, jakby ktoś wyrwał mi serce i zaczął po nim bezkarnie skakać. Wszyscy moi  najbliżsi są w niebezpieczeństwie przeze mnie. Wszyscy. Słona kropla wypłynęła spod mojej powieki i kapnęła na ziemie. Przetarłem dłonią twarz. Po plecach przeszły mi ciarki. Moim organizmem wstrząsnął niepokój.



._________________________.

Cześć Wszystkim!  : )
Rozdział dość krótki, ale mam nadzieję, że mimo to wam się podoba.
Proszę Was, abyście wyrażali swoją opinię w komentarzach.
Do następnego. 

5 komentarzy:

  1. o matko! tak się boję.. niech wszystko się już ułoży no :(
    niech Cassey wybaczy Justinowi :(
    i niech ten cały 'koszmar' z Mattem się skończy :(
    @saaalvame

    OdpowiedzUsuń
  2. jak zwykle świetny ciekawa jestem czy Cassey odezwie sie w nastepnym rozdziale do Justina :) Czekam z niecierpliwoscia / @Vejtaszewska

    OdpowiedzUsuń
  3. O jejku super rozdzial. Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny, mam nadzieję że Cassey się odezwie do Justina..i że wszystko im się ułoży
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń